Zdecydowanie Francis!
Widok Condé i Mary razem łamie mi serce, nawet jeśli odcinki oglądałam pobieżnie. Gdyby naprawdę ją kochał, nie wykorzystywałby chwili słabości. Francis zachował klasę, a Condé wkradł się do czyjegoś związku jak złodziej. Tak to odbieram. Rozumiem, że musiała się wyleczyć... Rozumiem, że spotkała ją tragedia. Ale na litość boską - Condé nie musiał niczego leczyć, a jednak sięgnął po miłą "poduszkę" do spania...
Co do Mary. Nie widzę sensu w gojeniu rany u boku mężczyzny, który wygląda na playboya i zmierza do jednego. Nie, nie i jeszcze raz nie. To może zabrzmieć brutalnie, ale jeśli chciała siebie poniżyć jeszcze bardziej, to jej się udało... Być może pominęłam jakieś szczegóły, ale facet (tj. ten Condé) wydaje się typem Narcyza i łapie pierwszą lepszą okazję.