W piękny lutowy, niemal wiosenny poranek o 8:14 do bunkra wpadł rozpromieniony jak słońce
Cowley.
- Widzicie przed sobą przyszłego PREZYDENTA, matoły! - zaburczał od progu niczym radziecki ził
odśnieżający lubelskie drogi.
- Prezydenta czego? Działu sprzedaży polisy na życie "Wieczysty Cyrograf"? - dopytywał się
uprzejmie Dean - A co tam słychać na rozdrożach? Czyżby Generalna Dyrekcja Dróg i Autostrad
postanowiła stworzyć nowe stanowisko w Zarządzie Krajowym?
- Nie Debilu! - odparł kurtuazyjnie ekskról piekła - Na dole, w czeluści nastąpiła wiosna ludów....
- A macie lekką odwilż w piekle. Czyli nastąpiły kłopoty z chłodzeniem - wtrącił Lucek, który właśnie
zmroził oddechem butelkę bimbru Bobbyiego - Człowiek nie pokazuje się na starych śmieciach i od
razu następuje ogólny rozkład i degrengolada....
- Jaka degrengolada? To jest postęp, rozwój, egalitaryzm, demokracja, wolny wybór, którego się od
Was nauczyłem - Crowley potoczył płomiennym wzrokiem po nas, mieszkańcach bunkra - A wolny
wybór to niezbywalne prawo każdej jednostki, niezależnie czy jest człowiekiem, demonem, aniołem,
upadłym aniołem, wilkołakiem w drugim pokoleniu...
- Bu, hu, bla, bla, przestań lać wodę i przyznaj się, że pod twoją nieobecność, te czarnookie dziwki
się rozzuchwaliły i zlikwidowały stanowisko Króla Piekieł - wtrącił Bobby - Pięknie. Republikanie
rządzą piekłem i ogłaszają wybory "MISS OTCHŁANI"! Jedyny sposób na skuteczne pozbycie się
Ciebie z bunkra jest Twoja wygrana. Masz jakiś program polityczny?
W tym momencie na stół z mapą Świata wskoczyła Anabella w swoim galowym skafandrze z mega
nastroszonymi piórami. Kurza supernowa zaczęła coś energicznie skrobać na zaczarowanej przez
Lucka powierzchni blatu. Najpierw nad lokalizacją ukazującą bunkier, wyskoczył ogromny napis
PRESIDENT CROWLEY spod którego zaczęła rozlewać się czerwona niczym goździk plama
zakończona strzałkami ukazującymi kierunki ekspansji. Z boku pojawiła się legenda z datami przed
wyborczych spotkań "naszego kandydata". Roziskrzone spojrzenia Anabelli i Crowleya skrzyżowały
się. Przez ułamek sekundy toczyli między sobą rozmowę bez słów. Po czym oblicze
niegdysiejszego króla rozdroży zmiękło - Kochana, tylko ty możesz poprowadzić mnie do
zwycięstwa!
Król piekieł na prezydenta? Ten świat naprawdę schodzi na psy. Słowa Raphael'a z odcinka bodajże "Free to be you and me" nabierają coraz bardziej prawdziwego znaczenia.("You're living in the godless universe...")
Nie wszyscy wierzą w zwycięstwo Crowleya, ale dzięki naszej wydajnej pomocy na pewno zwycięży. Wszyscy bierzemy udział w jego kampanii wyborczej. Zaangażowanie z naszej strony jest całkiem szczere. Po prostu Bobby uświadomił nam, że jeśli Crowley wygra wybory odejdzie z bunkra. A wraz z nim zniknie nam z oczu Anabella. I wszyscy będą szczęśliwi.
Musimy mu wymyślić jakiś program wyborczy. Crowley ma zamiar obiecywać najróżniejsze cuda, byle tylko zwyciężyć. Stwierdził, że najważniejsze w kampanii to zdobywać serca i umysły. Obiecał, każdemu demonowi, który na niego zagłosuje dziewice i tyle wnętrzności ile da rady zjeść.
Na impali zamontuje się głośnik i Crowley będzie jeździł po mieście i swoim seksownym głosem zachęcał wyborców by na niego głosowali.
Co jeszcze możemy zrobić, by wygrać. Nikt nie ma pomysłu. Nagle odzywa się Castielek.
- Tatuś mówił, ze kiedy ludzie baldzo cegoś kcą to kłamią. Kazał mi duzo kłamac.
Lexa się troszkę wkurzyła. W końcu Lucek nauczył małego przeklinać a teraz Dean uczy go kłamać. Sprowadzają jej synka na złą drogę.
