Pierwszy za stek nonsensów i niekonsekwencji w zachowaniu bohaterów, które począwszy od początku drugiego sezonu nie mają już końca.
Drugi za niekończące się zbliżenia twarzy głównej aktorki i niewyobrażalne dłużyzny w nic nie znaczących ujęciach. Swoją drogą, widzieliście kiedyś, żeby ktoś pół minuty odwracał głowę, robił krok, sięgał po coś, minutę zastanawiał się nad każdą odpowiedzią?
Trzeci za odcinek z porodem w pustym domu, którego, żebyś miał nawet żelazne nerwy, nie da rady nie przewinąć. 55 minut dreptania po domu i wycia.
Czwarty za nieudolnie zbudowaną relację z Nickiem. Ona do niego maślane oczy- on foch! On do niej, że ją kocha- ona foch! I tak w kółko!
Piąty za dobór aktorki do głównej roli. Ten obiekt pożądania wszystkich mężczyzn w filmie, ma w sobie tyle zmysłowości i kobiecego uroku, że równie dobrze mógłby ją zagrać Jack Nicholson. Nikt nie zauważyłby różnicy.
Poza tym, serial świetny.