Skusiłem się na ten serial głównie z dwóch powodów (pomijając rzecz jasna tak oczywiste elementy fabuły jak społeczność kobieca, zakład karny jako miejsce fabuły i problematyka obyczajowa odnosząca się do lesbijek, które to wespół - jak Trójca Szatana - byłyby już dla mnie dostatecznie atrakcyjne):
1. Pierwszym z nich była obietnica spotkania gender-fluidki Ruby Rose,
2. Kolejnym zaś, zabawny filmik obejrzany przy okazji Kobiecych Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej 2015 - na którym dziewczyny strzelają sobie "karne" chamskimi szpicami i piętkami między nogi, czemu towarzyszył komentarz amerykańskiej spikerki mówiący, że: "cytując jeden z odcinków Orange is the New Black, dziewczyny boli tak samo jak facetów".
Na drugi motyw musiałem czekać bodaj do drugiego sezonu, na pierwszy aż do trzeciego. Serial wystawił tym samym moją cierpliwość na sporą próbę, lecz pomimo srogiego rozczarowania szybko dostarczył sporej dawki satysfakcji i szczerego rozbawienia (jak długo bowiem ani widu, ani lesbu, nie było wieści o Ruby Rose, zaś gdy ta w końcu się pojawiła dostała jakąś przeżutą i rozpaćkaną rólkę trzecioplanową "Stelli" - Krokodyla Dundee, wcielając się w bohaterkę praktycznie bez wyrazistej osobowości, typowej dla innych bohaterek przeszłości, a nawet minimalnej pikanterii, która miałaby niby zaintrygować Chapman - wypadając na tle szalejących po więzieniu ekscentryczek jeszcze gorzej, niż ciamajdowaty mąż Piper Chapman).
Co było w tym wszystkim jednak urzekające? Oprócz postaci totalnie 4/5-planowych, w OITNB nawet krzesła i tacki na jedzenie w stołówkach mają swoją niepowtarzalną indywidualność. Pomimo osadzenia bandy kobiet w homogenicznym (jednolitym, słabo zróżnicowanym - jakby kto nie wiedział) środowisku, sprowadzającym ich podmiotowość do gadżetu będącego dodatkiem do ubrania, scenarzyści oraz autorka słynnego pamiętnika OITNB (Piper Kerman) uczynili z bohaterek eksplodujące wulkany barwnego, charakterologicznego koktajlu skrajności, dysonansów, preferencji aksjo-normatywnych oraz niepodlegającej jednoznacznej, trwałej i możliwej do adaptacji w ramach schematu walidacji. Innymi słowy, jeśli przez kilka odcinków nie znosimy danej bohaterki, strażnika lub osoby, to za kilkanaście odcinków nasze stanowisko najprawdopodobniej ulegnie repolaryzacji i zaczniemy za nią przepadać lub chociaż odrobinę z nią sympatyzować. Gdy zaś od początku kogoś lubiliśmy, może się tak zdarzyć, iż pod wpływem ukazanych wydarzeń również zmienimy swoje nastawienie lub chociaż odrobinę ostygniemy w euforycznym zachwycie, żywionym do tej postaci.
Można chcieć czegoś więcej niż pisać się na serial komediowy, który jest zakamuflowanym dramatem obyczajowym, opowiadającym bez pardonu o sraniu, żarciu, nudzie, popędzie seksualnym, intrygach, nielojalności, przemocy oraz okrucieństwie, ukazujących jak mało gdzie - w sposób ciekawy i dowcipny - obnażoną naturę ludzką, skrytą na co dzień głęboko pod warstwą "cywilek", szamponów, makijażu i daremnej rutyny dnia. Wszystko to w więzieniu przestaje mieć znaczenie. To jak podróż do piekła Dantego. ;)
Zadanie - obejrzeć Wentworth :) Uwielbiam OITNB, zgadzam się z tym co piszesz, ale moim zdaniem nie można przejść obojętnie wobec Wentworth, jeśli doceniło się OITNB.
"Pomarańcza" to komediodramat, wręcz podręcznikowy przykład stworzenia idealnego show, które chwyta za serce i śmieszy. Wentworth z kolei jest dramatem, ale nie takim, który szokuje brutalnością i tym, jak parszywe może być życie, nie ma w nim taniej przemocy. Nie jest też pozbawiony humoru, niemniej jednak humor nie jest centrum.
