Bardzo dobre kino społeczne. Rewelacyjnie oddane skomplikowanie irlandzkich ścieżek życiowych bez lukrowania lub happy endu. Mam nadzieję, że kiedyś nauczymy się rozliczać z polską trudną historię na poziomie na jakim to robią Irlandczycy i Brytyjczycy. Podibnym przykładem są "Derry Girls", a z filmów "Belfast", "Music Street", "'71", "The Miracle Club" czy np. "Handsome Devil". Każdy nieco inny, czasem komediowo czasem poważnie, ale zawsze z jakimś przesłaniem.
Czasy wojny i powojenne. Na razie cały czas żyjemy w czasach propagandy, tylko że do 1990 to była komunistyczna propaganda, a potem katolicko-narodowa. W obu wersjach po jednej stronie wszyscy byli święci, a po drugiej wszyscy źli.
Smutno się słucha, tak głupich komemtarzy jak twój. I jeszcze mówisz o propagandzie, a prostackość twojej wypowiedzi sugeruje, że sam jesteś zindoktrynizowany/a
Tak. Zostałem zindoktrynowany. A zindoktrynowali mnie Jacek Bartosiak, Piotr Zychowicz, ostatnio też Kamil Janicki swoją książką o pańszczyźnie, a wcześniej Zbigniew Nienacki książką „Liście Dębu”. Zostałem też zindoktrynowany przez kolegę, którego ojciec pochodzi z terenów, gdzie po wojnie działała grupa jednego z wyklętych, i tam ludzie się cieszyli, jak władze komunistyczne w końcu go złapały, bo jakoś nie pałali do niego sympatią. Zostałem też zindoktrynowany przez jednego znajomego, którego część przodków walczyła w AK, a część maszerowała na Berlin. I jedni i drudzy walczyli za Polskę. I jakoś tak wyszło, że za komuny o AK się nie mówiło, a podkreślało bohaterstwo Polaków w I Dywizji im. Kościuszki, a po transformacji gloryfikowało się AK, a o tych albo nie mówiło się wcale albo wręcz zrównywało ich z komunistycznymi zbrodniarzami. A wybór, jaki mieli, to zaciągnąć się do armii, bić się z Niemcami i może kiedyś wrócić do domu, albo zostać w ZSRR.