Ah, już się nie mogę doczekać pojedynku Sam vs Benny. W końcu jest jakiś wątek w 8 sezonie, który naprawdę mi się podoba. Czekam na rozwinięcie. No i w końcu Sammy pokazał jaja i ładnie opieprzył braciszka na końcu odcinka. Już naprawdę miałem dość Deana i tego jego wiecznego focha w dupie.
Moim zdaniem fochy Deana są jak najbardziej uzasadniony. Sam na to zasłużył w 100% bo zawsze wiedział lepiej. A jak to się kończyło wszyscy wiemy.
wiecznie Dean ma jakieś fochy, a Sam robi minę skarconego zwierzaka, choć nie powinien. I tak za mało się wkurzył, bo od dłuższego czasu powinien opieprzyć Deana , a nie odwrotnie. Dean zawsze chodzi nadąsany, bo Sam nie daje się trzymać na smyczy i mimo że brat go dusi, stara się podejmować własne decyzje. Trochę ostrzejszych słów na końcu było jak najbardziej na miejscu. czekałam na to cały odcinek.
sorki że zmienię trochę temat, ale ktoś wie może jak nazywa się auto którym jedzi Garth?
Odcinek szósty, jak dla mnie, bez żadnych rewelacji. Było dobrze, ale jakichkolwiek fajerwerków (niestety) brak. Obowiązkowo mamy zaserwowaną niezdrową, opasłą dawkę cukierkowatych wspomnień Sama (słodkości aż do porzygania). Psioczenie Amelii na temat tego, jak straciła męża w Afganistanie i jak to go wszędzie widzi + miny Sama dające do zrozumienia widzom, że najprawdopodobniej boli go ząb. No przepraszam bardzo, ale to są jakieś jaja? Bo zaczyna nam się do Supernatural wplatać parodia rodem wzięta z półki, na której spoczywają takie szmatławce chociażby jak M jak Miłość. Ja tego nie kupuję. I boję się pomyśleć, co będzie za kilka odcinków, jak wszystko nadal pójdzie w takim kierunku. Nie, nie i jeszcze raz nie. Niestety odcinek szósty bardzo ucierpiał przez te żenujące flashbacki Sama. Samo poprowadzenie fabuły było okej, dupy nie urywa, ale tak jak wspomniałam wcześniej: jest dobrze i mi to w zupełności wystarcza. Zjawa, oderwanie od wątku głównego, czyli coś w klimatach pierwszych sezonów. No i fajnie, zarzutów żadnych nie mam, choć nie ukrywam, że mam nadzieję, że od następnego odcinka będzie już wplatany wątek główny. Bo o Kevinie i jego mamuśce ani słychu, ani widu, a chyba nie o to chodzi. Cieszę się, że i Garth się pojawił, bo to zdecydowanie najmocniejszy punkt tego odcinka. Garth jak to Garth, postać, która sprawiła, że trochę pozytywnych odczuć na jego widok się pojawiło. Choć w moim mniemaniu, kwestia na temat Bobby'iego była nieco niepotrzebna. Sentymentalnie - trochę za bardzo ze względu na wspomnienia Sama. Mam nadzieję, że nasz chudzielec częściej będzie się pojawiał...
Ach, i nie brońcie już tak tego Sama, ludzie powyżej, bo racji to macie niedużo. Foch w wykonaniu Deana jest stuprocentowo słuszny, bo Sam zachowywał się i zresztą nadal zachowuje, jak wszystko wiedząca panienka. Wszyscy wiemy, jak skończyło się to jego "wszystko wiedzenie", dlatego nie róbcie z niego jakiegoś, pożal się boże, niewiniątka. Pretensje o Benny'ego? OK! Trzeba było ruszyć swój zgrabny tyłeczek i zrobić (a przynajmniej PRÓBOWAĆ) cokolwiek, żeby Deana z Czyśćca wyciągnąć zamiast urządzać sobie z panią weterynarz spotkania pt. "wieczorek do wyżalenia". Nie zrozumcie mnie źle: bardzo lubiłam Sama (pomijając ogólne wku*wienie w okresie, kiedy to trzymał sztamę z Ruby), jest on dla mnie FENOMENALNY, aczkolwiek teraz producenci tak prowadzą tą postać, że jej zdzierżyć nie mogę. Mam nadzieję, że Sam dostanie kopa w dupę (od Benny'ego czy tam Deana - to już obojętne) i zejdzie na ziemię. Niech będzie Samem ze wcześniejszych odcinków.
Reasumując, odcinek oceniam na 7/10 (ocena taka a nie inna jedynie ze względu na Gartha).
