Cały sezon miałam nadzieję, że June ucieknie i następny sezon to będzie jej walka z Kanady. A tu gucio. Jestem bardzo niezadowolona. Jeżeli na początku nowego sezonu nie wyciągną jej z Gilead to znowu będzie nudno. Już ten sezon ledwo wyrabiał.
Już po końcówce drugiego sezonu było wiadomo że ostatnie co zrobi June to ratowanie własnego tyłka. Jak według ciebie June miałaby rozwalić system Gilead? Zdalnie? Zostawiając inne podręczne w horrorze a samej cieszyć się w domowych pieleszach z Luke`m i prowadząc dyplomatyczną walkę z pomocą rządu Kanady który de facto NIC nie może zrobić bez narażania kraju na wojnę? Kobieto, c`mon. Polecam myślenie.
Serial jest nielogiczny. Jeśli znowu June się upiecze to bedzie przesada. A ciekawa jestem jak uda sie ja ukryc w sytuacji, gdzie stracono 50 dzieci. Bo, że będą masowe egzekucje i na siłę szukanie winnych. A jak wiadomo June do pokornych nie należy, poza tym mają zeznania zatrzymanej Marty. A poza tym z myśleniem u mnie dobrze, więc daruj sobie takie teksty. Każdy może mieć swoje zdanie.
Przecież to od dwóch sezonów jasne, June nie ucieknie dopóki nie wyciągnie Hanny. Prędzej umrze, niż ją samą tam zostawi. Miała uciec dla Nicole, to jedyne co ją chociaż zbliżyło do zrobienia tego.... ale ją złapali.
Dla mnie końcówka 2 sezonu jest beznadziejna i kompletnie nie logiczna. To takie ogrzewanie tego samego kotleta poraz kolejny i kolejny. Moim zdaniem dużo by dało serialowi właśnie wprowadzenie jakiegoś nowego wątku, choćby z June w Kanadzie która próbuje działać (z raczej marnym skutkiem itp). Natomiast wizja "nie ja zostanę sama w tym wrogim państwie by ratować dziecko, które nawet nie wiem gdzie jest" jest durna i śmieszna. Moim zdaniem finał zepsuł całą postać June czy nawet sezon
Ja nie wiem, jak June ma się teraz z tego wszystkiego wyplątać? Po pierwsze złapali Maggie, która uprowadziła tę dziewczynkę z Lexington i ponad wszelką wątpliwość będą ją torturowali, co z kolei zaprowadzi ich do June i Josepha. Jakby tego było mało, to została postrzelona i pierwsze lepsze badanie może zaprowadzić ją na szubienicę. W ogóle, po tej spektakularnej akcji spodziewam się trzęsienia ziemi i wprowadzenia nadzwyczajnych środków, przesłuchań Mart i masowych egzekucji. Z drugiej jednak strony pokazanie światu tych wszystkich dzieci i informacji od Freda, może zmusić społeczność międzynarodową do zdecydowanego działania. Również obywatele Gilead gdy dowiedzą się co się wydarzyło, mogą uwierzyć w to, że ten system można obalić. Zanosi się więc na krwawą rewolucję.
ja myślę, że podręczne ukryją June. A gdy June wyzdrowieje będzie działać z ukrycia.
Zapomniałaś że jest lekarz który już badał June i stoi raczej po jej stronie. Zawsze jakiś poplecznik. To po pierwsze, po drugie jeśli nie było świadków a jedynym był nieżyjący już żołnierz to no...odpowiedz sobie sama. Po trzecie, plan June nigdy nie zakładał braku ofiar i to już wszyscy wiemy. Część osób musi oddać życie żeby cała reszta w końcu zaznała wolności. To z torturowaniem to już totalnie extra dopowiedziana przez ciebie historia.
W kwestii tortur, to opieram się na tym, co nam pokazano w poprzednich sezonach (sposób działania terroru Gilead). Byłoby całkiem nieprawdopodobne, gdyby najwyższe władze Gilead nie wprowadziły wyjątkowych środków w sytuacji, w której nieznana, ale raczej duża liczba komendantów pozwoliła sobie uprowadzić dzieci. Krótko pisząc, cała lokalna władza, oczy czy w końcu strażnicy zawalili po całości. Tam się ludzi wiesza za mniejsze przewinienia.
Wiele zależy od tamtej Marty, co powie. Podręczne nie ukryją June, bo Ciotka Lydia będzie ją zaraz chciała przenieść do nowego komendanta. Marty, które zajmowały się dziećmi które zniknęły umrą, ale wiedziały o tym, kiedy zdecydowały się pomóc June. Więc tak, będzie krwawo. Z jednej strony wściekłe władze, z drugiej podręczne i Marty, które wiedzą że ich dzieci się wydostały i inne też mogą to zrobić. Rewolucja już się rozpoczęła.
mega mega mega zakonczenie!!!!
A June? Pewnie sprobuje rozwalic caly system "od srodka".
Swoja akcja z dziecmi juz wbija duza szpile w Gilead....
