Dobry serial może tak wiele nauczyć. Np. ja głupi myślałem, że agent federalnej agencji USA ma ciężką, stresującą pracę w warunkach prawie wojskowego drylu.
A przecież tak naprawdę to zupełny luzik i warunki pracy lepsze, niż w Google. Szczególnie szefowie są do rany przyłóż. Z takim szefem np. w DEA to się chodzi na piwo w czasie pracy, można mu pyskować, można go opieprzyć, można olewać jego polecenia (a raczej sugestie i uprzejme prośby), można pyskować jego przełożonym. A ten brat łata tylko się uśmiechnie wyrozumiale i powie "wyluzuj stary".
Chcesz, to pracujesz, nie chcesz, to grzejesz krzesło za biurkiem lub idziesz do baru na piwo. A jak się znudzisz, to zawsze można pojechać na jakąś strzelankę, pamiętając tylko o założeniu jasnej koszuli, żeby bandyci wiedzieli, że nie mogą cię trafiać. Zresztą ryzyko i tak niewielkie, bo obie strony strzelają z replik karabinków szturmowych, przerobionych na wiatrówki na CO2. Przyjrzyjcie się, jak te "naboje" grzęzną w deskach i cienkiej blasze. Dla mniej zorientowanych, pocisk z "kałacha" albo z M-16 przebija pancerną blachę stalową 3,5 mm z odległości 280 - 400 metrów.
No tak, można i źle skończyć, ale to tylko, jak się jest nadgorliwym.
I najważniejsze: każdy amerykański agent DEA (nawet Meksykanin z pochodzenia) jest Dobry, Odważny, Szlachetny i Uczciwy.
A każdy policjant meksykański (o bandytach nie wspominając) jest Złym, Tchórzliwym Podłym i Sprzedajnym Łotrem.