Jestem bardzo zaskoczony, że tak wiele osób ocenia ten serial pozytywnie, chwaląc to że jest dobrze nakręcony albo że dobrze pokazuje temat "medycyny" niekonwencjonalnej. W zasadzie ten serial nie robi dobrze absolutnie niczego i został spaprany w (prawie) każdym aspekcie
-Na początku skupcie się na tym jak ten serial wygląda a wygląda paskudnie. Wszystko nienaturalnie się świeci, nasycenie kolorów jak w telewizorach na wystawie w sklepie. Już pierwsze sceny, gdzie Belle rozmawia z Hekiem wygląda jakby osoba od color gradingu poszła na grzyby. Do tego dochodzi montaż. Jezu, jak ja nienawidzę montażu w tym serialu. Wszystko krzyczy, przeskakuje, dynamiczne sceny, montażowe sztuczki i zabawy, które pozbawiają ten twór jakiejkolwiek tożsamości. Rozmowy nagle się urywają, krzykliwy kolorowy montaż szybko potrafi przetransformować się w ciężkie i bolesne sceny pełne intymności i bólu. Serial ewidentnie zrobiony pod użytkowników tiktoka i innych których zakres uwagi utrzymuje się na minimalnym poziomie. Piosenki z soundtracka nie rezonują ze scenami wiele razy
-Papka gatunkowa to najlżejsze określenie, jakie mogę tutaj rzucić a najchętniej rzuciłbym mięsem. Mamy tu psychodelę, łamanie czwartej ściany, czarną komedię, dynamiczne śledztwo, obyczajówkę dla nastolatków a to wszystko podlane prawdziwymi ludzkimi dramatami. I to wzajemnie się ze sobą przeplata i pewnie robiłoby groteskę gdyby...akurat ktoś nie zmarł na raka, poronił, ma depresję albo znowu zmarł na raka. Prawdziwe ludzkie dramaty (wątek Clive'a bardzo niedoceniony, a to chyba najtragiczniejsza postać tego serialu) nie wybrzmiewają, bo komuś zachciało się wrzucic wszystkie pomysły do wielkiego gara bo na pewno się przegryzie. Wpływa to na fabułę - szybko się gubię bo jestem zalewany retrospekcjami i futurospekcjami, które nie wywołują na mnie wrażenia bo serial bardzo słabo je sygnalizuje
-Dialogi są okropne, w momentach dramatycznych dają radę ale przy zwykłych rozmowach a szczególnie wszędzie gdzie pojawia się Belle są po prostu puste, wytrącają z rytmu. Taka konfrontacja Belle i Chanelle nagle skręca w bardzo dziwnym kierunku, zupełnie jakby scenarzysta nie wiedział, jak rozmawiają ze sobą ludzie. Wielokrotnie rozmowy wyglądały, jakby ktoś je wygenerował a nie napisał.
-Jeśli serial miał być intrygującym podejściem do niekonwencjonalnego leczenia i metod szarlatanów to nie wybrzmiało to wystarczająco mocno. Cała postać Belle kręci się wokół wydania książki i utrzymywania świata w fałszu przez co nie widzimy efektów jej działań poza wątkiem Huntera. O wiele mocniej wybrzmiewa historia Milli, która wcale nie jest lepszą postacią od Belle, bo również pozwala sobie na mitomanię a doprowadza do śmierci zarówno swojej jak i swojej matki. Tragiczna postać negatywna i chyba twórcy się zorientowali bo na sam koniec postarali się z postawieniem jej laurki. Alternatywne metody leczenia przewijają się przez serial, ale jest ich za mało, chociaż przyznaje że doświadczenie z Ayahuascą i szamanka z terminalem sprawiły że podniosłem kąciki ust.
-Nie wiem czy aktorstwo jest dobre czy złe. Bardzo łatwo przyszło mi znienawidzić postać Belle i Milli ale nie wiem czy wynika to ze scenariusza czy z tego że grały w sposób irytujący. Trzeba oddać twórcom że bardzo postarali się, żeby widz nie znosił Belle - wszystkie zagrywki są idealne pod ragebait (ciekawe w jakim stopniu to zgodne z prawdą)
-Zakończenie...jest. Chyba. Nie czułem zadnej satysfakcji z zamknięcia wątków, Lucy nagle sobie wróciła i wszystko jest super a wątek Belle nie został zamknięty (tak, wiem, w prawdziwości też tak całkowicie nie udało się go zamknąć ale tutaj mówimy o braku jakiejkolwiek klamry fabularnej). Ba, serial totalnie pluje na tradycyjnego widza, który po takim zakonczeniu w połowie wyjaśniania losów Belle dostaje w ryj tekstem "idź wygooglaj sobie". Co chyba ostatecznie dowodzi, że to serial dla ludzi takich jak bohaterowie tej historii - uzależnionych od przebywania w sieci i pełnych lęku przed FOMO