- Castielku, dlaczego tatuś mówił, że trzeba dużo kłamać.
- Bo tak zostaje się plezydentem!
Mały ma całkowitą racje. A wiec : GŁOSUJCIE NA CROWLEYA!
Errata
czyli krótka instrukcja obsługi tematu.
Jest to kolejna odsłona przygód kury Anabelli, Pierzastej Apokalipsy, ulubienicy i powiernicy Crowleya.
Ta opowieść znana jest Wam może z wcześniejszych "Luźnych rozmów" (część pierwsza i druga), z "Naszej wersji Supernatural" i "Anabelli - Luźnej wersji Supernatural"
We wpisach należy utrzymywać "ciąg przypadkowo - przyczynowo - skutkowy" i "logikę wydarzeń", choć zdarzenia nie do końca muszą być logiczne.
Przydatna jest również znajomość wcześniejszych wydarzeń. Po każdym wpisie czekamy na odpowiedź następnej osoby, tak aby nie zmarnował się żaden pomysł.
Do twórców alternatywnej wersji Supernatural można dołączyć po konsultacji z jej Matką Założycielką czyli LEXĄ
Często bywa na tym forum, więc warto pytać jeśli macie absurdalne pomysły :)
skąd ty takie fajne historie znasz
po przeczytaniu całych ( pomijając małe błędy) stwierdziałam że są całkiem fajne...
Główka pracuje... lecz najważniejszy jest pomysł.
Idea zrodziła się w głowach Lexy, Dannyego_22, RubySavy, Freda89 i paru jeszcze innych członków Ciepłej Elity :)
To tacy nasi Ericowie Kripke.
Gabryś zaczął się martwić o to, że społeczeństwo jest niedoinformowane jeśli chodzi o kandydatów na PREZYDENTA PIEKŁA w trwających wyborach. Twierdzi, że wszyscy są manipulowani przez fałszywą kampanię medialną organizowaną przez Abaddon. W związku z tym wraz z pomocą Balthazara i Lucka, przygotował obiektywny i niezakłamany biuletyn, dzięki któremu wyborcy będą mogli lepiej się rozeznać wśród kandydatów.
CROWLEY:
Mały zakompleksiony socjopata, złośliwy kurdupel czy prawdziwy piekielny patriota? Zdecyduj sam. Jest jednym z nielicznych demonów, którzy zawsze dotrzymują słowa. Na przykład kiedy obiecał, że nie wejdzie z tymi ''skrzydlatymi wieśniakami'' do klubu, to słowa dotrzymał. Ma dar przekonywania innych. Źródła mówią, że płakał oglądając Króla lwa. Obiecał, każdemu demonowi, który na niego zagłosuje dziewice i tyle wnętrzności ile da rady zjeść.
ABADDON:
Czy ktoś kto jest kobietą może być prezydentem!? Czy można powierzyć tak odpowiedzialną funkcję komuś, kto nie pełnił żadnej poważnej funkcji publicznej (bycie RYCERZEM PIEKŁA się nie liczy – u nich zawsze były jedynie libacje i rzezie dziewic i małych, puchatych kotków)
Zdecyduj sam. Jeśli uważasz się za człowieka myślącego logicznie unikaj tego demona jak ognia!!
NIGDY ale to PRZENIGDY nie częstuj się orzeszkami, które zostawia przed bramami piekła!! Mogą wywołać nieodwracalne szkody w psychice. Mądrzy ludzie powiadają, że kiedy wpisali w Google ''kłamca”, pierwszym wynikiem była Abaddon. To nie może być przypadek!
