Sam serial jest naprawdę świetny i co pewnie nie jest standardem, z każdym odcinkiem jest coraz lepszy. Nie jest tak, że np początek był lepszy, potem jakiś słaby odcinek, to znowu lepiej, to nieco gorzej itd. Nie. Tutaj naprawdę z każdym tygodniem rosło napięcie i bardzo czekałem na końcowe wyjaśnienie.
Co do tego ostatniego. Choć analizowałem możliwie teorie (czy winny będzie Jonathan, czy Grace, albo ich syn może, dziadek, albo mąż Eleny), to takie ostatnie przedfinałowe przemyślenia wskazywały jednak na Jonathana. Wszystko co związane z innymi postaciami było takim trochę odwracaniem uwagi, żeby zasiać różne wątpliwości i tak po prostu, aby było ciekawie.
Samych ról nie chcę oceniać jakoś szczególnie, gdyż tu jednak bardziej chodziło o treść. Niemniej Kidman bardzo dobra, Hugh taki sobie, czy dobra adwokat.
To co jednak znowu (tak jak i po poprzednich, tak także po tym finałowym odcinku) bardzo mi się nasuwa, to porównanie do serialu "Defending Jacob". Jak ktoś go zna, to pewnie też ma te odczucia (a przynajmniej wydaje się, że powinien mieć choćby w niewielkim stopniu).
SPOILER !
. . .
Morderstwo, tu morderstwo. Tam winny syn, tu ojciec. Tam nóż, tu młotek. Podobnie zrobiona rozprawa sądowa. Podobnie dobre panie obrończynie. Też dziadek gdzieś tam bardziej lub mniej w tle. Tu niby może winny mąż zamordowanej, tam alternatywnie jako sprawca możliwy pedofil. Teraz ta scena, jak Jonathan pędził z synem, tam z kolei z synem pędziła matka itp itp no naprawdę można wskazać wiele podobnych zabiegów, a wręcz mieć poczucie, ta sama osoba pisałe scenariusze i jedynie pozmieniała pewne rzeczy, zachowując ogólne odczucie podobieństwa.
Jedno (oczywiście nie jedno, ale o tym chcę powiedzieć) co bardzo odróżnia te seriale, że o ile w "Defending Jacob" obrończyni była naprawdę bardzo porządna i taka prawa moralnie, tak w przypadku tej okazało się, że wiedziała, że Jonathan winny (można to wprost wywnioskować z tego, jak go zrugała za niepozbycie się młotka). Tutaj wszystko z jej strony było przyjętą cyniczną linią obrony, jak go wybronić, jakimi sposobami i co gorsza posługując się trochę Grace (bo gdyby ta wiedziała, że Jonathan jest winny, to ten by w ogóle nie miał szans).
Ale na koniec i tak nie przewidziała, że koleżanka Grace zdradziła prokurator (można się tego domyślić, a mowa o scenie w łazience) cenne informacje o tym, co matka Jonathana mówiła o nim. I w tym wszystkim najbardziej podobała mi się Grace podczas tego końcowego przesłuchania. Bowiem z jednej strony czuć było, że pierwotnie chciała stanąć w obronie męża, po tym jak ten przesłuchiwany mówił o tej pediatrii, o pomaganiu dzieciom, jako w jakimś sensie zadośćuczynieniu za śmierć siostry, i widać było, że chciała głęboko wierzyć, że on naprawdę nie byłby zdolny do odebrania życie drugiej osobie. Jednakże gdy prokurator wzięła ją w krzyżowy ogień pytań, to bardzo podobało mi się to, że Grace odpowiadała po prostu szczerze, mimo że z każdą kolejną chwilą pogrążało to Jonathana. Ale też czuć było po prostu, że w niej te wątpliwości, które miała od początku, a które chwilowo udało się zagłuszyć, jednak wzięły górę.
Jedną z takich końcowych refleksji mam taką, że warto zaufać intuicji niektórych osób. Tutaj były to matka Jonathana oraz Sylvia (ta koleżanka Grace), która wprost podczas jednej z rozmów telefonicznych powiedziała jej, że jak dla niej winny jest Jonathan. Ale że sytuacja trochę niezręczna, to nie próbowała tego aż tak bardzo wperswadować. Ale czuła po prostu i doświadczenie zawodowe jej nie zawiodło.
I to były takie jakby 2 niewinne - nie aż tak mocno uwypuklone na tle innych momenty, ale w które w trakcie oglądania warto było się wsłuchać, będąc na etapie rozważań innych teorii. Dla mnie bowiem w dużej mierze one były głosem przechylającym szale winności na stronę Jonathana, z jednoczesnym uświadomieniem sobie, że te inne możliwości były podrzucane nam dla albo całkowitego zmylenia, albo przynajmniej zasiania poważnych wątpliwości, czy aby nie byłoby to zbyt banalne, gdyby winnym okazał się ten, którego jako pierwszego zaczęło się oto podejrzewać.
Psychologicznie jest to naprawdę bardzo dobry serial i jeśli ktoś z Was już zdążył zapomnieć o odniesieniach do "Defending Jacob", nie widział go, a chciałby obejrzeć coś podobnego, co najmniej tak dobrego, to gorąco polecam.
No ma to sens, trudno polemizować, choć uświadamiam to sobie dopiero na podstawie takich rozmów, a sam serial zostawił mnie z innym wrażeniem, więc coś jest na rzeczy. :)
Co do tego, że chciał poświęcić syna - osobowość narcystyczna ma podobno taką zdolność, że bardzo skutecznie kreuje i wierzy w wyimaginowaną na własną korzyść wersję wydarzeń. Idąc tym psychologicznym torem analizy serialu (a nie kryminalnym), mąż właśnie to prezentuje - on w pewnym sensie sam uwierzył, że to nie on zabił Elenę. Zresztą nawet na końcu jak jadą autem z synem mówi mu, że to nie był on, że nie był sobą, więc sam przed sobą się uniewinnił.
1. To prawda, że przy dobrze napisanym scenariuszu, nie ma kwestii nieważnych, zwłaszcza przy takiej historii
2. Miałem te same odczucia, jak Ty i co trochę dziwne, to z jednej strony nieco zmienili zakończenie w stosunku do książkowego (nie czytałem, ale wiem po komentarzach), ale z kolei raczej się nie zanosi na powstanie 2 sezonu, choć owo zakończenie wręcz otwiera drogę do niego, mimo że 1 sezon wyczerpał książkę. Ale to nie stanowi problemu, żeby coś nowego dopisać, bo np. w "Wielkich kłamstewkach" powstał 2 sezon już w oparciu o wymyślone dalsze losy.
W sumie można by się domyślić, że pewnie Jacob miałby amnezję i byłoby ciężkie życie dla rodziców ze świadomością, że jest winny (czy też winny na 99). Ale wiesz, jeszcze by się okazało, że wymyśliliby, że mordercą jest, jakiś inny uczeń, były takie czy inne problemy w szkole i serial poszedłby zupełnie chyba w nie do końca dobrym kierunku.
W sumie więc, nie wiem, jaka sama się na to zapatrujesz, ale mam mieszane uczucia, co do ewentualnej kontynuacji. Gdyby ta historia utrzymała się w pewnych ramach, to tak. Ale już niekoniecznie, gdyby miała wyjść zbyt szeroko.