A Dean to mógł sobie olać Sama i założyć rodzinę i zacząć normalne życie? Też powinien próbować przez cały ten czas uratować brata. A on co? Ok, nie ma go, to idę do swojej dziewczyny z dzieckiem, Sam może sobie siedzieć w piekle.
widzisz, przez większość sezonów towarzyszymy własnie Deanowi, a nie Samowi, a o Samie dowiadujemy się "przez Deana", stąd większa sympatia ludzi i zrozumienie w stosunku do starszego brata. Dalej również przejmują podejście Deana jako "bardziej poprawne niż Sama"- mimo wszystko.
A że teraz Dean zachowuje się jak naburmuszona dziewczynka to i tak "bo Sam".
To jest tak, że Sam się w którymś momencie przewrócił i teraz Dean każde swoje potknięcie usprawiedliwia "niedobrym młodszym bratem" i bez względu na okoliczności, wszystkie niepowodzenia są przez Sama. mam nadzieję że młodszy brat w końcu zakończy długą pokutę, a ostatnie słowa odcinka będą tego początkiem. w końcu Sam zyska trochę niezależności i własnego myślenia, bo lubiany "Sam z wcześniejszych odcinków" to Sam który kuli uszy przed "idealnym" bratem, z wiecznymi przeprosinami na ustach.
a Dean niech weźmie się w garść, zauważy, że świat nie kręci się wokół niego i zacznie widzieć też swoje błędy, za które on jest odpowiedzialny, a nie Sam. (Sam oberwał nawet np za brak duszy, co jest tylko i wyłącznie winą i sprawką Cassa.)
Chyba oglądamy inne seriale...
Po pierwsze: Dean żył z Lisą tylko i wyłącznie dlatego, ze obiecał to Samowi, a on dla Sama zrobiłby wszystko. W ten sposób uszanował jego ostatnie życzenie. Poza tym cały ten czas, cały ten rok, szukał ciągle sposobu uwolnienia Sama z Klatki. Sam nie szukał sposobu na uratowanie Deana.
Po drugie: Sam nie oberwał od Deana za to, że nie miał duszy (bo to nie była jego wina), tylko za to, że nie powiedział Deanowi, iż nie jest tym samym Samem i przez to przez kilka miesięcy go oszukiwał. O to wkurzył się Dean.
Oczywiście, Dean nie jest idealny i popełnia mnóstwo błędów, ale nie wybielajcie tak Sama, bo i on nie jest świętym.
I nie zgadzam się z tym, ze Sam z pierwszych sezonów był "Samem, który kuli uszy przed "idealnym" bratem, z wiecznymi przeprosinami na ustach." Wręcz przeciwnie. Sam w pierwszych sezonach ciągle stawiał się Deanowi i nie miał żadnych powodów do przeprosin. Wielkie błędy zaczął popełniać gdzieś tak od 4 sezonu. A właśnie Dean w pierwszych sezonach nie był tym "idealnym" bratem, bo robił wszystko to, co kazał mu ojciec.
chyba inne ;P
ale widzisz? wg twoich słów Dean był z Lisą PRZEZ Sama... znowu to samo. Daj spokój, gdyby tak bardzo nie chciał, nie byłby z Lisą, nie był niewolnikiem obietnicy, wbrew wszystkiemu. jakby obiecał Samowi, że zaadoptuje tysiąc chomików, to tonąc w trocinach i chomiczych miotach, byłaby to nadal wina Sama? dziwne porównanie, ale akurat chomik mi tu biega xD ale sens chyba mniej więcej jasny.
Sam bez duszy nie mógł powiedzieć Deanowi, że nie ma duszy, bo był SAMEM BEZ DUSZY. to oznacza, że był strasznym skurczybykiem i nadal uważam, że to nie wina Sama- a braku jego duszy, czyli wina Cassa.
nie wybielam Sama, ale przesadzacie w oczernianiu go.
Sam stawiał się tylko w pierwszym sezonie, chociaż dosyć słabo, a potem i tak cały czas wszystkich przepraszał.
niefajnie, że nie szukał Deana. nie mówię przecież, że Sam jest doskonały, ale litości, skończcie z idealizowaniem Deana, wiecznie poszkodowanego, bo poświęconego bratu. To jego decyzja. nie ma tu winy Sama, że taką podjął.