A ja nie czuję się w pełni usatysfakcjonowana. Było jak przez cały sezon - przewidywalnie. Żadnego plot twista na miarę pojmania Sereny i Freda przez Kanadyjczyków. Kontynuacja historii June-bezwzględnej (aczkolwiek wydźwięk został złagodzony przez jej osobistą ofiarę), do tego pstryczek w nos dla Sereny od Freda i to w sumie tyle. Ach, no i obły Luke na koniec, którego rola jak zwykle kończy się na bierności.
Co do samej akcji tego sezonu, to im dalej w las, tym robiło się coraz mniej logicznie (a właściwie zakrawa to już o kompletny absurd). W jaki niby sposób cała ta akcja ma nie skończyć się śmiercią wszystkich osób zaangażowanych i przypadkowych postronnych? Przecież to oczywiste, że zostaną oskarżone Marty i Podręczne, chociażby z tego względu, że to właśnie ich brakowało podczas przeszukiwania domów. I co dalej? Uratowali ponad 50tkę dzieci, żeby ponad 50tka dorosłych została brutalnie zabita?
Poza tym, cały ten motyw ucieczki. Od początku było mówione, że Lawrence musi ogarnąć jakiś wóz, żeby przetransportować dzieci na lotnisko. Teraz okazuje się, że ich dom mieści się w niedalekiej odległości od owego lotniska + stado ludzi na luzie może wejść z domu prosto do lasu, którym to bez specjalnych problemów dostaje się prosto do punktu docelowego.. I to w momencie, kiedy od jakiegoś czasu całe to policyjne państwo jest postawione na nogi, bo zginął ich skarb narodowy - dzieci w liczbie kilkudziesięciu. Przecież to się kupy nie trzyma. Tam powinen być armagedon. A lotnisko (miejsce umożliwiająca idealną ucieczkę) powinno być zasypane ochroną - zamiast tego mamy jeden smętny wóz, który stoi na drodze naszej brygady. Co więcej ewidentnie nikt nie sprawdza samolotu zanim ten wyleci (nie mówiąc o tym, że wszystkie wyloty powinny być w sekundę wstrzymane, kiedy zorientowano się, że dzieci zaginęły). Absurd goni absurd.
I coś czuję, że w kolejnym sezonie sprawa zostanie idiotycznie zakończone, tj. wina zostanie zrzucona na Marty, które uciekły = nikt z obecnych w Gilead nie odczuje jakiś wielkich konsekwencji.
nikt z funkcyjnych Gileadu nie pomyślał, że niewolnicy mogą uciec samolotem z państwowego lotniska. Ot tak oficjalnie
Nie kupuję tego. Przecież takie próby już były, chociażby June próbowała uciec samolotem w bodajże 3 odcinku drugiego sezonu. I została z tego samolotu wywleczona = mamy już historię pokazującą, że Gilead wie, że ludzie próbują tak uciekać. Co więcej Gilead to nie banda idiotów. Z tego państwa ucieka mało osób, nie dlatego, że nie próbują, tylko dlatego, że są łapani przez wysoko rozkręcony zamordyzm, kontrolę i donosicielstwo - Gilead wie, że ci ludzie będą próbowali różnych dróg ucieczki, więc na każdym kroku mamy strażników, Oczy czy Ciotki.
Pierwszy samolot, którym uciekała June był nielegalny, dlatego do niego strzelano. Ten już chyba na innych warunkach... no i jednak lotnisko było pilnowane, po prostu odwrócili uwagę strażników.
I Gilead jeszcze nie wie, że ok 60 dzieciaków zniknęło, szukali tej jednej małej, której rodzinka się obudziła. Na dodatek zaginęła w Lexington, które było oddalone o ileś tam km, więc mieli czas. Dopiero rano zauważą, że większej ilości dzieciaków nie ma - a wtedy Marty już są na swoim miejscu (te, które nie zostały zastrzelone pod lotniskiem). Pewnie i tak zginą, skoro ich dzieci zostały zabrane, ale wiedziały czym ryzykują decydując się na plan June.
Tu chodzi o sam fakt tego, że Gilead wie, że droga powietrzna to jedna z możliwości ucieczki = lotniska i wszelkie inne miejsca, które nawet potencjalnie coś takiego umożliwiają powinny być super mocno zabezpieczone - a to co widzieliśmy to była jakaś żenada. No ale tak jak napisałam, może to po prostu kwestia tego, że w państwie jest wewnętrzny chaos i nie jest dobrze zarządzane.
A co do szukania - June decyduje się na nagłe wyjście z chaty z dziećmi, dlatego, że już na jej ulicy zaczyna się przeszukiwanie domów. Przeszukiwanie domów = sprawdzanie czy są tam wszyscy domownicy = bardzo szybko dojdą do tego, że coś jest grubo nie okej, bo brakuje wielu Mart, wielu dzieci i wielu Podręcznych.