Gdybyś miał obejrzeć w tym roku jeden serial to polecałabym Ci właśnie Wentworth. Stwierdzam nawet, że wręcz musisz go obejrzeć. Chciałabym Ci jakoś napisać dlaczego, ale nie da rady tego zrobić przez pryzmat OITNB :) Fascynujące jest podejście do tematu w obu serialach i to jak bardzo różnie można przedstawić te samą fabułę - kobiety w więziuniu. Długo odwlekałam Wentworth sądząc, że krew będzie się lała, gwałty co 5 minut, kompletna beznadzieja. Nic podobnego. Obejrzałam serial w 3 dni ^^
Moja Droga, zaledwie w trzech akapitach zdołałaś nie tylko zrujnować mi wolne od pracy weekendy - skutecznie zachęcając mnie do tytułu, którego nie znałem - ale również zupełnie nieświadomie (nie wiedząc jak olbrzymim sentymentem darzę dramaty) odpowiedzieć na nienasyconą potrzebę dacia nura w produkcję surowszą i nakręconą bardziej na serio. Najszczersze chapeau bas!
Z niemożności innej formy odwdzięczenia się, pozostaje mi tylko podziękować za ten gest.
Czym jest bowiem człowiek bez celu, li tylko groteskowym, trzęsącym się workiem flaków?
Wentworth - sezon 1, skończyłem pod koniec zeszłego tygodnia. Teraz, skoro mam więcej czasu, mogę napisać o nim dwa-trzy zdania.
Po pierwsze, jeszcze raz dziękuję za polecenie! :)
O ile w OITNB scenarzyści położyli większy akcent na życie więźniarek, tak w Wentworth odniosłem wrażenie, iż perypetie strażników/strażniczek są nieco ciekawsze niż samych osadzonych. Główna bohaterka w "ekipie" więźniarek to niewybaczalna i mdława sierota (większa nawet niż Chapman na początku serialu - która najwyżej irytuje, za to Bee chciałoby się przekopać, by się ogarnęła i kogoś wreszcie sprała). Bee jednak znacznie szybciej niż Piper przechodzi swoją (R)ewolucję i staje się kawałem ociekającej flakami sukinkocicy. :D Nie zmienia to jednak faktu, że zdecydowanie najmocniej przykuwającą uwagę postacią jest Frankie (cóż ta dziewucha wyprawia ze swoją twarzą! Ta mimika, uśmieszki, zachowanie) oraz maoryski strażnik Jackson. Jakoś oni najbardziej zawrócili mi w głowie. Pozostałe więźniarki są bardzo przeciętne, w porównaniu do oddziału psychiatryczno-gangowo-sekciarskiego w OITNB.
Garść spostrzeżeń na temat obrazu przedstawiającego zakłady karne w USA i Australii
- W USA strażnicy (z serialu) są bardzo agresywni, surowi i często łamią przepisy. W Australii są stanowczy, ale jednocześnie uprzejmi. Sprawiają wrażenie bardziej kompetentnych, ale też i warunki moderowane przez osadzone pozwalają im na większy luz.
- Więzienie Litchfield to moloch-fabryka w porównaniu do kilkupokojowej dziupelki, na jaką wykreowano Wentworth. Jak na ironię, tam gdzie warunki są bardziej przegięte, a strażnicy to gwałciciele i sadyści, tam więźniarki wykonują każdą formę pracy, praktycznie trzymając całe więzienie na nogach. W Wentworth, gdzie więźniarki są mniej skonfliktowane (raptem dwie frakcje), siedzą najwyżej w jakiejś pralnio-prasowalnio-szwalni i tyle. :P
- W Litchfield dzieją się drobne incydenty, skazane są pyskate i najwyżej czasem coś przemycą, a oprócz izolatki, której drzwi walą non-stop jak klapa od wychodka przy meksykańskiej stołówce, ludzi wysyła się do oddziałów o podwyższonym rygorze (Max Security). W Wentworth gdzie wybuchają regularne bójki, próby morderstw i zamieszki, ludzi wysyła się do kulturalnych izolatek, podaje kotleciki i dba o wizyty psychologa. A po największym nawet hardkorze (by nie spoilerować) nie zamyka się nawet oddziału. Zakładam, że gdyby w OITNB stało się to, co miało miejsce zaraz na początku pierwszego sezonu Wentsworth, to po korytarzach biegaliby już żołnierze, a przed budynkiem stały czołgi. :D :D
Wiem, że trochę offtopujemy (dlatego staram się stawiać obydwa seriale obok siebie, na zasadzie konfrontacji), ale byłbym ciekawy Twoich opinii?