Zaraz, zaraz... Przede wszystkim, wplatanie do tego wątku chomików (chomików?! Poważnie?!) jest idiotyczne, bo ja tu nawiązania nie widzę żadnego, wybacz mi, droga Ezz. Nikt nie powiedział, że Dean "tak bardzo nie chciał być z Lisą". Gdzieś tam w głębi serca chciał, owszem - w tej kwestii każdy się chyba zgodzi. Obietnica Sama była jednym z WIELU czynników, przez które Dean związał się z tą nieszczęsną Lisą. Wy nie wiecie, ja nie wiem, ba, nikt nie wie, jaką drogą podążyłby Dean, gdyby nie złożona obietnica. Można gdybać jedynie na ten temat, opierając się na własnych odczuciach. MNIE OSOBIŚCIE się wydaje mi wszystko, że Dean nie związałby się z Lisą, gdyby nie Sammy i tyle. Obietnica przeważyła. Sami widzieliśmy, jak Dean się męczył, z jaką ostrożnością do tego wszystkiego podchodził (mam na myśli chociażby multum pułapek na demony pod dywanami). Dean NIE był szczęśliwy, prowadząc normalne życie.
Co się tyczy Sama bez duszy. Tutaj pretensji do niego nie mam żadnych - jak sama Ezz powiedziała: był skurczybykiem. Raczej zwaliłabym winę na Bobby'ego, który o wszystkim wiedział, a duszę posiadał (automatycznie wymówki brak :3). To właśnie on powinien powiedzieć Deanowi, że Sammy żyje. Jak zrobił, to sami wiemy.
I naprawdę, droga Ezz, zauważ, że nikt tu Deana nie idealizuje! To Wy (Ruch Poparcia Sammy'ego (?)) próbujecie zrobić z Deana tego wyrodnego, złego, zarozumiałego, żądnego władzy brata, nie zauważając, że Sam swoje za uszami ma (swoją drogą, całe kilka ton tego jest). Owszem, będę szczera i od razu przyznam się, że z dwójki braci preferuję nieco bardziej Deana, ale mimo tego, że to mój ulubieniec, to mogę bez problemu dostrzec sytuacje, w których zachowuje się nie fair. Były okresy w serialu, kiedy gotowała się we mnie myśl: "Dean, du*ku, co robisz?!", próbowałam podchodzić do niego obiektywnie. I takim samym tokiem radzę pójść Wam wobec Sama.
Ja muszę przyznać, że na samym początku oglądania Supernatural, w pierwszych sezonach minimalnie bardziej wolałam Sama od Deana, ale to zaczęło zmieniać się od 4 sezonu. Szczerze mówiąc, to z sezonu na sezon Sammy zaczyna mnie coraz bardziej irytować. Choć w poprzednim sezonie nie był aż tak irytujący, wręcz zobaczyłam poprawę, ale w sezonie 8 znów widzimy powtórkę sezonu 1... Wszyscy dobrze wiemy jak kończy się "normalne" życie Winchesterów...
Ezz, wybacz, ale ja nie widzę porównania zaadoptowania chomików z obietnicą (wręcz na "łożu śmierci", bo Sam był pewien, że zginie) jaką Dean złożył Sammy'emu. Ja nie uważam tutaj, że to, iż Dean nie był szczęśliwy z Lisą było winą Sama. Sam chciał po prostu aby Dean po jego śmierci był szczęśliwy i sądził, że Lisa da Deanowi szczęście. I tu w żaden sposób nie "oczerniam" Sama - zachował się on jak kochający brat. Wiadomo, że to wszystko z Lisą wyszło nie tak, jak myślał, ale to nie jego wina. Dean bez Sama po prostu nie mógł żyć i się to na nim odbijało.
I nie wiem czemu też obwiniasz Casa z brak duszy Sama. Cas nie zrobił tego umyślnie. Chciał użyć swojej nowo zdobytej wolnej woli, by zrobić Deanowi prezent i zwrócić Sama. Aż do ponownego spotkania z braćmi nie miał pojęcia, że wyciągnął Sama bez duszy. Poza tym nie mógł wtedy zbytnio sprawdzać tego, co się dzieje na ziemi, gdyż był zajęty wojną domową w niebie. Ja szczerze najbardziej tutaj winię Bobby'ego, za to, że powiedział Deanowi prawdy, choć wiedział, że ten cierpi z powodu utraty Sama.
Ja naprawdę wiele wybaczyłam Sammy'emu (łącznie zdradzenie Deana na korzyść Ruby), ale jednak fakt, że przez cały rok w ogóle nie szukał Deana mnie wręcz zaszokował. To jest przecież jakby taka niepisana zasada Winchesterów! Rodzina najważniejsza, rodzina ponad wszystko. Chyba że scenarzyści wymyślili tu jakąś wielką intrygę i to jego nielogiczne zachowanie zostanie jakoś wytłumaczone... Bo jak na razie to mdli mnie na jego retrospekcjach :P
haha, czyli jednak chomików nie załapaliście ;) no trudno.
możliwe, że cos przegapiłam, albo zrozumiałam na opak, ale według moich obserwacji Cass specjalnie wyciągnął Sama, zostawiając jego duszę w klatce. przyznał się do tego gdzieś pod koniec, jak zaczął mianować siebie nowym bogiem. jeśli tak nie było, niech mnie ktoś poprawi.
