Czy tylko mi się wydaje, że ten sezon nie wbijał w fotel?
W poprzednich sezonach jakoś bardziej czułam zażyłość między więźniarkami. Trud pobytu w więzieniu, w tym sezonie wszystko szło bez problemu, a strażnicy odgrywali komediantów.
Jak analizuję co się działo, to niby wszystko jest na tak i ta bliskość między osadzonymi jest, bo pomagają sobie, narażają się dla innych, ale czegoś mi brakuje.
Podobało mi się, że na tapet wzięli prawo do aborcji.
Szkoda poszczególnych osób z którymi byliśmy związani przez tyle sezonów.
Fundacja Pussey faktycznie istnieje i daje szansę osobom opuszczającym mury więzienia. Big ups!
Ja spłakałam się jak bóbr na napisach końcowych. Ten sezon był inny. Mocno polityczny (polityka imigracyjna USA na tapecie - bez upiększeń). Będę tęsknić za bohaterkami...
Żaden sezon nie wciągnął mnie jak właśnie ten... I nawet nie chodzi o to, że był finałowy.
Zdołali pokazać tyle emocji, powiązań, szczerej miłości i troski, przejęcia... i zwykłej nadziei. Naprawdę... tak jak pisała poprzedniczka - ja również ryczałam po napisach. Ryczałam też wcześniej. Niesamowicie zamknęli wszystkie wątki i kłamałabym, że będę tęsknić. Dobrze było zakończyć serial w takim momencie.
Może to zabrzmi głupio (?), ale serial o kobietach w więzieniu uświadomił mi, jak powinniśmy patrzeć na relacje międzyludzkie, na szacunek i to, że serdeczność jest cholernie ważna.
Ja uważam ten sezon za bardzo dobry, lepszy niż się spodziewałam. Ale jak dla mnie za mało było happy endów. Nie spodziewałam się, że wszystko dobrze się skończy, ale nie musiało być aż tyle tego złego:
- Doggett umiera
- Tasha zostaje z dożywociem
- Maritza deportowana do Kolumbii, gdzie nikogo nie zna
- Egipcjanka do swojego kraju, gdzie czeka ją śmierć z rąk rodziny
- Salwadorka porzucona na śmierć gdzieś w górach
- Flores niby wolna i z zieloną kartą, ale sama się "deportuje" za ukochanym
- Daya ??? Zabita przez najpatologiczniejszą matkę świata???
- Maria "wychowuje" córkę przez szybę więzienną
- Lorna bez żadnej fachowej pomocy, każdy może ześwirować z powodu śmierci jedynego dziecka, a ona już miała takie skłonności
- Ruda z demencją
- Tamika traci posadę, na jej miejscu koszmarny Hellman
Happy end to tylko miała Gloria, powiedzmy, że Piper jakoś się układa, od biedy jeszcze u Cindy perspektywicznie...
Zgadzam się w 100%
+Bardzo Szkoda że Maritzy praktycznie nie bylo w tym sezonie, duet z Flacą był mistrzowski!!! (I nawet nie było jej na końcowych napisach)
Daya z matką-ciekawe, że nie zostało na 100% wyjaśnione co się stało.
I czy tylko ja po cichu liczyłam, że Bennett wróci i wyjaśni się jego nagłe zniknięcie? Przecież tak kochał Dayę i chciał to dziecko z tego co pamiętam. Ponadto myślałam, że może wyciągnie Dayę z dragow. Moim zdaniem trochę zepsuli sprawę z tym że zapadł się pod ziemię.
I na koniec: co to był za facet na końcowych napisach, który grał na garnkach?
to był Pornowąsik :D aż musiałem zapauzować i intensywnie pomyśleć, by to ogarnąć ;)
i też żałuję, że Benneta nie dali pod koniec
a co do Dayi to nawet nie pomyślałem, że mogłaby umrzeć, a z tego co widzę niektórzy tak zrozumieli
strasznie "życiowy" ten sezon, przez co mocno pesymistyczny, a trochę szkoda :(
Ja zrozumiałam, że dlatego właśnie pokazują dziecko Dayi, bo ona sama nie zyje.
Taystee w scenie pożegnania ze swoją koleżanką-dyrektorką prosi ją o ostatnią przysługę. Daje jej kartkę z nazwiskiem osoby która prosi żeby ją wpisać jako tę która może przychodzić na odwiedziny. Nie trzeba być zbytnio bystrym żeby sie domyślić że chodzi tu o "Czarną Cindy" której to Taystee po swojej przemianie przebaczyła. Możemy się zatem domyślić że kiedyś Cindy ją odwiedzi a jak pamietamy adwokat Taystee powiedziała że jak znajdą Cindy to jest ona wiarygodnym świadkiem w sprawie i wtedy można składać apelację. Więc możemy domniemywać że koniec końców Taystee jednak wyjdzie z więzienia :)
Szkoda, że w tym 7 sezonie nie pokazali co się dzieje i jakie są relacje z resztą osób które pokazali 10 min w 13 odc 7sezonu. Osoby które znaliśmy z pierwszych 5 sezonów. Później produkcja o nich zapomniała. Moim zdaniem w 7 sezonie za dużo o Piper a jej wątek nudny.
Ja też uważam, że mało było bohaterek z poprzednich sezonów. Boo, Joga, Norma, te dwie głupkowate Angie i ta druga - przecież to nie bły postaci 3 planowe.
Wątek Piper niestety był momentami nudny jak flaki z olejem.
Myślę, że twórcy celowo pozwolili nam się przywiązać do postaci a potem nie zakończyli ich historii happy endem, abyśmy mieli szansę zastanowić się nad tym, że to co ukazuje nam serial dzieje się naprawdę. Maritza nawet nie wiedziała, że nie urodziła się w Stanach a egipcjankę czeka śmierć, przed którą przecież uciekła do Ameryki. Wydaje mi się, że chciano nam ukazać jak bezwzględne jest prawo imigracyjne, otworzyć oczy szczególnie mieszkańcom USA, którzy mają wpływ na politykę ich kraju.