Poza tym dla mnie to się zwyczajnie nie klei czasowo. Bo ile one szły przez ten las do lotniska? 5 minut? Jeżeli lotnisko było trochę dalej + miały tam problemy (bo trzeba było odwrócić uwagę itp.) - to ile czasu minęło od rozpoczęcia sprawdzania domów do powrotu Mart? Dwie godziny? Trzy? (Btw widzimy, ze June jest zabierana przez koleżanki już za dnia = więc w ich przypadku musiało minąć min. 6-7 godzin od kiedy wyszła z domu z dziećmi). Generalnie to się na ślinę klei - no ale nie ma też co nadmiernie drążyć w poszukiwaniu realizmu, bo to w sumie serial, który po pierwsze ma wzbudzać emocje. ;)
Pierwsze lotnisko na które poszła June, przy pierwszej ucieczce, było starym militarnym. To drugie było chyba używane. I w sumie strasznie głupie było już to, że ta Marta tak wcześnie z tym dzieckiem przyszła, wiedziała że to zbyt ryzykowne iść za dnia. Nie było powiedziane, czy uśpiła wszystkich domowników, czy tylko żonę (a z drugiej strony, ci komendanci byli na tym zebraniu, które zwołała Lawrence, nie, więc teoretycznie byli zajęci). Między domem a lotniskiem raczej nie było pięciu minut drogi, przecież musiały wytyczyć drogę i ją oznaczyć, gdyby to było aż tak blisko, nie musiałyby tego robić. Początkowo miała być ciężarówka i jechać za granicę, samolot pojawił się dopiero później, jak się okazało, że przejście przez granicę jest niemożliwe, bo nie działa przepustka Lawrenca. Samolot i jego legalność jest pod znakiem zapytania, czy gość z Jezebel przemycał coś ważnego w nim (i znowu, wciąż nie wiemy co to było) czy cały zorganizował. To by wyjaśniało czemu tylko jeden strażnik tam był (no i właśnie, pilnował tego lotniska, więc chyba się uczą na "błędach" :D). I sprawdzali domy najpierw w Lexington i okolicy, więc nie wiadomo jak dokładnie to wyglądało, czy dziecka szukali w piwnicach, czy w lasach, czy było jakieś kolejno odlicz. Ale dlatego wyszli wcześniej, już było ciemno, a było coś co wygląda na takie późne lato, więc wyszli ok 21... z godzinę mogły iść, zwłaszcza że dzieci potrzebowały pomocy. Samolot pewnie szybciej wystartował, widząc że tam strzelają i coś się dzieje. Jak już szukać naciągnięć, to takiego że nie przybyło wsparcie wzywane przez tamtego wojskowego, mieli czas strzelać, gonić się po lesie i jeszcze negocjować. No ale pamiętajmy, oficjalnie wtedy jeszcze nie zauważyli braku tych wszystkich dzieci, jedni zabici, inni uśpieni, komendanci na zebraniu, a strażnicy szukają dziecka i torturują Martę żeby dostać jakieś informacje. Nic tylko czekać na następny sezon, pierwszy odcinek na pewno rozwieje część tych niepewności.
PS aaaa i nie zapominajmy, że wciąż nie wiemy co przyleciało w tym samolocie! :D Skoro to był taki ważny ładunek dla Mart i podziemia, coś jeszcze tutaj może być na rzeczy...
być może Marty i podręczne, wiedząc w jakim pop-ier-dol-ony-m świecie żyją i że nie mają szans na normalne życie, chciały poświęcić się w imię wolności.
Wydaje mi się, że Marty i Podręczne uśpiły (a jedna zabiła) komendantów i ich żony, tylko u tej jednej się nie udało i ona zaalarmowała służby, więc i wszyscy skupili się na szukaniu tej jednej dziewczynki?
To chyba nie było państwowe lotnisko, był tam jeden samolot, który przewoził nielegalne rzeczy więc oni chyba o tym nie wiedzieli. Dotarł tam jeden wóz bo wszyscy zajmowali się szukaniem tej jednej dziewczynki. Owszem, wszystko trzyma się na ślinę, ale są dwie opcje:
> albo to rzeczywiście nie ma sensu i twórcy chcą by widzowie w to uwierzyli
> zwykle jest tak, kiedy coś się nie trzyma kupy, to jest to jakoś uzasadnione "później" -> może to znak, że Gilead się zwyczajnie sypie, zwłaszcza, że mieliśmy ku temu przesłanki już wcześniej: dwóch komendantów znikło, reszta panikuje, chce zamykać granice. Marty coś przewoziły i coś kombinowały: może coś się dzieje i w czwartym sezonie Gilead upadnie?
Ja to zrozumiałam tak, że to jest normalne lotnisko, z normalnym samolotem, który ma swój rozkład i lata z jakimiś towarami w wymianie handlowej, której Gilead potrzebuje. Co więcej nie wydaje mi się, żeby tak wielki samolot mógł sobie przylatywać niezauważony regularnie (a to było podkreślone w serialu).
Ochrona wydawała się normalna, tylko było jej w cholerę mało jak na tak zamordystyczne państwo + dziwi mnie, że jednak nie było tam jakiś paru Januszy, których pracą byłoby kontrolowanie czy na pewno na pokładzie nie ma nic czego tam być nie powinno (myślę, że na niewielkie rzeczy mogliby przymknąć oko, ale nie na samolot wypełniony świętością - dziećmi).
Wydaje mi się, że to co piszesz może coś w sobie mieć - czyli to, że Gilead się chwieje u podstawy i to, że zarządzanie tym państwem jest tak słabe, bo wynika właśnie z tego, że oni mają poważne wewnętrzne problemy. W sumie ciekawy temat, mam nadzieję, że pociągną go w tę stronę.