Nie, to nie było tak. Cas nie wiedział, że wyciągnął Sama bez duszy i było to powiedziane w serialu. Co więcej, był przekonany, że Sam spędził ten rok z Deanem, a tak oczywiście nie było, bo Sam przyłączył się do Samuela. Jedyną winą Casa było zniszczenie muru chroniącego przed wspomnieniami z klatki w umyśle Sama, lecz i tak Śmierć powiedział, że ten mur wcześniej, czy później by upadł, a Cas po prostu to przyśpieszył.
I załapałyśmy twoje chomiki, ale po prostu wg mnie to porównanie nie jest adekwatne.
a moment wspomnień kiedy Cass wyznał (nawet był flashback), że patrzy na Sama pod migającą latarnią, stojąc z boku? jeśli to mi się nie wydawało, to chyba nawet to znajdę, jak będę miała chwilkę...
odcinek 20 sezon 6. między 15 i 16 minutą? jakoś tak. Scena pod latarnią. Cass przyznaje się, że "uratował" Sama.
Przecież powiedziałam, że to oczywiste, że Cas wyciągnął Sama (bez duszy) z Klatki. W 20 odcinku Cas przyznaje się braciom, że to właśnie on wyciągnął Sama z Klatki, lecz nie miał zielonego pojęcia, że jest on bez duszy. Dowiedział się o tym w 7 odcinku 6 sezonu "Family Matters". Był wcześniej przekonany, że Sam ma duszę. Obejrzyj dokładnie 7 i 20 odcinek ;)
Jasne, Cas w tym odcinku nieźle ściemniał (choć robił to wszystko dla Deana ^^) i nie wybaczę tego nigdy scenarzystom. Ale z drugiej strony takie ściemnianie jest jedną z cech głównych Winchesterów, więc można powiedzieć, że Cas w końcu należy do rodziny :P
Mam tak samo :) Przez pierwsze sezony również Sam wydawał mi się tym lepszym , bardziej odpowiedzialnym , również jeśli chodzi o moralność.Był hamulcem dla wszelakich zapędów Deana i umiał mu nieraz wylać kubeł zimnej wody na głowę.Jednakże tak jak mówisz - od 4-ego sezonu , kiedy Dean zaczął być w pełni sobą a nie tylko naśladowcą , wykonawcą woli ojca , to on przejął pałeczkę.Wyszło na jaw iż to opanowanie i roztropność Sama były trochu iluzoryczne - wystarczyło żeby ktoś - w znaczeniu bardzo atrakcyjna "demonica" Ruby nie zaczęła uświadamiać go na temat mocy jakie posiada i jak skuteczny w "zwalczaniu" zła mógłby być gdyby zaczął ich używać.Tu zaczęła się wielka smuta Sammiego która trwała aż do finału 5-ego sezonu - a tak naprawdę trwa do teraz :D Wtedy nie miałem nic przeciwko pogorszeniu się relacji między braćmi.Był to ciekawy twist fabularny który pokazał iż Sammy wcale nie jest taki idealny jak rysowały go pierwsze sezony - że jest po prostu człowiekiem który również popełnia błędy zwłaszcza po takiej ilości crapu przez jakie obaj przeszli.Wreszcie musiał pęknąć co wyszło serialowi na plus.Jednakże 2 sezony docierania się relacji Winchesterów spokojnie by wystarczyły.Zresztą finał 5-ątki wszystko wyjaśnił, poukładał w jedną , spójną , logiczną całość - pozwolił raz na zawsze zamknąć wszelkie rany i urazy i upewnił braci w tym że ich więź i współpraca jest w stanie pokonać wszystko - nawet Lucyfera.Do czego zmierzam - od tamtego momentu relacje między braćmi powinny już być dobre - takie jak na początku - obaj powinni do tego dojść - wydawałoby się że doszli :D , ale jednak nie...twórcy uraczyli nas 6-tym sezonem w którym mieliśmy mydlaną operę - niby usprawiedliwioną - brak duszy Sammiego , jednakże było to trochu męczące już. 7 sezon - w zasadzie aż takiej mydlanej opery nie było - oprócz paru odcinków - kiedy Sam obwiniał Deana za zabicie jego przyjaciółki potwora , co rzeczywiście było trochu bezsensowne.Nie wiem - wydaje mi się że od 6-ego sezonu Sam i Dean nie zachowują się tak jak powinni - zgodnie z ich charakterami , tym co przeszli uwzględniwszy wszystkie poprzednie sezony - twórcy nie potrafią odwzorować zarówno relacji między nimi jak i uchwycić zmian w ich osobowościach zgodnie, logicznie , adekwatnie do tego co JUŻ miało miejsce.Np. to wyłączanie uczuć Deana i udawanie