Nie z tego świata

Supernatural
2005 - 2020
8,1 97 tys. ocen
8,1 10 1 97109
6,8 9 krytyków
Nie z tego świata
powrót do forum serialu Nie z tego świata

Jak pewnie nie trudno zauważyć, różnią się od tych klasycznych.
Bardzo chętnie poczytam o drobnych, jak i o większych brakach. Oto moje:
Brakuje mi tych scen, w których Dean ma pełne usta, gdy akurat coś się dzieje. Miał wtedy policzki jak chomik. Poza tym znika gdzieś chamskie poczucie humoru, za które pokochałam ten serial. Na jego miejscu pojawiły się ckliwe, żeby nie powiedzieć babskie, rozmowy. W dodatku Dean nie nazywa już Sama kujonem.
Lisa też nie była tą samą Lisą, odznaczającą się wyrozumiałością i cierpliwością. Po piątym sezonie stała się jak te wszystkie serialowe baby, co wrzeszczą o byle gówno i nie dają sobie niczego wyjaśnić. Wielce zraniona przez wszystkich, bo nie umie słuchać. Typowy babsztyl.
Zresztą... cały serial zbabiał. Wcześniej był bardziej..."męski".
I czy zapomniano o pisarzyku, który zniknął w ostatnim odcinku piątego sezonu? Sugerowało to, że nie był żadnym prorokiem, a raczej Bogiem. Tymczasem wątek religijny zaczął wygasać. Anioły się powyrzynały, demony są chyba na wakacjach, a tak zwane Lewiatany ubiły Bobbyego, żeby przypadkiem nie został nikt, kto mógłby uratować fabułę. Pojawiła się raz nawet dziewczyna pisarza, superfanka Sama, ale jedyne co o nim wspomniała, to że z nią zerwał. Sądzę, iż po całej tej Apokalipsie nie ma sensu wszystkiego zamykać, bo to jak cofanie w rozwoju. Zamiast tego warto byłoby się skupić chociażby na szukaniu Boga. Byłoby to jako tako kontynuacją oryginalnego planu wobec scenariusza. Na koniec pojawiłaby się okazja do efektownego przedstawienia jakiejś wielkiej moralnej prawdy z odniesieniem do wolności, o którą bohaterowie walczyli przez 5 pierwszych sezonów.
Łatwo też odczuć brak ważnego składnika serialu, który przecież składał się na tytuł, "Supernatural". Trzeba więcej duchów i potworów. Mogłyby nawet odgrywać większe role, niż epizodyczne, coby i to nie zbrzydło. Im mniej zjawisk nadprzyrodzonych, tym mniej sensu ma tytuł. Może po prostu przechrzcijmy go teraz na "Lewiatany", albo "Braciszkowie"? Nie widziałam jeszcze 12 odcinka 7 sezonu, ale w 11 dla Deana zniknęło piwo. Pomyślałam wtedy o duchu Bobbyego. Może chociaż tyle? To się okaże.
Brakuje mi też bardzo tego mrocznego klimatu, który najmocniej rzucał się w oczy w pierwszym sezonie, i to tym czarował serial, zdobywając widownię. Niech ten mrok wróci...
Nie obrażę się również, jeżeli twórcy ponownie zastanowią się nad rolą jaką odgrywała tam muzyka. Nie ma już narzekania Sama na to, że Dean słucha klasycznego rocka. Właściwie występowanie tam takiej muzyki zostało zminimalizowane, a miała ona przecież bardzo duże znaczenie przy budowie wizerunku bohaterów. Razem z jej zanikiem rozpadły im się osobowości...
Na koniec dodam, iż wcześniej (sezony 1-5) serial trzymał się kupy, bo było coś, co łączyło ze sobą każde wydarzenie. Szósty sezon jeszcze jakoś się trzymał, choć na nitce, jednak teraz, w siódmym, odcinki lecą "z dnia na dzień". Brak im silnego spoiwa, które wyjaśniałoby "sens istnienia" serialu. Oczywiście jeszcze nie wszystko stracone, ale jeśli naprawiać, to teraz albo nigdy.
Moje wcześniejsze wyobrażenie:
Stoi Dean nocą na polanie, tuż obok swego samochodu, spogląda w górę i pyta:
- Dlaczego?!
- Abyś zbawił ludzkość, Simba - odpowiedział mu Głos.
Moje obecne wyobrażenie:
Stoi Dean nocą na polanie, tuż obok swego samochodu, spogląda w górę i pyta:
- Dlaczego?!
- Kasa, synu. Kasa.

zlotodziob

Tak dawno temu założony wątek, żadnego komentarza. A bardzo dobra wypowiedź.
Cóż, nie mogę nie zgodzić się z tym, że serial leci na łeb, na szyję. Obejrzałam wszystkie dotychczasowe sezony. Po ostatnim odcinku ósmego sezonu, wróciłam do oglądania serii od 1 do 5. Te sezony ogląda się jednym tchem, bardzo dobra fabuła (w końcu pisał Kripke), wiele odwołań do legend, podań ludowych, Biblii, etc. I to było jedną z zalet tego serialu. Było, bo przepadło. Zamiast tego dostaliśmy kupę (już) nieśmiesznych ripost Crowleya i jego szkockiego akcentu, płaczliwe rozmowy braci, które robią się coraz bardziej irytujące, Castiela, który sam nie wie, czego chce i kilka innych, bladych postaci.
Jak dla wielu innych, tak pewnie i dla mnie, "Supernatural" skończyło się na "Swan Song". A później zaczęło się... miazga. Lekka.
Zniknęła magia Impali, która była bohaterką pierwszoplanową na równi z Samem i Deanem. Zniknęła muzyka. Zniknęła fabuła. I zostaliśmy z sentymentem do starych przygód rodzeństwa Winchesterów, do kilku świetnych postaci jak Bobby, stary Castiel, Crowley, czy Meg.
Szkoda, naprawdę szkoda, bo serial był świetny. W sumie, i tak będę nadal go oglądać, ale raczej z przerwami na reklamy w ciągu odcinka ;)