Wątek Sereny faktycznie ciekawy w drugim sezonie. Dla mnie ciekawszy, niż głównej bohaterki. Oglądając serial z Showmax mam nadzieję, że wątek zakończy się logicznie. Na razie mimo skrajnych zachowań wobec June mam ufność w spójne w zakończenie wątku Sereny. Chociaż udział w gwałcie na ciężarnej kobiecie (moim zdaniem oboje ją zgwałcili) mnie zaskoczył.
Nie wiem czy jej wątek jest ciekawszy. Jej zachowania i reakcje nie do końca są spójne, co można kłaść na karb błędów scenarzystów.
Postać Nicka też nie jest rozwijana w sposób przekonujący psychologicznie. Inaczej niż w oryginale, tu rys osobowości wskazuje na człowieka mającego jakiś rodzaju autyzmu, na człowieka niezdolnego do okazywania normalnych uczuć i odczuwania empatii. Nie chcę używać słowa "socjopata", niemniej rzekome wyrachowanie tej postaci (z książki i pierwszego sezonu) ginie w jakiejś irracjonalności i niezdolności rozumienia konsekwencji swoich zachowań. W pierwszym sezonie był inny Nick, który rozumiał, że trzeba zakładać maski by przetrwać. W tym sezonie jest jakiś otępiały Nick, który prosi się o kłopoty. Prowokowanie niedojrzałej żony do negatywnej względem siebie reakcji jest nie do kupienia, o ile znało się wcześniejszego Nicka. On podobno jest dojrzały, ona jest dzieckiem, łatwo z pozycji osoby dojrzałej dzieckiem manipulować. Tymczasem Nick 2.0 to jakaś karykaturalna wersja Nicka niewykazująca najmniejszej empatii i współczucia wobec nastoletniej, cierpiącej a jednocześnie zindoktrynowanej religijnie dziewczynki. W konsekwencji wisi w powietrzu od kilku odcinków wariant uczynienia z oszołomionego dziecka narzędzia, które pogrąży Nicka. Jeden z najsłabszych aspektów drugiego sezonu.
Co do Sereny, to jest tam jedna niepodważalna pozytywna strona: aktorstwo Strahowski. Twórcy może za często robią zbliżenia na jej twarz, więc te miny i reakcje w końcu się opatrzą, ale póki co ta aktorka dobrze odgrywa swoją rolę.
Nie znoszę wprost tej bohaterki (gra aktorki świetna). Scena wychłostania jej przez męża dala mi sporo satysfakcji. Bo ona wygenerowala podwaliny tego chorego masakrycznego systemu.
Nie wiem, czy rozwijanie wątku Sereny to błędy scenarzystów. Jeśli dobrze pamiętam, z powrotem w "tą złą" zmieniła się po laniu, jaki zafundował jej mąż. To przypomniało jej, jakie jest jej miejsce w tym wszystkim (z historii wiemy, że ofiary, którym dano możliwość być wyżej w hierarchii niż reszta z czasem też przyjmowały rolę katów, żeby przetrwać). Widać, że tęskni do normalnego życia i się miota. Dla mnie jest to ciekawa postać, nieodgadnięta. Ostatni odcinek mnie bardzo zaskoczył, ale jakoś jeszcze jej nie przekreśliłam... sama nie wiem czemu, bo zrobiła straszną rzecz.
Co do Nicka, to nie chcę rozwijać tu jego wątku, ale powrotem tylko krótko, że się z Tobą nie zgadzam. W tym sezonie zrobił sporo dobrego, ryzykował, ale dawał ludziom ogromną nadzieję (mąż) June. Jednocześnie wyznał podręcznej swoją miłość. Myślę, że postąpił sprawiedliwie. Dał jej możliwość wyboru, nie zatajał informacji o małżonku i odwrotnie. Co do żony, to nie nazwałbym jego obojętności egoizmem. Wręcz przeciwnie. Udając miłość byłby wielkim egoistą. Nie umie kłamać, bardzo kocha June. Jedyne co przyznam, to jest chyba bardziej mimo wszystko wycofany niż w pierwszym sezonie... i sprowadza na siebie problemy.
Przyznam, że też liczyłam na jej przemianę. Po ostatnim odcinku mam ochotę spalić ją na stosie.
Ona jest, imho, doszczętnie zła. A te okruchy, gdzie wykazywala jakies sladowe ilości czlowieczeństwa, to chyba tylko gra była, mająca służyć jej celom.
A po co zangażowała June do tej pracy redaktorskiej? Ufała jej? chciała zrobić wspólniczkę?
Raczej nie jest doszczętnie zła. Moment w którym rozmawia z June przez drzwi chwilę po tym jak dostała lanie to pokazuje. Ona nie udawała, że jest dobra. Przeciwnie, zacisnęła zęby i zebrała wtedy wszystkie siły, żeby pokazać zło. Jest złym człowiekiem, to prawda. Ale ma też przebłyski dobra z którymi walczy. Ot taka komplikacja...