Schodzę rano na śniadanie a tam już się krząta Gabryś w różowym, falbaniastym fartuszku. A mówiłam, że z niego dupa wołowa a nie kucharz. Niestety, nie dysponujemy obecnie ani jednym ''stworzycielem boskich potraw'', więc... Ale nikt mnie do konsumpcji ''dzieł'' tego ogrodnika nie zmusi. Kto wie, ile naładował tam ziół. Poza tym mogą tam być śladowe ilości cementu bądź oleju silnikowego – tort upieczony przez niego wciąż stoi w kuchni i nikt nie śmiał go tknąć. Cofnij. Oprócz Hectora, który złamał sobie na nim dwa przednie zęby. Siadam do stołu i rozglądam się za czymś normalnym. Chemicznie ujmując, śniadanie, które zdobi obecnie stół składa się z 90% tłuszczu, 50% cementu, 20% oleju silnikowego, 5% białka oraz 0% soli. Wg Gabrysia takie potrawy sa najlepszym lekarstwem na porannego kaca. Bobby szepnął do mnie, że jakby ściągnąć te podejrzane zioła z kanapek, to będą w miarę zdatne do jedzenia. Jego wypowiedź przerwał głośny hałas dobiegający… ani z prawej, ani z lewej strony – raczej zewsząd. Bum! Zza lodówki wyskakuje Anabella z „groźną” miną i krzyczy coś w kurzym języku. Zaraz jednak staje prosto eksponując tym samym swój skafander i nastroszone pióra. Balty siedzi przy stole. Trzyma w dłoni łyżeczkę i mruczy pod nosem: Już niedługo, już niedługo... Biedny Kevin, nie odzyskał jeszcze sił po ostatniej imprezie i trzęsąc się ulokował swoje cztery litery na swoim ukochanym, różowym taborecie z frędzelkami. Ściska rozpaczliwie butelkę wódki, bełkocze coś o łamaniu jego praw, deprawacji młodych ciał i umysłów oraz oskarża wszystkich o wywołanie u niego rozstroju nerwowego. Znowu dzwoniła pani Tran i kazała przekazać synowi, że jeśli nie przestanie on chlać na umór to go wyśle na przymusowe leczenie do doktora Pedro. W końcu wkurzyła się brakiem odpowiedzi z naszej strony. Wczoraj zapukała do bunkrowych drzwi, jako, że wszyscy byli zalani, czekała długo. Bardzo DŁUGO. W końcu Kevin otworzył i powiedział ,, Ja się nigdzie stąd nie ruszę, bo tutaj o mnie dbają'' i zatrzasnął matce drzwi przed nosem. No to się chyba wszystko wyjaśniło.
Wracając do dnia dzisiejszego.
Jak myślicie, skąd grzeczny maluch zna brzydkie słowa? Już wyjaśniam, choć wtajemniczeni już wiedzą.
Castielek szybko podłapał niecenzuralne wyrazy, którymi raczył cały bunkier Lucek: @$..?&*…#@$$&… *$#!@&* !!! Nie będę kalać siebie językiem którym on się często posługuje ale uwierzcie mi na słowo mówione… to są przekleństwa na przekleństwie.
A teraz mój błyskotliwy Dean, uczy naszego synka kłamać. Zaraz mu to z głowy wybije! Gdzie ja podziałam patelnie, GDZIE?! Ataner próbuje mnie ugłaskać. Mówi, że w tej sytuacji kłamanie jest potrzebne. Szybko jej przypominam o kłamstewkach, które wybuchły Deanowi prosto w twarz – założę się, że jeśli Crowley przesadzi, to stanie mu się coś o wiele gorszego.
Nie tylko Kevin uległ deprawacji....
Siedzimy sobie spokojnie przy porannej kawie. Gabryś furkocząc falbaniastym, różowym fartuszkiem udał się do laboratorium w poszukiwaniu kolejnych substancji, które w jego rozumieniu będzie można przetworzyć na jedzenie. Zapasy oleju silnikowego i cementu wywleczonego z garażu zostały bezpowrotnie stracone. Gdy tylko zielarz, amator substancji mazistych zniknął za winklem, Balty omijając Anabellę szerokim łukiem i mamrocząc "już niedługo", podążył jego śladem. Hector umilał nam czas prezentując dwa świeżo wstawione przez doktora Pedro siekacze, które jaśniały bielą na tle pozostałego garnituru zębów. Błyskał tak regularnie uśmiechem, że Anabella jak każde szanujące się ptaszysko, czułe na świecidełka, dziabnęła go dziobem w wargę.
-Nie tak namiętnie kochana - wyrwało się ze zranionych ust Hectorowi. Pech chciał, że ostatnie zdanie usłyszał nasz polityczny pretendent więc Hector zaliczył liścia od Crowleya. Dobrze, że Fred wybył gdzieś z Maggie, bo pewnie Piekło straciło by potencjalnego prezydenta zaciukanego siekierą od szeryfa Ricka. Zaś Hector, który miał zawsze luźniejszy stosunek do zdarzeń zachodzących na Świecie, wyszczerzył się rozbrajająco do Crowleya. Złośliwy kurdupel widocznie zastosował się do rady Deana, ponieważ z uśmiechem skłamał, że nie żywi urazy. Otumaniona Anabella wskoczyła mu na ramię, szepczą coś po kurzemu. Crowley zamaszyście uścisną wszystkim pijącym kawę dłonie i odmaszerował do biblioteki ze swoim pierzastym doradcą ds Public Relations.