Jak Ty to widzisz, jako bardziej wyrobiona widz?
PS: i oczywiście, Australijki są zdecydowanie mniej chamskie, wulgarne i obleśne. Do poziomu amerykańskiego ciągnie jedynie Frankie, pozostałe to niemal zwykłe cywilki. :P Poziom fekaliów, wtrętów fizjologicznych oraz sprośności w Ameryce sięga natomiast poziomu szatni dla piłkarzy. :P
W swojej karierze odbywałem na studiach kilkumiesięczne praktyki w Areszcie Śledczym w Polsce (Kraków) i napisałem parę tekstów naukowych na temat homoseksualizmu zastępczego wśród kobiet, jako adaptacyjnej formy przystosowawczej w ramach próby odtwarzania rodzinno-emocjonalnych związków z "wolności", ale nie uważam się za osobę jakoś specjalnie doświadczoną w tej materii. Mimo wszystko wydaje mi się, że gdyby osadzić ze 2-3 więźniarki z USA w męskim półotwartym zakładzie karnym w Polsce, to faceci pouciekaliby stamtąd z krzykiem i łzami w oczach. :/ :/
Hmm SPOILERY WENTWORTH 1 sezon :)
Od czego by tu zacząć ^^
Widzisz, moim zdaniem, gdyby Wenworth był serialem produkowanym w starym świecie, że się tak wyrażę, a nie w odległej Australii, gdzie nawet drzewa wyglądają jakoś tak obco byłby to serial zrobiony inaczej.
Zacznijmy od budżetu - podejrzewam, że jeden odcinek OITNB sponsoruje więcej zielonych niż Wentworth ma na cały sezon. Pewnie dlatego w Litchfield możemy rozbijać się po salonach czy popływać w jeziorze, a Wentworth to klaustrofobiczna klitka ^^
OITNB jest też pisany inaczej. Tam każda postać jest dopieszczona, każdy dialog obliczony, żadna postać nie jest zaniedbana, są rozbudowane retrospekcje itd... Był to serial obliczony na sukces, co m.in. jest zasługą wysokiego budżetu. Wentworth zaś nigdy nie miał być serialem o którym usłyszą fani na drugim końcu świata. Ile seriali z Australii oglądamy?
Nie wspominając też o komediowym aspekcie OITNB, który może sprawić, że serial jest łatwiejszy do przełknięcia. Wracając do pisania serialu - moim zdaniem, gdyby Wentworth pozostając przy swojej linii fabularnej miał ciut lepszych scenarzystów odniósłby jeszcze większy sukces.... Uściślając - gdyby to był serial markowy sprawa byłaby zupełnie inna.
Dlatego też jakoś specjalnie nie porównuję tych seriali, uwielbiam obydwa z całą świadomością tego jakie produkty oglądam.
Teraz skupiając się na samym Wentworth - oglądaj do końca, jeśli interesuje Cię tematyka więzienna nie powinieneś się męczyć. Co jakiś czas są dialogowe cudeńka, "śmieszne teksty", ale problemy bohaterów inne niż w OITNB. Relacje między kobietami inne. Taka troszkę miniatura świata w którym trzeba walczyć o pozycje. Dlatego zwróć uwagę na postać Bea, jak ona się rozwija.
W 1 sezonie może jest miągwą, ale zobacz - cały czas żyła z syndromem ofiary, kiedy po raz pierwszy chciała od tego uciec trafiła do więzienia, a całość skończyła się tak, że córka, którą być może chciała chronić nie żyje. No tragedia antyczna :) Zwróć też uwagę na jej pierwszą konfrontacje z Jacs i retrospekcje jej samej bitej przez męża. W więzieniu Bea jest pierwszy raz wolna od tego, pierwszy raz może pokazać swoją siłę i nawet byłoby to wskazane. Myślę, że gdyby nie jej dość kulawe nazwijmy to małżeństwo Bea nigdy nie odważyłaby się tak "pocisnąć" Jacs. Ona dopiero teraz odkrywa kim jest, kim jest poza katowaną ofiarą. Też jest dobrą osobą moim zdaniem, kierowały nią naprawdę dobre pobudki (np poszła powiedzieć, co myśli o planowanym gwałcie na Frankie). Bea bym obserwowała, jakim staje się graczem, jak zmienia się ona sama itd... Największą intensywność jej przemiana ma pod koniec 2 sezonu i na początku 3. Zwróć też uwagę na Jacs, np sceny, gdy Bea mówi o Debbie, a jej przypominają się sceny z synem, gdy de facto go straciła. Jacs wkurza prostota matki w Bea,ten tekst, że była matką, która szyła ubranie itd...