Ten moment wg mnie pokazywał, że Serena nie zniosłaby litości, wspłczucia i to w dodatku od kogoś tak niskiego szczebla, jakim była Podręczna. To dla niej upokorzenie nie do udźwignięcia. Że Podręczna była świadkiem jej wstydu, hańby. Musiała zatem zachować zimna krew, a ostatecznie ukarać June oświadczając, że odprawi ją zaraz po porodzie :( Oczywiście męża ukarać nie zamierzała...
Być może, ale to jeszcze nie świadczy o tym, że jest z gruntu zła. Gdy kazała iść June do pokoju wybuchnęła płaczem zakrywając rękami usta, by jej nie było słychać. Zgodzę się, że litość June mogła być dla niej upokarzająca. Ale sądzę, że emocje, które ukrywała były w tym momencie szczere. Zobaczymy co będzie dalej:-)
Pomoc temu choremu dziecku, ryzyko z tą Martą lekarką i wątek w Kanadzie dla mnie wskazywał na jej nadchodzący bunt, ale za raz scenariusz powraca do złej Sereny, co nie znaczy, że jeszcze ten bunt się pojawi.
No mógłby się wreszcie juz ten bunt pojawić... Czekamy i czekamy... :)
Ale cóż ona sama może zdziałać, przeciwko takiemu systemowi?
Żeby miała takie swoje dziecko prawdziwe to może to by ją jakoś kierowało, a June jak ino będzie mogła to raczej dziecka jej nie odda, a jak odda to będzie potem o nie walczyć.
Ona jest tak pokazywana sprzecznie, gdy wydaje się bezwzględnie zła nagle pojawia się wybielenie postaci, a potem na odwrót. W sumie z komendantem jest tak samo.
Dokładnie, najciekawiej jak miał romans z June było, jak był wątek tego burdelu, to też ten Giliad pokazano od środka. Cały komendant też jest taki jak to państwo, inaczej na zewnątrz inaczej w środku, w 10 odcinku wydaje się pokazać najgorszą twarz, a tu nagle zezwala na tę podróż do Hany, niby niewiele, ale jednak, chyba ma do June słabość, w sumie Serena też, June potrafi ją rozgrywać niekiedy.
Komendant faktycznie ma niekiedy jakąś słabość do June. Z drugiej strony jego wybuch furii, gdy poprosiła o przeniesienie w poblize córki. "Za bardzo sobie pozwalasz". Dla mnie niepojęta aż taka jego reakcja.
Z Sereną nie byłabym taka pewna. Ona nie widzi w Podręcznej człowieka, jego uczuć, marzeń, potrzeb. Tylko inkubator...
To jest dziwne, że tak jej nakrzyczał, a potem jej taką niespodziankę zrobił, no był ten gwałt po między, ale wątpię by to wyrzuty sumienia były, w tym momencie Serena chyba najgorsza, ona nie mogla znieść głupia tego upokorzenia, że impreza urodzin się nie odbyła, nawet Ciotka Lidia tekstami ją sponiewierała.
Patrząc racjonalnie to jest tak głupie, że aż boli. Serena, wykształcona kobieta, nie wie, że terminy porodów są nieprzewidywalne? Ale za cały ten falsstart znowu dostało sie June, a to przecież położna i lekarz powinni po zbadaniu stwierdzić, czy juz się akcja zaczęła czy nie. Serena to odczytała, jakby June z premedytacją jej na złość zrobila...
Swoją drogą to June też sobie pogrywala i jakąs tam satysfakcje miała, że celebra "tych bab" ("oddychaj kochanie, dobrze ci idzie") się nie udala!
Tak to już przesada jak ta Serena leży i niby ma brzuch :)
No wiadomo, że zawalił ktoś, ale nie June, ale mina jej była świetna i teksty na tym łożu :) Nie pokazali, kto decyduje, ze to już, a to całe tabuny podręcznych i tych szefowych się zjechały, ten stary już chciał zagiąć parol na June, to był ciekawy wątek pomysł scenarzystów by niejako wprowadzić chaos do tego ich świata.
Warto też zwrócić uwagę, jaki ten świat szary, ludzie od scenografii i dekoracji mieli mega pracy ...
Komendant temu staremu faktycznie niczym niewolnicę na targu ją wystawił: "niczego sobie". Co za kawał drania...
Serena moim zdaniem jest po prostu słabą osobowością, która marzy o wielkości. Początkowo trudno było mi ją ocenić jednoznacznie negatywnie przez te właśnie przebłyski niby-dobroci, ale coraz bardziej skłaniam się ku przekonaniu, że nawet te przebłyski dobrocią właściwie nie są. Największą jej słabostką wydają się być dzieci, na które patrzy jak na niebiańskie istoty i które uważa za cuda wcielone, ale moim zdaniem to tylko utopijne myślenie z jej strony. Jej stosunek do dziecka June - które uważa za własne - bardziej mi przypomina stosunek właściciela do wartościowego przedmiotu, a nie miłość matki do dziecka. "Daj, bo mi się należy" - miłość tak nie działa. I wymaga poświęceń, a Serena nawet z głupim rzuceniem palenia dla dziecka miała ogromny problem. Problem wynikający z tego, że w głębi serca wie, że to nie jej dziecko, a jej podświadomość z nią walczy. Wie, że robi źle, z mimo to notorycznie wciąż w tym złym postępowaniu trwa. A to czyni ją znacznie gorszą, niż gdyby była swoich błędów nieświadoma. Chociaż wciąż jest dla niej nadzieja, tylko musi w końcu przestać się nad sobą użalać i przyznać przed sobą, że ideologicznie jest gdzieś indziej, niż w Gilead.