Po tym początkowym zgrzycie poranek zapowiadał się pięknie. Najlepszy z diabłów miał dzień dobroci dla ludzi, "tych marnych, %^^&**&&^%#####, nieowłosionych małp, które zawracają mu dupę i marnują jego nieograniczony, kur_wa, wieczysty zapas czasu" - jak zwykł mawiać. Więc Lucek miał dzień dobroci i serwował wszystkim chętnym (tzn wszystkim) w oszronionych własnym oddechem, okraszonych selerem naciowym szklaneczkach "krwawą Mary" ze świeżo zerwanych toskańskich pomidorów, papryczki chili (prosto z Peru) przetworzonej diabelskim sposobem na aromatyczne tabasco, sosu Worcestershire, soku z izraelskich cytryn, z obowiązkową porcją wódki i wytrawnej sherry. Napój sporządzony w ten sposób miał niesamowite właściwości lecznicze dla skacowanych umysłów. Nawet Kevin drżący na swym puchatym, różowym taborecie z frędzelkami, odzyskał błysk w oku i zaczął wyrzucać z siebie nowe pomysły, mające doprowadzić do wygranej Crowleya ( i pozbycia się Anabelli ). Ogólny entuzjazm był tak zaraźliwy, że Dean, który lubił pielęgnować bunkier, lecz w natłoku obowiązków nie miał na to czasu, zaczął zamaszyście polerować blat ze stali nierdzewnej tuż przed naszymi nosami. Nie ma co gadać, energicznie wymachujący ścierką Dean prezentuje się pięknie, można nawet powiedzieć, że ścierka w jego rękach zwala z nóg, bywa oszałamiająca, a nawet zabójcza! Więc Lexa, Ataner, Ruby i ja zaczęłyśmy się w niego wpatrywać.... Przed słusznym gniewem, spotkaniem z patelnią teflonową, tasakiem, diabelskim przekleństwem lub łosiowym kopytkiem uchroniło nas nagłe wtargnięcie mokrego Thora.... mistera mokrej podkoszulki.....
- Zima w tym roku wyjątkowo ciepła i deszczowa. Podmyło fundamenty i saunę szlak trafia!!! - Uświadomił nam skandynawski osiłek. - Nawet z Asgardu widać, że moja trampolina wylądowała w bagnie! A przyjmijcie to do wiadomości, że lubię ją bardziej niż tęczowy most! Przeszukałem cały bunkier i nie znalazłem ani okruszyny cementu, ani kropli oleju skalnego, żeby uratować dzieło rąk moich...- pożalił się blondi. Spojrzenia wszystkich skierowały się ku wytworowi cukierniczo-podobnemu, który tylko Gabryś nazywał tortem. Rozpromieniony Thor dźwignął zastygnięty cement, zgarniając drugą ręką porzuconą miskę z olejem napędowym udającym sos balsamico. Żeńskie spojrzenia znalazły sobie nowy obiekt uwagi i spoczęły na dawno nie widzianej, a szybko oddalającej się dolnej części pleców Thora..... "Tym razem nawet Lexsie się nie upiecze"- pomyślałam z rozrzewnieniem.
A jednak się upiekło. W środek karczemnej kłótni wpadł Garth, który podpalił włosy Fizi-mizi ( obecnej partnerki Mr Fizzelsa), czym uruchomił spryskiwacze i ostudził zapały.
- Idioci, posłuchajcie mnie przez chwilę... - zaczął ex-dentysta.
- Tak na marginesie źle wymawiasz "idioci" - wtrącił się Bobby - ale kontynuuj, bo może masz lepszy pomysł na spędzenie dzisiejszego dnia, niż ci IDIOCI!!!
- Wszystkim dobrze zrobi chwila z jogą.... oczyści umysły, przegoni złą energię, wyrówna jin i jang, a przede wszystkim poprawi kondycję naszego KANDYDATA!
Tym sposobem cała populacja bunkra wylądowała w bibliotece, tymczasowo przearanżowanej na salę gimnastyczną.
Po drodze spotkała mnie zasłużona kara za kudłate myśli.
W wąskim korytarzyku prowadzącym z sypialni do części dziennej bunkra natknęłam się na Crowleya tonącego w namiętnym uścisku Bobbyiego. Panowie zasysali swoje wargi niczym jamochłony w bardzo soczystym causie. Przeszłam za ich plecami kompletnie niezauważona. Obraz tych uścisków na trwałe wypalił się na mojej siatkówce. Jednak traumatyczne przeżycie wyjaśniła uwaga wujcia Bobbyiego, która dobiegła moich uszu:
- Tak całują się mężczyźni w Rosji. W Soczi jest wiele demonów zgarniających duszyczki pazernych sportowców... Nie łatwo wygrać złoto olimpijskie! Nie łatwo wygrać wybory, ani utrzymywać się stale przy władzy jak Putin, co? Musisz się uczyć od najlepszych i przekonywać elektorat.... A czas masz do jutra.