We Frankie to normalnie jestem zakochana ^^ Uwielbiam ją, kocham jej miny, podziwiam aktorstwo aktorki wcielającej się w role, Frankie jest świetna i mimo faktu, że ma wiele na sumieniu to i tak to wg mnie najlepsza postać :D A i jakby wyładniała w 2 sezonie xD Zawsze, gdy ją widzę to myślę sobie "Widzisz, musisz schudnąć"
Tutaj też chciałabym zwróci uwagę na retrospekcje w Wentworth i OINTB. W tym drugim potrafią być na pół odcinka i się ciągnąć jeszcze na następne sezony, przez co poznajemy wszystkie postaci dogłębnie. Całość też skupia się na związku przyczynowo-skutkowym tak bardzo, że praktycznie trudno nam winić daną osobę za to, że "źle skręciła w drodze na mszę" i nawet, gdy ktoś jest mało inspirującym człowiekiem jak Healy to i tak go w pełni rozumiem, a przez to łatwiej do sympatii.
W Wentworth natomiast to nie ma znaczenia. Wiemy tyle ile wiedzieć musimy i nara. Nikt nie rozwodzi się nad tym, co sprawiło, ze Bea w końcu wzięła sprawy w swoje ręce, nie rozwodzimy się nad tym jak dokładnie dzieciństwo wypaczyło Frankie, że okaleczyła tego faceta, nad alkoholizmem Liz też nikt się rozczula (choć tu akurat byłoby łatwo pokazać to jako chorobę, zgonić na męża, czy dalej retrospekcje już w więzieniu czemu odsunęła się od dzieci). To wszystko nie jest ważne. Ważne jest to, co dzieje się tu i teraz, jak kobiety chcą przetrwać, wobec czego są lojalne wobec czego już mniej, jakie mają wartości, jak przezwyciężają konflikty itd...
Hmm Wentworth to Frankie (tak Frankie na początku), Bea, Liz może i pan Jackson ^^ Reszta to tam mniejsze lub większe tło, choć np taka Boomer, dość prosta kobieta a w 3 sezonie ma taką scenę, którą chyba na GIFy przerobię, co byłoby historyczną chwilą w moim życiu.
Oglądaj dalej, myślę, że morderstwa, dragi i bójki Cię zaspokoją, że się tak wyrażę. W II sezonie jest nowa pani naczelniczka, może troszkę przerysowana, wygląda jakby ją żywcem z obozu koncentracyjnego wyjąć, manipulantka prima sort a i niekoniecznie pragnie chuchać i dmuchać na więźniarki, prowadzi wszystko twardą ręką. Pojawiają się też inni gracze itd... Moim zdaniem się rozkręca. No i wyjdą trochę poza swoje marne kąty ^^
A co realności więziennictwa to raczej nie będę się wypowiadać, bo tzw wyje.bki na każdym kroku i facepalmy również... W ogóle oni tam dobrze karmią, zawsze jestem głodna, gdy są jakieś kuchenne sceny ^^
Co do lesbijskiego wątku, to były nawet głosy, że OITNB rozdmuchał to z pełną świadomością licząc na przychylność społeczną ^^ Aczkolwiek tam tylko Morello bywa les z doskoku, reszta jeśli jest les lub bi to tylko z przekonania i tak mi dopomóż Bóg. W Wentworth to Frankie to ostoja prawdziwego homo i nic nie wiadomo, poza jednym aspektem w sezonie 3 o lesbijkach "chwilówkach". Za to w drugim sezonie jest wątek trans, ale zupełnie inny niż w OINTB.