dobrej miny do złej gry w 7 sezonie.Można to niby tłumaczyć śmiercią Bobbiego - jednakże czyż nie bycie sobą , kierowanie się uczuciami pozwalało im wychodzić zwycięsko ze wszystkich starć ?.Owszem - nieraz przez to wpędzali się w kłopoty ale koniec końców - zawsze wygrywali.To co jednak dzieje się teraz jest już całkowitym bezsensem - Sam który przez rok nie kiwnął palcem by ratować Deana? Dean który powrócił z czyśćca nagle odczuwa pierwotną potrzebę polowania i zabijania i poniekąd tęskni do tych wewnątrz - leśnych igraszek z Bennym? WTF :D Wypominanie sobie win w każdym niemalże odcinku? Sam który stracił ikrę do polowań i powątpiewa w sens tego co robił przez tyle czau nie raz ratując przy tm świat? Winchesterowie zarzynający każdą osobę w którą wstąpił demon? do licha -twórcom najwyraźniej skończyły się pomysły na dalsze relacje braci - od 6 sezonu próbując je resetować , powtarzać sprawdzone szablony które były - i owszem ale były i pasowały w swoim czasie - nie teraz! Kocham ten serial ale od 7-ego sezonu oglądam go po prostu bez emocji niemalże - gdzie podziały się te prawdziwe emocje - autentyczny dramatyzm , napięcie , klimat....Były i są niby próby "powrotu do korzeni" , były odcinki w dawnym stylu tzw. nie wiem :Jedno ducho-potworowce" i rzeczywiście parę z nich było klimatycznych ale to wszystko jako całość nie trzyma się wg mnie kupy.Odcinki odcinkami jednak nie można wracać do początku z charakterami potaci , ich realacjami ! 8 sezon jak na razie prezentuje się lepiej niż 7-emka ale to co dzieje się między Deanem i Samem bardzo mi się nie podoba...No nic może dalej będzie lepiej ale już wiem że raczej nie będzie to odbicie i powrót do formy jak np w przypadku Dextera.Wielka,wielka szkoda....
Dlatego ja tam żyję nadzieją, że całe to zachowanie Sama nie jest tym, czym się nam teraz wydaje. Że to wszystko jest tylko większą częścią jakiejś intrygi. Pamiętacie jak byliśmy wkurzeni na Sama na początku 6 sezonu? Nie rozumieliśmy dlaczego tak postępuje, był mało "samowaty", a w końcu okazało się, że nie ma duszy. Ponadto te jego wspomnienia są aż wręcz podejrzanie cukierkowe (sama kolorystyka jest niczym w "My little pony"), więc może tutaj nie widzimy większego obrazu. Ponoć w pewnym odcinku tego sezonu Sam odłączy się od Deana. Jak już mówiłam - te jego retrospekcje są z odcinka na odcinek coraz bardziej podejrzane. Myślę, że twórcy specjalnie tak je napisali i nakręcili ;) Poza tym już w przyszłym odcinku pojawi się Cas, więc poziom automatycznie wzrośnie XD Tym bardziej, że w tym sezonie będzie go dużo :) Po ostatnim promo zastanawiam się - od 2 odcinka, wiemy, że Cas jest serafinem. Ale po preview do 7 odcinka zastanawiam się, czy przypadkiem Cas po wyjściu z Czyśćca znów nie awansował (na archanioła?). W końcu prawdopodobnie został wyciągnięty przez tą nową grupę aniołów... Ponadto wiemy z poprzednich odcinków i sezonów, że Cas był wielce poważanym i uwielbianym aniołem w Niebie. Nawet pomimo swych błędów anioły dobrze o nim mówią (Samandriel), a w poprzednich sezonach nawet taki Raphael się go obawiał, bo Cas miał wielki posłuch u aniołów. Cóż, zobaczy się już za 2 dni :D
To jest pomysł z tymi wspomnieniami Sama - rzeczywiście.Są one tak oczojebnie kolorowe :D , jakby miały na celu po prostu wkurzenie widza :) Oby tak się okazało - że nie jest to tak jak na razie to wygląda.Teraz przypomniał mi się dialog z 8x05 , kiedy to Dean mówi, wmawia Benny'emu że to jest rzeczywisty świat - że musi w to uwierzyć -"tylko w ten sposób można grać w tą grę" - być może po prostu była to aluzja do czyśćca , w którym byli tak długo że Benny podświadomie utożsamia go z prawdziwym dla niego światem a Dean dał mu do zrozumienia że tutaj jest jego miejsce.Może jednak należy traktować te słowa dosłownie...