Tutaj muszę zaznaczyć, że uściski były skrzypiące, bo ex-król piekła pożyczył sobie od Ruby jej lateksowy kombinezon, żeby się bardziej zmęczyć podczas ćwiczeń fizycznych.
Jak się później okazało, nie był to jedyny ekstrawagancki strój do jogi. Garth, który podjął się trudu prowadzenia zajęć pozostał w dżinsach i koszuli khaki. Dean wcisnął się w dresy i koszulkę oddychającą z Lidla z długim rękawem. Taki sam zestaw miała Lexa. Ruby miała seksowne szorty i w szorty ubrała również Sama.... Lucek przydreptał w samych bokserkach w małe diabełki ( on nigdy nie dał mi zapanować nad swoim strojem), prezentując owłosioną klatę oraz zwykłej długości i grubości bose nogi. Kochana, lecz złośliwa bestia nie mogła powstrzymać się od uwagi:
- Sammy, góra wyćwiczona, a nóżki chudziutkie....
Sam zerwał się z podłogi na całą swoją wysokość, sapnąwszy gniewnie nad rozbawionym Luckiem. Z mojej perspektywy, a rozkładałam wówczas matę na podłodze, nogi obu panów wydawały się jednakowej grubości, chociaż nie jednakowej długości. Ataner próbowała zażegnać konfrontację żartobliwą, uwagą że "łosie mają długie, szczupłe nogi", co spotkało się z morderczym spojrzeniem Ruby. Cała sytuacja wymknęła by się spod kontroli gdyby nie...
Hej!
Od dawna na bieżąco czytam Wasze wymyślone historie. Na dalszy ciąg tych opowieści czekam równie niecierpliwie, jak na każdy kolejny odcinek Supernatural :D
Wiem, że nie ogłaszaliście naboru na dodatkowych twórców, że nie potrzebujecie nikogo nowego w Waszym gronie, ale może dla mnie zrobicie wyjątek i przyjmiecie mnie.
Evo pisze, że Lexa, jako Matka Założycielka sprawuje tutaj władze, wiec jej głos liczy się potrójnie.
Nie krzyczcie na mnie i nie bijcie mnie :) Jeśli nie możecie spełnić mojej prośby, to trudno. Zrozumiem. Ale będę się bardzo cieszyła, jeśli pozwolicie mi zostać w Waszym bunkrze :)
Witaj w naszych skromnych bunkrowych progach nieznajoma :D
Jako Matka Założycielka udzielam Ci zgody na dołączenie do twórców alternatywnej wersji Supernatural. Mam nadzieję, że będziemy żyć w zgodzie, przyjaźni, alkoholu nigdy nie zabraknie a dobry humor nigdy nie zgaśnie.
Piszesz, że jesteś na bieżąco - w takim razie nie muszę Ci przypominać żadnych faktów: kto z kim, co się dzieje, gdzie, jak i dlaczego. Prosimy tylko o ładne wkręcenie się do tematu. Ciąg przypadkowo - przyczynowo - skutkowy i logika wydarzeń (choć zdarzenia nie do końca muszą być logiczne), są jednym z najważniejszych reguł.
P.S. Nie wiem kto zdrowy na umyśle chciałby zamieszkać z nami - ale zapraszamy!
Tak zapraszamy, ale....
najpierw biegiem marsz na obowiązkowe szkolenie " Zdrowie psychiczne - typowe problemy, nietypowe rozwiązania" do doktora PEDRO!
Zanim przestąpię próg tego bunkra muszę odwiedzić klinikę doktora Pedro. Musze przynieść zaświadczenie, że jestem zdrowa na ciele i umyśle i w pełni świadoma swojej decyzji zamieszkania tutaj. Nie znam tego lekarza, wiec zasięgnęłam opinii jego pacjentów. Sammy, Crowley, Danny, Ataner – wszyscy twierdzą, że to dziwak i ekscentryk, ale też i cudotwórca.
Powiedziałam mu z czym przychodzę a on od razu zabrał się do postawienia mi diagnozy.
Chciał sprawdzić moje reakcje na bodźce i walnął mnie młoteczkiem w kolano. Co miałam robić? Oddałam mu. Kopnęłam go tam gdzie kończą się plecy. Przepraszam – odruch bezwarunkowy.
Potem przeliczył moje zęby.