Mam tak samo, tyle gadania o wozie i tak uprościli absurdalnie. Poszli na łatwiznę
Jak dla mnie ta postać obecnie nic nie wnosi - i tu nawet nie chodzi o to, że musiałby robić rewolucję. Po prostu ani na poziomie aktorskim (np. przeżywanie emocji - cokolwiek ciekawego), ani tym bardziej na poziomie fabuły ta postać realnie nie istnieje. I w sumie miałam nadzieję, że pozbędą się go po odcinku w którym June mówi mu, że dziecko jest Nicka i żeby dał sobie już spokój i ułożył życie bez niej.
(Może nie miałabym do niego tak negatywnego nastawienia gdyby był dobrym aktorem - moim zdaniem nie jest).
Ostatni odcinek rewelacja. Ryczałam jak bóbr... ;)
Co do Gilead -sypie się państwo. Jeden komendant nie żyje (zaginął), drugi z żoną aresztowany. Lowrance przeszedł na drugą stronę, kto będzie rządził? Oczy? poza tym Marty i podręczne wreszcie się wburzyły, oj będzie rewolucja ;)
Hmmm, nie mam pojęcia, co wymyślą twórcy w następnym sezonie, ale żeby to było dobre i trzymało się kupy będą się musieli naprawdę mocno postarać...
- Po pierwsze - tak jak już wielokrotnie padło - co teraz z June i innymi zaangażowanymi w akcję? Jak w następnym sezonie zobaczę, że ją trochę pomęczą, a potem dadzą kolejny przydział, to chyba na tym zakończę oglądanie. June już tyle "wybryków" uszło na sucho, a przecież wcześniejsze odcinki oglądaliśmy z ciągłym poczuciem zagrożenia, z poczuciem, że za najmniejsze przewinienie można trafić na mur... W trzeciej serii June zdawała się w ogóle nie pamiętać o takiej możliwości i dalej wszystko jej uchodziło na sucho... Myślę, że rzeczywiście dobrym rozwiązaniem fabularnym byłoby, gdyby June się ukrywała, ewentualnie gdyby w końcu uciekła do Kanady.
- Po drugie - pod koniec drugiej serii odnosiłam wrażenie, że w Martach, Podręcznych, a nawet niektórych Żonach rodził się bunt, liczyłam na to, że w trzecim sezonie wszystko będzie zmierzać do jakiejś konkretnej rozpierduchy Gilead. Nie doczekałam się, ale oby do tego doszło w czwartym sezonie. Myślę, że to ten czas, kiedy można jeszcze z klasą zakończyć serial, zamiast robić z niego jakiś nudny i nielogiczny tasiemiec.
- Po trzecie - wątek Nicka. Po prostu nie mogę się pogodzić z tym, jak postać Nicka została potraktowana w 3 sezonie. W 2 pierwszych sezonach mamy go przedstawionego jako oddanego June, po cichu ją chroniącego, dającego wsparcie... A w 3 sezonie jedna scena wywraca to wszystko do góry nogami, a następnie zupełnie zostawiamy temat. Przez kilka ostatnich odcinków czekałam, aż temat zostanie jakoś pociągnięty, może dojdzie do konfrontacji z June, może okaże się, że to co powiedziała Serena to tylko jej intryga? A tu NIC. Liczę na to, że w 4 sezonie doczekam się jakiegoś wyjaśnienia.
- Po czwarte - wątek Waterfordów - ich aresztowanie i późniejsze wzajemne relacje było chyba jedynym(poza akcją z dziećmi) momentem w całym sezonie, który oglądałam z zapartym tchem( tak jak całe 2 pierwsze sezony). Mam nadzieję, że wątek głębiej pójdzie w te stronę.
A propos pierwszego punktu - jak tak sobie o tym myślę, to wydaje mi się, że wyjęcie June na stałe z codzienności Gilead w jakiejkolwiek formie (ucieczka do Kanady, ukrycie w jakimś ruchu oporu?) kompletnie zmieniłoby ten serial i powiem szczerze, że jakoś tego nie widzę (nie wydaje mi się to zupełnie atrakcyjne, bo najciekawsze jest właśnie to podglądanie codzienności i działania wywrotowe poprzez manipulowanie czy spiski.)
Ale ale. :D Tak teraz myślę, czy czasem odcinek w którym zmuszono Lawrenca do stosunku z June nie był znowu taki przypadkowy. Co jeżeli June zaszła wtedy w ciążę? Komendant nie ma już żony (znowu - przypadek?), a jest obecnie bardzo ważną osobą w państwie. To mocno szalone, ale co gdyby scenarzyści poszli w tę stronę?