Było by to miłe zaskoczenie gdyby okazało się że tak naprawdę nie wrócili na "prawdziwą" Ziemię....Modlę się by tak się okazało :D Castiel musi wrócić - czemu nie zatrudnią Mishy na stałe jako regularną postać? Regularny skład Supernatural skurczył się do Deana i Sama.. może jeszcze uśmiercą któregoś z braci? Naprawdę brakuje postaci głównych oprócz braci Winchester.
Tak, to marzenie wszystkich - by Misha był w regularnej obsadzie... Choć na szczęście i tak w tym sezonie będzie go bardzo dużo :) I tak główna obsada się skurczyła, gdy zabili Bobby'ego i na dłuższy czas w 7 sezonie pozbyli się Casa :(
Jeszcze co do jednej z twoich wcześniejszych wypowiedzi dotyczących Czyśćca i Deana. Myślę, że Czyściec to miejsce, w którym nikt nie ukrywa swojej prawdziwej natury (w przypadku Deana - bycie łowcą) i pozwala jej się ujawnić, w pewien sposób oczyszcza daną istotę (jak sama nazwa wskazuje). Czyściec jest w szczery. Uważam, że to właśnie za tym tak tęskni Dean. Czyściec w pewnym sensie był miejscem, w którym nie musiał udawać, kim tak naprawdę jest. Była jedna zasada - przeżyć. Ale to taka moja teoria :D
W sumie masz rację - rzeczywiście tęsknota za "prostotą" bycia łowcą pasuje do Deana i jest to logiczne.Nie podoba mi się natomiast jego bezwzględność - rozumiem że Czyściec musiał w jakimś stopniu wpłynąć na jego psychikę ale zabijanie każdego tylko dlatego że jest w nim demon?W sezonach 1-5 szły w ruch egzorcyzmy - zawsze była jakaś szansa na przeżycie ofiary.A teraz? Rozmawiamy o łowcy który spędził w piekle kilkanaście albo kilkadziesiąt lat - był torturowany itp. itd , nie wspominając o całości tych wszystkich perypetii.Czyściec nie powinien moim zdaniem odcisnąć na Deanie żadnego niemalże piętna.Po prostu nie wydaje mi się to logiczne.Brakuje mi ciągłości i konsekwencji w charakterach braci.Za często są "zmieniani" i czasem człowiek tak ogląda te sceny i pyta sam siebie - czy to jest Dean? ten sam który to , ten sam który tamto... :D
No właśnie ja tam widzę raczej poprawę w Deanie. Bracia już we wcześniejszych sezonach zabijali bez namysłu ludzi, którzy byli opętani (właściwie takie szczere próby ratowania ludzi poprzez egzorcyzmy były chyba ostatnio gdzieś w 3 sezonie. Od czasów apokalipsy stali się pod tym względem bardziej brutalni i rzadko odprawiali egzorcyzmy.). A ja widzę wielką poprawę charakteru Deana w porównaniu z 7 sezonem. Wtedy bez skrupułów, z zimną krwią zabił potwora-przyjaciółkę Sama, Amy. A w tym sezonie wypuścił tą wilkołaczkę. Tak samo nie chce zabić Benny'ego, którego z całą pewnością zabiłby w poprzednich sezonach. Po raz pierwszy Dean zaczyna widzieć w potworach ludzkie cechy.
No tak - pod tym względem tak :) No ale właśnie - jaki paradoks powstaje - Dean widzi ludzkie cechy w potworach i daruje im życie a zabija niewinnych ludzi których opętał demon :D Właśnie tutaj tkwi problem.Czasami po prostu Dean nie przypomina mi Deana - chyba że oddzielimy Deana 1-5 od Deana powiedzmy 7-8.Z Samem nie mam aż takiego problemu bo zawsze był zmienny :D
Heh, no ja też cierpię za każdym razem, gdy bez najmniejszych wyrzutów sumienia zabijają jakiegoś człowieka. Ale bardziej mnie zawsze niepokoiło to, że Adam dalej jest w Klatce z Lucyferem i Michaelem i jakoś nikt się tym nie interesuje... To jest dopiero przerażające.