– Po co? – pytam.
– Sprawdzam czy jest ząb mądrości. Ząb mądrości według moich najnowszych teorii, sprawia, że człowiek jest inteligentniejszy od reszty społeczeństwa. Tutaj niestety została tylko pamiątkowa dziura po tymże zębie, a wiec inteligencja na poziomie reszty społeczeństwa. W normie.
Potem zajrzał do gardła, zmierzył, zważył. Po prostu kompleksowe badanie. Na ciele jestem zdrowa. A co z umysłem. Położył mnie na kozetce i zaproponował hipnozie. Nie, dzięki. Jeszcze cofnie mój umysł do czasów dzieciństwa. Skończę jak Castiel. Może tylko porozmawiamy. Wysłuchał moich bolączek, pomyślał, pomruczał coś pod nosem i powiedział mi tak
– Są trzy zasady pełnego powrotu do zdrowia psychicznego. Zasada numer 1: Zawsze słuchaj tylko doktora Pedro! Zasada numer 2: Doktor Pedro ma zawsze racje. Zasada numer 3: Jeśli ktoś twierdzi inaczej – olej go i stosuj się do zasady numer 1 i 2. Terapia jaką dla ciebie proponuje. Musisz się relaksować. Najlepiej robić to drapiąc kogoś po brzuszku. Mogłabyś drapać mnie, ale musiałabyś przychodzić do kliniki codziennie o stałej porze.
– A pan doktor nie mógłby pofatygować się do naszego bunkra?
– Nie!!! Ostatnio kiedy tam byłem przypadkowo spotkałem Zeusa i nabawiłem się choroby nerwowej. O! Widzisz jak mi oko lata!
– Panie doktorze, a czy to musi być ludzki brzuszek? Bo w bunkrze jest ktoś kto uwielbia takie drapanie. Mały York Szantażysta. Może by wystarczył.
Doktor po namyśle zgadza się na takie rozwiązanie. A wiec z zaświadczeniem o mojej poczytalności staje przed bunkrowymi drzwiami. Wchodzę tutaj pierwszy raz i nie wypada wejść z pustymi rekami. To bardzo niegrzeczne. Przyniosłam wiec kosz pełen różnych przysmaków. Każdy znajdzie coś dla siebie. No i coś do picia: wódka, tequila, rum, gin, whisky i śliwowica. Pani w sklepie mówiła, że są dobre i mocne.
Trafiłam na lekcje jogi. Początkowo prowadził ją Sam, twierdząc, że ma dyplom w tej dziedzinie. Dziwne, że nigdy o tym nie wspominał, ale niech mu będzie.
– Teraz pozycja psa z głową w dół. Wytrzymajcie 5 minut.
Na propozycje takich ćwiczeń wszyscy się zbuntowali i odebrano mu gwizdek trenera. Nawet Dean go nie poparł. Gwizdek i funkcje prowadzącego przejął ponownie Garth. Przynajmniej proponowane przez niego ćwiczenia nie są takie meczące.
Oczywiście odezwały się głosy, że i ja powinnam ćwiczyć, a nie siedzieć na kanapie i nabijać się z ćwiczących. Z miłą chęcią, ale nie dzisiaj. Teraz jest pora mojej terapii czyli głaskanka po brzuchu. Mały York jest przeszczęśliwy, nie mówiąc już o tym jak zadowolona jestem ja. Znowu udało mi się wykręcić od ćwiczeń fizycznych
Chyba pozwiedzam sobie ten wielki bunkier. Musze przecież znaleźć jakiś kącik do spania. Może znajdę jakiś malutki, wolny pokoik.
Cała sytuacja wymknęła by się spod kontroli gdyby nie zadzwonił dzwonek do drzwi, a Ruby miała w zasięgu miotacz. Jednak miotacz leżał w pokoju Sama, pozostając w taktycznym ukryciu pod stertą ręczników. Gdyby tak nie było, diabełki na luckowych gaciach odtańczyły by swoje ostatnie, płomienne mambo.
- Idę otworzyć. - Zerwała się Lexa - Zachowujcie się... jak ludzie, nie jak zwierzęta! Mamy gości, więc przynajmniej udawajcie, że mieszkają tu zdrowi na umyśle!
Wszyscy spuścili głowy jak potulne, niewinne baranki. Dla rozładowania atmosfery Garth zaproponował, żeby Sam poprowadził zajęcia.