Czyli ranna June trafia z powrotem do społeczności Gilead. Jest operowana w publicznym szpitalu, więc udaje jej się z tego wyjść fizycznie cało. No ale w państwie wrze. Dzieci porwane, każda Podręczna i Marta jest na celowniku. Nie ma litości. Urządzane są pokazowe egzekucje z jeszcze większym rozmachem niż dotychczas. To samo ma spotkać June. Już szykuje się na śmierć, niby wszystko jest przesądzone. I wtedy okazuje się, że jest w ciąży z Lawrencem. Czy komendant mając znowu bardzo dużą władzę w państwie wykorzysta fakt, że June nosi jego dziecko i użyje go, aby wyciągnąć ją z celi śmierci w celu.. wzięcia ślubu? :D To byłby dopiero ostry plot twist - June staje się komendantową. Mega ciekawe - zobaczylibyśmy tę grupę społeczną Gilead od środka. Ludzie, którzy dotąd pomiatali June byliby podrzędni wobec niej (np. ciotka Lydia). A sama June miałaby w końcu nową rolę w której musiałaby się odnaleźć + mogłaby ostro zamieszać i rozwalić Gilead od środka mając nowe możliwości (+ zobaczylibyśmy jak dalej rozwija się jej osobowość "bezwzględnej-June"). :D Wow, powiem szczerze, że to byłoby mega ciekawe.
Raczej nierealne, bo po stosunku komendant dał June tabletki antykoncepcyjne, żeby właśnie nie zaszła
Właśnie dlatego to byłby taki mocny plot twist. :D W końcu tabletki nie zawsze działają.
No ale zobaczymy - mi taki scenariusz bardzo się podoba, szczególnie, że jestem ciekawa jak pokazaliby drugą stronę medalu, czyli m.in. problemy ludzi uprzywilejowanych (którzy przecież też są wtłoczeni w sztywne ramy reżimu).
June nie wzięła tych tabletek przecież. Plus lepiej jakby jej dał tabletkę po niż anty, no ale.... detale!
Dlaczego June uchodzi wiele na sucho? Przez zamach, w którym zginęło tyle podręcznych. Musieli wyciągać z Kolonii kobiety, które wciąż były płodne (np. Emily), żeby mieli kogo gwałcić. Dlatego podręcznych nie zabija się tak chętnie, dlatego tamtą w markecie Lydia nie chciała żeby zabijali (no i przez ciążę, wiadomo). June miała już dwójkę żywych dzieci, to w ich państwie cenna sprawa. Ciotka w końcu zawsze powtarza, że ona jest 'tą dobrą' uhm 'świnką rozpłodową'. I dlatego prób ucieczki nie kara się śmiercią, nie mogą sobie pozwolić na tyle martwych podręcznych.
Ceremonia u Lawrence'a miała na celu ciągnięcie wątki jego pozycji w państwie i ważności i reakcji pani Lawrence na to wszystko. I jego lojalności wobec June, zgwałcił ją, jest teraz jego ofiarą, czuje się dodatkowo winny.
Czy jest w ciąży, jeszcze nie wiadomo. Wiadomo za to, że Lydia ma dla niej nowe miejsce, ale to co zrobiły zaczęło rewolucję. Marty i podręczne już wiedzą, że ich dzieci też mogą uciec z tego kraju. I będzie rzeź, będzie ciekawie. Na pewno June nie ucieknie bez Hanny, nie może też się specjalnie ukrywać, bo mogą ją wykorzystać żeby wykurzyć June z kryjówki albo szantażować. Nie mają już wiele o stracenia...
Po drugie, owszem, żony się też buntują, bo jak Serena, nie chcą żeby odcinano ich dzieciom palce za czytanie. I wiele z nich ma dość takiego życia, posłuszeństwa i wiecznego czekania na dziecko, bo na nic więcej czekać nie mogą. To dość nudne życie.
Nick to ciekawa sprawa, wciąż mnie ciekawi co dokładnie zrobił, że Kanada nie chciała z nim współpracować. W hierarchii niby jest wysoko, ale wysłali go do Chicago, więc może zginąć... pewnie jeszcze wróci, w następnym sezonie. W tym strasznie była skupiona akcja w G, nawet w Kanadzie nie wiemy co się działo, czy Emily w końcu czuje się jak w domu u swojej rodziny, co Luke robi. Ale w sumie, co miał przez ostatnie lata robić, żeby ją odbić stamtąd? Granice były zamknięte, nikt nawet nie wiedział, że podręczne są tak traktowane, dopóki nie dostali tych listów przemyconych. Świat myślał, że to kraj takich... amiszów, z wolontariuszkami do rodzenia dzieci, zaślepionymi religią, nie wiedzieli że tyle osób ginie na murach i sprawa tak wygląda. Nie ma tam w końcu aparatów, internetu, a przed oficjalnymi wizytami miasto było sprzątane i czyszczone. Dopiero niedawno świat się dowiedział prawdy, a razem z tym zaczęli działać. Złapali w końcu komendantów i walczą o utrzymanie azylów, ale... będzie wojna, zapewne, znowu.
To czy ich nie wzięła to w sumie nie wiadomo - niekoniecznie musiało być to pokazane dosłownie jak je łyka. Pytanie, czemu miałaby ich nie wziąć (jeżeli nie wzięła) - czy chciała zajść w ciążę z komendantem?
Tak czy siak, ja tu widzę mocno otwartą furtkę w temacie zrobienia z June komendantowej. I myślę, że to by ten serial mocno odświeżyło.
