Kolejny odcinek serialu i kilka kolejnych szarych komórek poszło na urlop. Jak zwykle scenariusz zadziwia swoją... wyrafinowaną koncepcją, ciekawe czy w końcu dojdziemy do refleksji że 'obcy przybysze' są w sumie prości, ale przydatni, a to my ich krzywdzimy swoim uprzedzeniami... Nie wiem, ale ciekawy jestem dokąd nas Disney'owscy twórcy zaprowadzą. Dialogi jak zwykle na poziomie, teksty w stylu "Go push some buttons and turn some knobs while the grown-ups talk." (powiedział do dziecka które dopiero co wysłał na usiane zmasakrowanymi ciałami miejsce katastrofy po którym biegają zabójcze, nieznane gatunki obcych) to majstersztyk humoru. Reszta także w normie, Alex Lawther to nadal schizol z "The End of the F***ing World", nie wiem po co robili tak wyglądającego syntetyka, ale Lily Newmark jako Nibs, wraz z The Eye jako jedyni trzymają jakiś poziom horroru tego serialu, a Slightly (znany ze świetnej roli w "Biały Tygrys"), jest jedynym Hindusem bez tytułu inżyniera... Można by tak wymieniać wiele, ale "pinky promise", jeśli masz kilka godzin które bezpowrotnie zastaną stracone, polecam.
E tam. Po prostu serial przygotowuje na większe zło. Klasyczny obcy to już prawie udomowiony jest więc w serialu przemyka bez emocji. Ale reszta potworów razem rozkręcą wyspę. A i tak największym złolem się okaże któryś syntetyk (tutaj wręcz jak na razie nie ma porządnego poza niektórymi hybrydami) i może Kavalier.