Sammy zabrał się do dzieła z wielkim zapałem informując, że ma dyplom instruktora jogi , ale nie jogi klasycznej... tylko hathajogi, która w znacznej mierze gubiąc moment filozoficzny, kładzie silny nacisk na magiczne i ezoteryczne aspekty jogi, dążąc przy tym silniej niż inne kierunki do uzyskania mocy ponadnaturalnych, a zwłaszcza do zwycięstwa nad śmiercią, starością i chorobą.
TAKI WSTĘP u wszystkich wywołał efekt rozluźnienia szczęki (nawet u Deana). Potem było już tylko gorzej. Po paru asanach poczułam się jak zwierzę.... chociaż Lexa przed tym ostrzegała.
Co zrobić. Seria "Czapla, Kobra, Wrona, Król gołębi z jedną nogą, Świerszcz, Paw, Leżący bohater, Odwrócony żółw, Pies z twarzą do góry, Lew, Krokodyl, Ryba, Tańczący Śiwa, Pies, znowu Wrona, Trup i znowu Pies" może w każdym wyzwolić zwierzęce instynkty. Słomianka, którą zdarłam ze ściany i zaangażowałam do roli maty rozjeżdżała mi się pod tyłkiem, lub rękami... Na szczęście w swoim bólu nie byłam odosobniona i przy 5-cio minutowym "Psie" nastąpił ogólny bunt. Bobby w podartej bawełnianej koszulce i w swojej nieodzownej bejsbolowej czapce podszedł do Sama. Ruchem właściciela drużyny futbolowej, (amerykańskiej drużyny futbolowej), odebrał mu gwizdek i bez słowa przekazał go Gathowi. Po czym nastąpiły długo oczekiwane "ćwiczenia rozluźniające", czyli leżenie na podłodze i głębokie oddechy przy plumkającej muzyczce, którą zarekwirował Bobby jakiemuś "wczaso-obozowiczowi".
Tym czasem na naszej kanapie rozsiadł się gość. Kątem oka dostrzegłam, że zachęcający koszyczek został błyskawicznie porwany przez Kevina, który podążył z nim w stronę, a jakże swojego pokoju, a nie kuchni. Na szczęście pobrzękująca reklamówka wylądowała na barku, do którego szybko podszedł Hector, zwolniony z zajęć fizycznych ze względu na poranne obrażenia. Hector wykazał się gościnnością i odwagą. Wyjął kryształową tackę, kryształowe kieliszki i najlepszą wiśniówkę Dannyego. Z takim ekwipunkiem udał się w stronę nieznajomej drapiącej metodycznie Szantażystę Yorka, psa co dla drapania był gotów na wszystko.
Ze strzępów rozmowy, które przebijały przez dźwięki "fali oceanu" zalewającej bibliotekę, wynikało, że Nienor, bo tak nazywała się dziewczyna, szuka taniego mieszkania. Doktor Pedro polecił jej nasz bunkier. Swoją drogą czemu szukać mieszkania przez psychiatrę / internistę? W każdym razie wydawała się sympatyczna, a jej obecność chociaż na chwilę rozwiązywała problem Yorka. Podły pchlarz, nie głaskany regularnie, gwałcił pojawiające się w jego zasięgu ludzkie golenie. M'am, jego emerytowana koleżanka ze schroniska, kwitowała takie zachowanie zwijaniem się w tak ciasny kłębek, że niedowidzące oczy przykrywała puszystym ogonem.
Analizę zachowania Yorka przerwał mi Garth. Nakazał siad "po turecku". Teraz miała nastąpić wyjątkowo ważna część: ĆWICZENIA TWARZY.
Krótki, ale regularny trening miał zapewnić Crowleyiowi zdecydowaną przewagę podczas wystąpień publicznych i debat politycznych.
Nie można powiedzieć....Nasz kandydat miał wyjątkowo elastyczną fizis, lecz wiadomo: trening czyni mistrzem.
Zaczęliśmy od wypychania policzków językiem. Następnie należało wystawić maksymalnie język. Dla tych którzy odziedziczyli to w genach, zalecane było zwinięcie języka w trąbkę. Krótka chwila, gdy językiem udajesz stukot końskich kopyt. Następnie jak mawiał klasyk "koński odgłos paszczowy". Potem próby dotknięcia językiem czubka nosa (dla mnie zawsze nieudane, bo mam i krótki język, i krótki nos). Prychanie ustami, bardziej przypominające pierdzenie (przydaje się gdy popadasz we frustrację). Przewracanie oczami - najpierw okręgi od lewej do prawej, następnie na odwrót. Podążanie wzrokiem za własnym palcem. Przesuwanie żuchwy do przodu, na boki, do tyłu.