Może i za bardzo się czepiam ale naprawdę - nie jestem osobą która lubi wyszukiwać każdą nielogiczność w odcinku - czy fabularną czy techniczną itp. i się nad nią pastwić.Wręcz stronię od tego.Staram się zawsze zwracać uwagę na to co w filmie , serialu najistotniejsze.Ale jak pojawiają się takie nieścisłości w charakterach postaci to naprawdę zaczyna mnie to już irytować.Dean już nie raz na przestrzeni sezonów - 1-5 przeżywał różnie rozterki , wyłączał swoje uczucia przez co się zatracał - tak samo Sam - oni już przez to wszystko przechodzili.Nie rozumiem po co twórcy ciągną znów w tą stronę.Czemu Dean i Sam nie są tacy jak pod koniec 5-ego sezonu kiedy zwyciężyli szatana? Nie wydaje mi się to logiczne by ewolucja ich postaci poszła w stronę zmęczonych , przybitych monotonią życia łowców , dla których polowania to już czysta formalność - ot jak jakichś sport do którego podchodzą bez uczuć , emocji , a który stanowi dla nich wręcz nałóg.Oby twórcy zawrócili z tej drogi - bo bracia Winchester to wszystko już przerobili i moim zdaniem powinni zdawać sobie sprawę z tego dlaczego wcześniej wygrywali i być tymi bohaterami z końca 5-ego sezonu.Myślę że byłoby i ciekawiej i prawdziwiej.Dramaturgię natomiast twórcy zamiast realizować między braćmi , mogli by przenieść na prawdziwie angażujące zwroty akcji i postacie poboczne.A no tak biedny Adam...to jest naprawdę straszne -- ale co tam.....tam przynajmniej nie zginie nie :D? Nie?....:/
To, co spotkało Adama jest dużo gorsze od śmierci... Pewnie już nie istnieje, bo Lucek i Michaś zapewne zniszczyli jego duszę...
Eh, ja często tęsknie za czasami, kiedy to Dean i Sam robili sobie nawzajem kawały i potrafili się szczerze, radośnie uśmiechać, pomimo ciężkiej sytuacji... Brak mi teraz tego ich braterstwa, bo mam wrażenie, że w tym sezonie oboje ledwo się tolerują i podróżują razem raczej z obowiązku. Oby to się zmieniło w tym sezonie, bo aż przykro na to się patrzy...
A no tak -umknął mi ten istotny fakt możliwości zniszczenia jego duszy :D No właśnie - tych braterskich więzi , humoru , cholernie brakuje.Oby rzeczywiście się to zmieniło i dołączył do tego Castiel....no było by wspaniale.Możemy tylko marzyć jak narazie....
bez Sammiego Dean stanął w progach Lisy, jak postanowił oddać Michaelowi siebie jako naczynie. więc możliwe, że zeszli by się bez ingerencji Sama.
no i będziemy się teraz przepychać, bo ja interpretuje wasze wyrzuty jako "ruch poparcia Deana", wy moje jako "ruch poparcia Sammiego", nie wiem jak w waszym przypadku, ale w moim nie ma mowy o żadnym ruchu poparcia, uwielbiam obu braci (choć do Sama mam większą słabość, ty natomiast do Deana, co wyjaśnia nasze odmienne zdania w tej kwestii, myślę, że raczej nie dojdziemy do porozumienia, ani ja ciebie nie przekonam, ani ty mnie)
na pewno Sam postąpił źle nie szukając Deana, ale Dean po powrocie z tymi wszystkimi sekretami i wyrzutami nie pozostaje mu dłużny.
Przede wszystkim, nie chciałabym, żebyś odbierała tą dyskusję jako przepychankę słowną, bo nie o to tutaj chodzi. Po prostu kulturalna dyskusja, mająca na celu przedstawienie odmiennych poglądów, sama wiesz, co mam na myśli x). I naprawdę jestem otwarta na wszelkie opinie, sugestie bądź argumenty, które mogłyby przedstawić Sama w lepszym świetle. Jak sama zauważyłaś, poparłam Cię w niektórych w kwestiach, w niektórych nie i na tym polega kwestia własnego zdania. Poglądów nikt nikomu nie zmieni, chyba, że wykorzystamy metodę prania mózgu, ale mam nadzieję, że to okaże się zbędne x).
po za tym jeśli chodzi o chomiki- daj spokój, trochę dystansu i humoru. nie bierzcie wszystkiego ze śmiertelną powagą, nie bijcie.
tak na marginesie chomiki są fajne. spraw sobie jednego, to zobaczysz ;D
Humor humorem, ale naprawdę po co mieszać w to te biedne chomiki, haha?! Swoją drogą, całkiem odbiegając od Supernatural, nigdy nie lubiłam chomików i wszystkiego myszo-podobnego, brr.