Jakoś nie widzę opcji ukrywającej się June, bo co będzie tam robić? Siedzieć w jakimś zamknięciu i prowadzić dywersję z ukrycia? Dla mnie brzmi to fajnie na max kilka odcinków, a nie cały sezon, czy sezony. A z Kanady? Też tego nie czuję - przecież bycie w Kanadzie nie daje wielkiego pola do popisu. Już jest tam trochę uciekinierek/ludzi zaangażowanych, których rola ogranicza się do "pokojowego" wsparcia sprawy (np. to co robi Moira, która przecież też jest potwornie skrzywdzona przez Gilead).
Poza tym świat od dawna wiedział/podejrzewał co się dzieje w tym państwie. :D Nikt o zdrowych zmysłach nie pomyślałby, że kobiety, które są Podręcznymi to wolontariuszki, szczególnie, że zostały rozdzielone z rodzinami, nie mogą przekraczać granicy, nie ma z nimi kontaktu. Co więcej był taki odcinek w którym Moira przeglądała dziesiątki albumów, w których były zdjęcia zabitych i niezidentyfikowanych osób w Gilead. Więc ktoś jednak te zdjęcia tam robi, jest jakiś wywiad, który przemyca informacje od dawna.
Poza tym przecież w rzeczywistości też mamy takie kraje, w których dzieje się podobny zamordyzm - czy ktokolwiek porywa się na otwartą wojnę z Koreą Płn? :D Albo jawne łamanie praw człowieka w krajach na Bliskim Wschodzie - USA (rzekomy obrońca uciśnionych) nie szykuje się na wojnę z Arabią Saudyjską, tylko poklepuje ich po plecach, jako swojego strategicznego sojusznika. ;) Więc ja nie wierzę w otwarty konflikt na arenie międzynarodowej (co więcej nie wydaje mi się, żeby robienie z tego serialu, serialu wojennego było dobre).
Myślę, że obawiała się jakichś dodatkowych nalotów/badań, skoro sprawdzali czy do stosunku doszło zaraz po ceremonii. Musieli być ostrożni, a ona wciąż musi żyć dla Hanny. Poza tym tabletki antykoncepcyjne mogły jej zmienić cykl, a to akurat było dość uważnie śledzone, stąd w końcu wiedzieli kiedy robić ceremonie i czy zaszła w ciążę, wszystkie nieprawidłowości zapaliłyby im czerwoną lampkę. Dlatego stawiam, że ich nie wzięła. I ostatecznie ciąża zatrzymałaby ją w domu, w którym przecież chciała zostać. Tu jej nie gwałcili co miesiąc, tu mogła się organizować, bo on na to pozwalał i miał dużo przydatnych środków, informacji, etc. A Lydia była podejrzliwa i już kilka razy pytała ją o to jak ją tam traktują, bała się na pewno przeniesienia.
Co do June jako partnerkę kogoś u władzy... nie sądzę. Zbyt pogardliwie traktują podręczne, a ona jednak sprawiała już w przeszłości kłopoty. Nawet jeśli by zaszła z nim w ciążę, mogliby oddać to dziecko innej parze, po śmierci pani Lawrence. Ciekawa teoria, ale raczej degradują z pozycji żon niż pną w górę, tego samego bali się ci ludzie z tych bloków, że zostaną podręcznymi. W końcu to grzesznica, bla bla bla.
Ukrywającą się June już mieliśmy, w siedzibie gazety. Prawie dostała na głowę, nic nie mogła zrobić. A z Kanady zrobi tyle co Luke, czyli nic. Nic dla Hanny, a to ona jest dla niej priorytetem.
Podejrzenia, a świadkowie i zeznania to dwie różne sprawy. A fanatyzm religijny prowadzi do różnych rzeczy, widzieliśmy grupowe samobójstwa i mordy w ich imieniu, więc poświęcanie ciała, to też nie aż taka szalona myśl, po praniu mózgu. Dość fajnie było to przecież pokazane, Kanada miała związane ręce dopóki te listy nie przeszły i pierwsi uciekinierzy. Musieli zareagować i to zrobili, w końcu. Zdjęcia zabitych to akurat ciekawa sprawa, szkoda że nie zostało powiedziane czy to na granicy się stało czy gdzie. Bardzo mi brakuje tej części opowieści, co dokładnie robili ci strażnicy jak Nick na początku, co się stało między zamachem, po którym został wprowadzony stan wojenny, a działalnością Gilead, którą poznaliśmy. Wciąż jest dużo puzzli do ułożenia, czemu kolonie są jakie są, skąd się wzięły te odpady, czy to śmieci tylko, czy jakaś wojna nuklearna mała była, czy podłożyli tam specjalnie takie odpady... no dziwna sprawa. Wciąż jest wiele niewiadomych.
Co do ostatniego punktu... małe Gilead funkcjonują w różnej formie, w różnych miejscach na świecie. Wciąż są plemiona, które obrzezają dziewczynki i zaszywają, żeby mężowi było lepiej w noc poślubną... zresztą, niektóre rodziny w cywilizowanych krajach mają takie podejście. Zabijanie za homoseksualizm, przyzwolenie na gwałty i przemoc pod płaszczem religii i chorych tradycji. I żadne państwo nie staje się bohaterem takich miejsc i takich osób. Nie żyjemy w utopii, nawet w Polsce kobieta nie może decydować o własnej macicy, a o tabletki anty i po musi się dopraszać u lekarza, po receptę. Nie bez powodu w serialu pojawiła się scena, gdzie June musi mieć podpis męża żeby dostać tabletki antykoncepcyjne, a potem to kobiece konta bankowe zostały zablokowane. Serial trochę pokazuje, że w wielu miejscach ten proces tworzenia takiego miasta jest już w ruchu, chociaż wiele osób może sobie z tego nie zdawać sprawy. Pokojowe demonstracje też kończą się już u nas przemocą, w końcu ktoś przyniesie na nie broń i będzie scena, jak z June i Moirą.