Też polecam Ci książkę "Dziewczyny z Danbury" o ile dobrze tytuł zapamiętałam. Książka na podstawie której powstało OITNB. Chociaż z książki oni wyciągnęli tyle co nic, ale jeśli Cię więziennictwo interesuje np z psychologicznego punktu widzenia to warto przeczytać. Też lojalnie ostrzegam, że książka się dłuży. Niemniej jednak widać w niej siłę kobiet, zupełnie inny opis więzienia i relacji między kobietami niż w serialu. Książkowe więźniarki są grupą kobiet, które wspierają się i walczą z akcentem na wspierają, nie zaś próbują przetrwać. Np opisana jest relacja Piper z Red - zupełnie inna, relacja z Aleks inna... no zupełnie inne kobiety :)
W pełni usatysfakcjonowała mnie Twoja wypowiedź. Aż rozwinąłem w sobie specyficzny sentyment do australijskich produkcji (ze swego oglądania TV kojarzę tylko taki serial dla nastolatków - coś o zakochanych sercach???? - z lat 90' i produkcje "krokodylogiczne" :D Steve'a Irvina). Super przygoda, móc się zarazić czymś nowym, zwłaszcza że do niedawna - tak jeszcze z 1,5/2 lata temu - byłem raczej osobą bojącą się seriali: że tasiemce, że pożeracze czasu i uwagi, że rozdmuchują ciekawość widza by na niej żerować latami, porzucając cię w ciemnym zaułku podrażnionym i wykorzystanym. :P
Jak pisałaś o podejściu scenarzystów, przypomniało mi się również w jaki sposób zarysowali oni relacje pomiędzy strażnikami a więźniarkami. W OITNB mówią prawie wyłącznie inmates (osadzone) i po nazwisku, natomiast w Wentworth nie dość, że "kobiety" / "nasze kobiety", to jeszcze po imieniu. Zupełnie inne podejście i rzeczywiście jest coś na rzeczy, że retrospekcje w Orange mają nam przybliżyć dehumanizowane bohaterki, walczące niejako z systemem, z którego się wykoleiły. W Wentworth, takie "detale" jak konflikt, o podłożu godności człowieka, z władzami mają najwyraźniej nie przesłaniać nam obrazu walki o byt. Nie ma tu żadnej hekatomby, symbolicznej przemiany, jest po prostu darcie się przodu, byle się nie dać stłamsić wyrokowi.
Ciekawe, ale też niezwykle perwersyjne byłoby ukazanie więzienia w Brazylii czy Meksyku. Widziałem raptem ze dwa filmy o męskim więzieniu oraz jedno anime, które postanowiło sobie za miejsce akcji obrać fikcyjny kraj przypominający do złudzenia Brazylię, którego bohaterka jest właśnie uciekinierką z więzienia (mowa o "Michiko to Hatchin").
Dzięki za czas poświęcony na wymianę obserwacji - w kwestii Frankie i rzeźbienia formy, mamy chyba jednomyślność. Płeć w tym wypadku nie gra roli, bo Frankie jest obustronnie inspirująca - by trzymać blichtr i fason. :D Pod koniec swojej wypowiedzi musiałaś jednak być już zmęczona, bo walnęło Ci się głową o klawiaturę (kilkanaście wolnych enterów już na sam koniec posta). :D :D
PS: pozwolisz sobie, że Cię zaproszę do znajomych? Jak obejrzysz coś ciekawego, nie będę musiał Cię wyszukiwać w tym jednym temacie, jak jakiś perwersyjny froterysta - z umiłowaniem metra, którym codziennie jeździsz. Fuuu :P
Jak Ty ładnie piszesz, dehumanizowane bohaterki czy konflikt o godność :)
Aż mi wstyd jak internet wpłynął na piękno mojej wypowiedzi :)
Przeglądaj sobie mój piękny profil, zaznaczam, że czasem daję 10tki z sentymentu :)
Jeśli by Cię interesował temat uzależnień to polecam "Nurse Jackie", ale tylko dla vipów, że tak powiem ^^ serial trudny w odbiorze bez wiedzy na temat uzależnień :)
Jestem magistrem psychologii kliniczno-sądowej (zgodnie z Twoją bystrą obserwacją, przemyconą tu i ówdzie - szczególnie zainteresowanym tematyką kobiet - lubiąc sobie konfrontować różne obrazy literackie), więc męczono mnie tępym kijem na psychiatrii, psychologii klinicznej i psychofarmakologii, by się obryć z uzależnień, leków, receptorów, farmakokinetycznych mechanizmów działania różnych środków, itp. Zabawny paradoks, bo do momentu gdy ustawodawca nie wyda rozporządzenia regulującego na łamach ustawy regulacji dot. zawodu psychologa, to mogę sobie najwyżej karteczki-przylepki wypisywać, a nie leki. Podobnie się ma z diagnozą uzależnień, do której wszyscy jesteśmy przygotowani, ale uprawnienia mają wydane tylko koledzy i koleżanki psychiatrzy. Takie tam: "witaj w Polsce".
(o_O)
Nie zrażaj się wpływem Internetu, jesteś jedną z konkretniej, obszerniej i wnikliwiej piszących osób, o jakie dane mi było potknąć się w świecie, którym rządzą pornosy, hejt i śmieszne filmiki kotów.