Inteligencja moja dostała wpiernicz. Tak oto oglądałem świetny serial, w którym główną bohaterka - morderczyni - przeżyła niczym Rambo wszystkie możliwe sytuacje, unicestwiła innych morderców i na dodatek nie zginął nikt z jej sojuszników. Brakuje mi słów by wrazić durnotę prowadzenia fabuły i bez względu czy w formie adaptacji czy wolnej interpretacji. Żenada.
To już się działo od 3 sezonu, ale jakoś z rozpędu to oglądałem, żeby zobaczyć jak psychopatka June rozbija cały Gilead i po raz 2137 jest ratowana, przez idiotyzm i różne zabiegi okoliczności.
To już się działo od 3 sezonu, ale jakoś z rozpędu to oglądałem, żeby zobaczyć jak psychopatka June rozbija cały Gilead i po raz 2137 jest ratowana, przez idiotyzm i różne zabiegi okoliczności.
Ten serial lata temu stracił sens. Dużo pisać, ale w sezonach 1-3 to było getto, gdzie nawet Waterford co chwilę był kontrolowany na drodze. Od 4-6 mamy otwarte granice, a Gilead zostało skończone do rozmiarów jakiegoś Zgierza, czy Siedlec.
Cóż z tego, głupie to ale każdy ogląda dalej, kuriozalna śmierć w ferii fajerwerków Lawrenca i Nicka, dobrze chociaż, że June boli gardło pd powieszenia, bo śladów na szyi brak.
Ja oglądam dla pięknej muzyki i ujęć, które mi się podobają. Ten sezon ma przynajmniej akcje, ale jednak durne - June na pasie startowym, poszukiwana przez władze, a na lotnisku ani jednej żywej duszy z obsługi. Ale rozumiem, że chodziło o czyste ujęcie June na środku pasa startowego.