W przypadku Gilead, to jednak są wciąż Stany Zjednoczone, taki ustrój to nie coś, co powstawało przez lata, tylko zostało wprowadzone po wojnie, więc jest szansa na rewolucję i zmianę. Ale jak będzie, to zobaczymy w następnym sezonie :D
Lawrence nie jest już taki nietykalny, więc raczej żaden immunitet by go nie dotyczył i zostałby powieszony tak samo jak inni.
Dla mnie jego obecna pozycja w Gilead jest bardzo niejasna + to był człowiek, który trząsł tym krajem, więc widzę też potencjał do tego, żeby wrócił do swojej dawnej pozycji. Lol - a jakby tak z June zrobić Lady Makbet? :D Czyli June zostaje komendantową i roznieca w zgaszonym i depresyjnym Lawrencie chęć sięgnięcia po władzę (którą ona wykorzysta do rozwalenia Gilead od środka)? :D
Tak czy siak serial przyzwyczaił nas już do dużo większych nielogiczności. ;) Myślę, że jeżeli scenarzyści będą chcieli iść w stronę June-komendantowej, to pójdą. Dla mnie będzie to zdecydowanie bardziej logiczne i ciekawe, niż np. kolejne wybaczenie June i przeniesienie jej do nowego domu, jako podręczną.
Popieram. Liczę, że wszystko zostanie dobrze wyjaśnione. Ale boję się, że to złudzenia. Myślę, że June poza Gilead to byłaby dobra zmiana. Dałaby szansę na rozwój jej postaci, pokazanie walki z zewnątrz. Bo miałaby większe szanse. Tu albo musi się ukrywać ( ale jak wskazano wyżej, w Gilead mają jej córkę więc mogą ją szantażować), albo liczymy na cud.
Zgadzam się, że serial od 2 sezonu zaczął zatracać spójność. Na swój sposób, momentami, stał się swoją własną parodią. Zamiast rozkminiać, w ramach fantastyki socjologicznej, kolejną dystopię, genezę i syntezę pojawiania się i rozwijania tego rodzaju reżimów, twórcy poszli w stronę opery mydlanej a'la brazylijskie tasiemce, niekiedy trzymając artystyczny poziom harlequinów.
Co dalej z June? Gdyby zachowana była logika świata przedstawionego przez Atwood, to oczywiście stryczek. Jej i setek innych mart i podręcznych. To jednak nie Atwood decyduje teraz o kierunku, w którym idzie fabuła, więc można spodziewać się wszelkich cudów czyli nonsensów.
Idąc po linii najmniejszego oporu można w scenariuszu uleczyć June a następnie ukrywać. Karmić i informować. Dawać się przez nią sterować i manipulować. Natomiast opcja, że June wraca do świata Gilead jako podręczna kolejnego komendanta, to byłby śmiech na sali. Sęk w tym, że takich kompromitacyjek scenarzyści zaliczyli już tutaj trochę, więc niestety, wszystkiego można się spodziewać.
Marty i podręczne biegają beztrosko po lesie, dziwne, że nie ma tutaj działań zaczepno-dywersyjno-sabotażowych charakterystycznych dla partyzantki jugosłowiańskiej z okresu IIWŚ. Może June zostanie partyzantem?
Zupełnie nie wiem jak June miałaby dalej funkcjonować w Gilead. Chyba że jest w ciąży.
Sezon 4 skończy się uratowaniem Hannah i rozwaleniem Gilead od środka przez June :D Ale jak to zrobi nie mam pojęcia. Fakt, że upadek G już się zaczął jest straszliwie miły.
Przeczytałam większość komentarzy i pomysły są różne. Może wreszcie coś zacznie się dziać na wyższym szczeblu, cokolwiek co zdestabilizowałoby bardziej Gilead. Mam nadzieję, że cokolwiek to będzie to mnie zaskoczy.
Natomiast święte słowa komendanta W. do Luke'a, że June nie jest taka jaką on zna.
Ten serial jest wyjątkowo trafny w momentach gdy fabuła odnosi się do uchodźców.
Szkoda, że June i Hannah nie udało się wydostać. Mogli ładnie zakończyć całą tą historię. Wystarczyło by gdyby jedna z Mart przyprowadziła Hanę i choć ona wsiadła by do samolot, albo obie.
A tak mam wątpliwości jak oni zamierzają sprawić, żeby 4 sezon miał jakikolwiek sens. Zwłaszcza, że 3 miał dużo nielogiczności, oj za dużo.
Minusy:
- Zakończenie wątku Nicka. Ot wysłali go na front i mamy go z głowy. Liczyłam na coś bardziej finezyjnego.