Zgadzam się. Dean ma w stu procentach rację, Sam strasznie mnie wkurzył tym, że olał sobie brata, Kevina i wgl wszystkich dla tej głupiej Amelii. Boże, Sam jest naprawdę denerwujący ostatnio.
Zawsze bardziej lubiłam Deana, nadal bardziej go lubię. Ale flash backów Sama się nie czepiam, trochę się zmartwiłam, że rozstał się z Amelią, tylko przez to, że jej odwaliło, ale na szczęści jest jeszcze możliwe, że zakończenie tej znajomości będzie w stylu Supernatural.
A mi ten odcinek bardzo się podobał. Póki co, zdecydowanie najlepszy w całym sezonie. Muszę przyznać, że robi się coraz ciekawiej w tym sezonie. Szkoda trochę, że ta cała więź pomiędzy braćmi nie jest tak już wyczuwalna. Ale dzięki temu jest ciekawiej. Coś czuje, że nie długo dojdzie pomiędzy nimi do dużego konfliktu.
Wie ktoś jaki tytuł nosi piosenka kiedy pokazana jest historia pensa jak te trafiał do poszczególnych osób?
Też mam dość tych wiecznych fochów Deana. Że rzuca się jak świnia w agreście do Sama to już trudno - dyskusja się toczy, czy ma prawo czy nie. Mnie to w sumie mało interesuje. Nie rozumiem tylko czemu Dean wiecznie ma jakieś pretensje do Gartha. Lubie tego chudzielca; taka dziwaczna, ale sympatyczna postać. Też jest łowcą, a nie wygląda na żyjącego w wiecznej depresji; teraz pomaga innym łowcom w pracy; swojej nie zaniedbuje, ale nie - wielki pan Dean Winchester musi ciągle strzelać jakieś bufoniaste minki na jego widok. Nic mu nie pasuje: dzwonki w telefonie, samochód, styl bycia. A jak się uniósł za czapkę Bobby'ego! Sorki, ale Bobby nie należał tylko do Winchesterów, należał do wszystkich łowców. Garth wziął na siebie dużo próbując wejść w jego buty i pomagać innym. Ale pan Dean "byłem w piekle, niebie i czyśćcu" Winchester i tak wie lepiej ;/ Aż podskoczyłam ze szczęścia jak Garth przylał mu w maskę :D
Dzizas, poluzowałby bieliznę tez nasz Dean, bo nie można patrzeć na tę jego wiecznie obrażoną minę.
Don't get me wrong. Dean to mój ulubiony Winchester, ale zaczyna mnie trącać jak widzę, że ma pretensje do kolejnej osoby o to, że słońce świeci ;/
Sam, Sammy i jego wątek to inna historia. Jak pisałam wcześniej - wciąż żyję z myślą, że to jakaś sztuczka i tak cukierkowo do końca nie będzie; że scenarzyści nas usypiają, by zaskoczyć jakimś zwrotem akcji, który wyrwie nas z kapci, więc nie będę psioczyć,
Tylko boli, że między tą Amilią a Samem nie ma żadnej chemii. Jak ja mam wierzyć w ich miłość, jak oboje w swojej obecności wyglądają, jakby byli tu za karę? Szczególnie Sam, nawet po wspólnej nocy, w łóżku leżał w ... koszulce, lol.
Wątek Benny'ego porzuciłam, kiedy okazało się, że jest podszyty Twilightem.
Jeśli chodzi o nadchodzące odcinki: in Castiel and Crowley we trust!
Przepraszam bardzo, a Sam nie strzelał minek na widok Gartha, nie patrzył na niego krzywo, etc? Zatem hejtując Deana w tej kwestii, pohejtuj też Sama. Żeby było fair. Z resztą oczywiście zgadzam się z Tobą w niemalże stu procentach. Niemalże, bo ja Twoje zdanie odebrałam aż nadto agresywnie - zupełnie tak, jakby Dean wręcz torturował naszego kochanego chudzielca. Nie rozumiem, jak można mieć w ogóle pretensje do Gartha o cokolwiek, skoro jest najbardziej pozytywną, najmilszą postacią w całym sezonu.
Wyjątkowo drażnił mnie Dean swoim zachowaniem od początku tego sezonu, a traktowanie Gartha przelało czarę goryczy, stąd moje zapienienie :)
Widocznie hejtuję tylko jego, bo Sam jest moim mniej ulubionym Winchesterem; może temu, że Samowi i tak obrywa się w tym sezonie za wątek z Amilią; może temu, że to jednak nie Sam zrywał czapkę Bobby'ego z głowy Garta i w ogóle ma z nim dużo mniej interakcji.
Tak czy inaczej - Deanowi się zbierało jakiś czas, więc oberwał :)