Gdy solidnie zakręciło mi się w głowie od ćwiczeń przypominających wizytę u neurologa, lub test na trzeźwość, Garth postanowił pokazać Crowleyiowi czego robić nie powinien.... Za egzemplarz pokazowy wybrał sobie nie wiedzieć czemu Sama, który siedział z zasmuconą miną lekko marszcząc brwi po fiasku w roli trenera.
- Zapamiętaj sobie Crowley... takiego wyrazu twarzy unikaj! Pani w warzywniaku nazwała to "drewnianą twarzą". W zaufaniu powiedziała, że ilekroć Sam przychodzi do niej po jabłka, to tak wygląda i kobiecina nie wie czy ma mu sprzedać "malinówki", czy "antonówki". W związku z tym obawia się o swoje życie twierdząc, że "Nigdy nie wiesz co takiemu chodzi po głowie".
Sam słysząc to, wytrzeszczył oczy i ze zdziwienia otworzył usta. Zrobił klasycznego ŁOSIA.
- Tak też nie rób! Chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego - rzucił Garth.
Samowi zaczęło się całkiem szybko podnosić ciśnienie. Zacisnął mocno usta co zapowiadało, że jakaś osoba, lub ewentualnie przedmiot zostaną zaatakowane pięścią...
- O, o właśnie, o to mi chodziło. Taki wyraz twarzy, pan Sklepowy z GSu nazwał przerostem formy nad treścią. Jak byłem ostatnio na zakupach, szepnął mi słówko "Powiedz koledze - czyli Samowi - żeby nie robił głupich min, bo wygląda jak kretyn"....
Po tej uwadze z Sama zeszło powietrze. Zrobił się całkiem malutki. Zwinął matę i podreptał w kierunku kuchni. Na odchodnym rzucił tylko cichutko, tak że go nikt nie słyszał " A naprawdę byłem gotowy na śmierć..."
Hector zachował się jak na prawdziwego gospodarza przystało. Poczęstował mnie cudowną nalewką i zabawia rozmową. A jest o czym rozmawiać, biorąc pod uwagę to, co się dzieje przed naszymi oczami. A wiec siedzę, drapie yorka i obserwuje. Skończyła się lekcja jogi. Tylu męskich tyłków, w tak różnych pozycjach w życiu się nie naoglądałam. Ta joga to świetny pomysł. Na pewno jeszcze nie raz przyjdę popatrzeć. W końcu o tej właśnie porze mam terapie z yorkiem.
Teraz rozpoczyna się gimnastyka twarzy i języka. Czy wolno mi się śmiać? Chyba nie wypada. Wszyscy zachowują sie jak dzieci – klaszczą, stroją głupie miny, pokazują sobie języki. Gdybym nie wiedziała, że to dalsza część jogi, pomyślałabym, że postradali rozum.
Hector jest naprawdę bardzo miły. Po dwóch kieliszkach nalewki nawet przystojny. Trochę nierozgarnięty, bo jak można nazwać człowieka, który próbuje zjeść tort z cementu, ale na pewno jest bardzo silny i uczynny. Oprowadził mnie po całym bunkrze. Pokazał mi wszystkie pomieszczenia, znalazł pokój na końcu korytarza i pomógł się rozpakować. Pokoik jest malutki, ale jest mój. Cudownie.
Za godzinę wszyscy mamy zebranie w kuchni i bierzemy się za pieczenie pączków, donatów, faworków i innych bardzo kalorycznych wypieków. Słodka tradycja a czasu coraz mniej. Problem w tym, że spiżarnia świeci pustkami. Nie ma mąki, nie ma cukru ani oleju. Gabryś co prawda chętnie się zaoferował, że on nam dostarczy produkty, ale po historii z pieczeniem tortu, ma zakaz wstępu do kuchni. Tak wiec z powodu braku produktów nasz zapał cukierniczy nieco opadł. Chyba skończy się na tym, że ktoś pojedzie do supermarketu i kupi kilkadziesiąt pączków z dżemem.
https://www.google.pl/search?q=doctor+pedro&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=c4EMU8e 6GK2O7QaAvoDoCQ&ved=0CAgQ_AUoAg&biw=1280&bih=820
o to ci chodzi?
Cześć, napisz dokładnie co Ci się nie podoba, to postaram się poprawić mój styl... na naukę nigdy nie jest za późno.
Ps. Może Putin Ci się nie spodobał, co? ;D
Można o nim wiele powiedzieć... zazwyczaj niezbyt miłego, lecz na pewno skutecznie trzyma się stołka, a taka wiedza przyda się Crowleyiowi w "Piekielnej rozgrywce" o tron.