- Jak niby June ma wyjaśnić swoją sytuację, nieobecność, rany.... na tyle by mogła mieć wpływ na rozwalenie Gileadu. Póki co wygląda jakby ją i wiele Mart i Podręcznych czekały tortury, przesłuchania i w najlepszym razie szybka śmierć. Obawiam się pomysłu twórców na 4 sezon.
- Ciekawi mnie jedna rzecz - June będąc w Jezebel dogadała się z barmanem, że dzieła sztuki, cały dom Lawrenca będzie dla niego. Skoro Komendant Lawrence postanowił zostać, to jak rozwiążą tą kwestię?
Plusy:
Serena i jej utrata nietykalności. Myślałam, że się wywinie a tu taka niespodzianka.
Sceny z samolotem... szczególnie na lotnisku w Kanadzie. Bardzo wzruszająca dla mnie scena, wynagrodziła mi wiele dziwnych akcji w tym serialu.
Mnie totalnie zszokowało to, że to Serena stała za tym, aby Nick uwiodł June. Mimo, że to była sprawka Sereny, wygląda na to że Nick zakochał się w niej póżniej.
Ciekawe, co wymyślą w kolejnym sezonie aby wszystko trzymało się kupy. Wątpię, że June poniesie konsewkwencje, myślę że Gilead zobaczy , że jest ona dosyć wartościowym wrogiem, może być tak że będą chcieli ją wymienić na Freda . Jeśli on coś dla nich znaczy.
Przecież ona została aresztowana za gwałt, który zorganizowała.
Nick i June podkochiwali się w sobie znacznie wcześniej i w tajemnicy, Serena ani o tym nie wiedziała, ani tego nie obmyśliła.
Przecież ona została aresztowana za gwałt, który zorganizowała.
Nick i June podkochiwali się w sobie znacznie wcześniej i w tajemnicy, Serena ani o tym nie wiedziała, ani tego nie obmyśliła.
Mi się wydaje, że od początku było wiadomo, ze ona za tym stoi, d 1 sezonu. Zauważyła iskierkę zainteresowania miedzy June i Nickiem i to wykorzystała. Dla mnie szokiem był raczej fakt, że mąż Sereny widział o wszystkim i wykorzystał ta wiedzę przeciwko niej.
Były sceny z których można było wywnioskować, że Fred domyśla się co łączyło June i Nicka i może podejrzewać, że dziecko nie jest jego. Widział niejednokrotnie ich spojrzenia na siebie i chyba nawet Serena coś mu kiedyś napomknęła w nerwach na ten temat (coś mi świta). Nawet przy kręceniu tych modłów o powrót Nicole, kiedy przyszedł Nick, to Fred zdawał się wiedzieć co jest grane.
Tak, była taka scena, kiedy Serena robi mu awanturę w jego gabinecie i krzyczy coś w stylu "Nawet dziecka nie umiałeś spłodzić" (czy coś podobnego - jasno dającego do zrozumienia, że June nie zaszła z nim w ciążę).
Serena nie stała za romansem Nicka i June. Ona tylko i wyłącznie nakazała odbyć im stosunek - guzik ją obchodziło, czy oni coś do siebie czują czy nie (a nawet podejrzewam, że ich romans był jej nie w smak). Serena przede wszystkim chciała, żeby June zaszła w ciążę, a podejrzewała już, że Fred może być bezpłodny (zresztą to "potwierdził" ginekolog, który kiedyś badał June - że problem wcale nie leży w kobietach, jak się powszechnie twierdzi w Gilead, tylko w bezpłodności mężczyzn).
Dlatego Serena została zatrzymana za gwałt, bo zmusiła oboje (June i Nicka) do stosunku seksualnego, bo oboje byli jej podwładnymi.
Ja jestem załamana, jestem tak zła, że z tak DOBREGO serialu, który czułam każdą częścią ciała zrobiło się takie bagienko, które oglądam z przymrużeniem oka. Bardzo nie lubię taki sytuacji, kiedy się w coś angażuję, serial jest poważny na rozkminy, a później jednak musisz mu wiele wybaczać, bo się nie trzyma kupy.
Nie będę już wspominać, że June to jest normalnie jakąś prezydentką, wszystko jej uchodzi na sucho, wszyscy robią co im każe :D Nie wierzę w jej przemianę i niestety w tym sezonie dość ją znielubiłam...
Plusy ostatniego odcinka:
-scena złapania Komendanta w Kanadzie (nie spodziewałam się tego w taki sposób)
-samolot i scena Rebeki i taty na lotnisku
Minusy:
-tyle było trąbienia o autach, a tu można na piechotę, akurat mieszkają tak blisko lotniska xd
-mogli wyciągnąć Hannah, wtedy poświęcenie June do odwrócenia uwagi byłoby naprawdę rozrywające
-samotne wycieczki do Jezebel, rozmowy z barmanem (zero wiarygodności)
a no i mimo wszystko nie spodobało mi się, że Serena utraciła nietykalność, wbrew temu liczyłam, że jej się uda, dotrze do niej, że zjebała i w czwartym sezonie sama z siebie zrobi jakiś genialny gest, by pomóc obalić Gilead.