Za to Waterford to typowy przykład zakochanego w sobie egocentryka, narcyza szukającego uwielbienia. Stąd słabość do June - bo ona była na tyle bystra, by ten jego narcyzm zauważyć i wykorzystać. Pozwoliła mu uwierzyć, że ona jest delikatną owieczką, a on tym silnym i wszechpotężnym wilkiem, na którego łaskę ona czeka z maślanymi oczami. Miała szczęście, że Waterford okazał się nie tylko na tyle głupi, by uwierzyć na jakąś sympatię z jej strony, ale wręcz na tyle, by w tej wierze trwać przez bardzo długi czas. Myślę, że jeśli spojrzeć na tę stronę jego osobowości, jego działania wydają się dosyć logiczne.
Dodam jeszcze, że Serena z pełną premedytacją sprowadzająca na June gwałt - zupełnie niepotrzebny i mający służyć tylko jako pokaz władzy i zemsta - to coś tak obrzydliwego, że aż trudnego do opisania. W sumie jak o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że może jednak nie ma nadziei na nawrócenie tej postaci... Chyba, że ktoś z Gilead w dalszej części serialu jej zrobi (fizycznie bądź nie) kuku (mam nadzieję!) i siłą rzeczy dozna "duchowego oświecenia". Sama z siebie na tyle skutecznie zwalcza w sobie już nawet nie dobroć, ale iskry podstawowej ludzkiej moralności, że nie sądzę, aby bez przymusu zrezygnowała z obecnej pozycji, by przejść do opozycji.
Ostatni odcinek, który rozgrywał się w domu u obcego komendanta jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że Strahowski jest świetną aktorką. Niestety dziwne miny i drgania twarzy Moss już jakoś mnie nie przekonują. Choć oczywiście jestem sercem za June.. I znowu (jak to ktoś powyżej zauważył) gdy już się chce przekreślić tę bohaterkę, mamy ukazaną namiastkę jej człowieczeństwa. Liczę, że jakoś to się rozwiąże w końcowych odcinkach, by logicznie ocenić tę postać.
No i przedostatni odcinek drugiego sezonu znów nam pokazuje ludzką Serenę, co utwierdza mnie w przekonaniu, że nie jest z gruntu zła.
Odnoszę się do kwestii, że służył jedynie do zemsty i pokazania władzy. Miał też inny cel. Może i w sumie bez większego sensu, ale nie chcieli czekać na dziecko ani chwili dłuzej.
No cóż, każdy widzi to trochę inaczej. W moich oczach wywołanie porodu posłużyło tu po prostu jako idealny pretekst do takiej, a nie innej kary za wcześniejszą sytuację z "bezowocną akcją porodową". Moim zdaniem chęć zemsty zdecydowanie wzięła tu górę, a rzekome zniecierpliwienie "rodziców" było jedynie dogodną okolicznością, która pozwoliła Serenie zagłuszyć jakiś cień wyrzutów sumienia/wątpliwości, jeżeli się takowy w ogóle pojawił. Bo w gruncie rzeczy nie chodziło tu o dziecko samo w sobie, ale nadszarpniętą reputację - stąd złość i drastyczne środki. Dlatego uważam, że samo w sobie wywołanie porodu było tu jednak sprawą drugorzędną.
Nie wiem, jak to inaczej wyjaśnić. Być może to "jedynie" zniekształciło moją wypowiedź, ale chyba nie jesteśmy tu po to, by debatować nad niedbałym użyciem partykuł :P
Teraz rozumiem Twój tok myślenia, nie pomyslalam o tym w ten sposób ;) Jesteśmy tu po to by rozmawiać o filmach i serialach oraz rozwiewać wszelkie wątpliwości.
Serena chciała zemsty za bycie pośmiewiskiem w najpiękniejszej chwili swojego życia, a Fred (przepraszam za kolokwializm) był po prostu napalony już od tamtej chwili, gdy dotknął piersi June i powiedział, że dostrzega zmiany. Wtedy jeszcze zdołała go powstrzymać argumentując o dobru dziecka, gdy się na nią rzucił, jednak z pomocą i przyzwoleniem Sereny nie musiał się dłużej powstrzymywać - zrobił co chciał, dowodząc tym samym, że dziecko jest tylko kolejnym pionkiem na szachownicy dopełniający nieskazitelny wizerunek komendanta.
Bardzo dobre pytanie... nawet wcześniej się nad tym nie zastanawiałam... może w książce coś jest na ten temat? Jeszcze jej nie czytałam, więc może ktoś odpowie. Wydaje mi się, że cała "energia" miała być skumulowana w stronę podręcznej, choć mężczyźni nie chcieli przyznać, że bezpłodność mogła być po ich stronie...