Fabuła czwartego odcinka trochę przypominała mi książkę Gwiezdny Motyl, przynajmniej tę część dziejącą się podczas podróży. Ogólnie bardzo ciekawe zagadnienie. Społeczeństwo podróżujące przez pokolenia, ludzie zatracający powoli pamięć kim byli i jaki był cel, do punktu w którym zaczynają od nowa tłumaczyć sobie otoczenie wymyśloną religią i opowieściami. Zdecydowanie fabuła godna scenariusza.
Co do samego odcinka, można by się przyczepić, że scenografia była tania (ot pochodzili po polach i lasach), ale było też trochę ujęć statku z zewnątrz, więc nie jest tak źle. Nawiązanie do Star Warsów bezcenne :D
Ja w sumie oglądając, miałem podobne odczucia, co przy Stargate: SG1 i Star Treku Nowej Generacji. Taka niby tandetna sceneria w plenerze, jak zwykle słyszysz o milionach mieszkańców, a widzisz może 20-30 osób, ale mimo wszystko dobrze się to ogląda. Cameo od Neesona jak dla mnie kompletnie nieoczekiwane i pozytywne.
Czy dobrze zrozumiałem, że to ubarwienie na czole i policzkach pochodziło od tego, że pierwszy kapitan po naprawach był usmarowany w taki charakterystyczny sposób?
Ogólnie mam wrażenie, że począwszy od odcinka 3, ten serial stara się pod humorem i taką lekką tandetnością rzucać jakieś rzeczy do przemyślenia.
Balam sie, ze mi skasuje juz to co napisalam, a edytowac nie moge.
Tak wiec jeszcze koncowka.
Jak na razie serial jest miazdzony przez krytykow, okrzykujacych go dziwaczna mieszanina kiczu, zlego smaku i slabego, zenujacego humoru oraz uzywania przestarzalej formy. Tylko niewielu z nich, a moze tylko jeden, oproc tego uczciwie przyznali, ze co jak co, ale atmosfere startrekowa serial posiada.
Byc moze jest to efekt zamierzonych dzialan wojennych producentow, zeby zdyskredytowac produkcje robiaca im kolo nogi i majaca szanse odciagnac fanow ST, ale mimo wszystko nie mozna tym zlym recenzentom odmowic racji co do tego aspektu serialu. Bo przeciez wiekszosc widzow, takze my i takze fani ST zauwazaja, ze humor tworcy Family Guya jest tam zenujacy, niesmaczny i ze jak tylko przebrzmi z ekranu to odcinek zyskuje.
Obawiam sie, ze nie rezygnujac z czesci zadan i nie skupiajac sie tylko na roli kapitana MacFarlane polegnie, bo tego co robi nie probowal nawet Shatner z porownywalnym czy wiekszym ego ani Steward, ktory jako aktor szekspirowski mogl bardziej sie szarogesic produkcyjnie.
Chyba o wiele bardziej by serialowi pomogl humor spod reki Chucka Lorrego, ktory, niezaleznie od tego jakim jest czlowiekiem i co o nim mowia, ma smykalke albo po prostu odpowiednich ludzi do rozbawiania nas sarkastycznymi tekstami.
Co tydzień oglądam ten serial i jakoś nie zauważyłam humoru rodem z Family Guy'a. Humoru zresztą jest tam niewiele, wiele żartów jest zrozumiałych tylko dla fanów Star Treka.
Radzę obejrzeć Family Guy'a, American Dad i Milion sposobów jak zginąć na dzikim zachodzie i dopiero potem porównywać te produkcje z serialem.
nie ucz ojca dzieci robic. Jest tam humor made by Macfe niestety i nawet tyle co go tam jest, to jest za duzo. Moze on wlasnie bawic zagorzalych fanow jego tworczosci, ale nie ST. W ktorym miejscu zarty z kolonoskopii to nie FG, a za to ST? Slucham?
ST ogladam od lat 80. TOSa tez znam i akceptuje, widze w O atmosfere ST o czym pisalam juz nie raz. Nawet Milion sposobow ma lepszy humor momentami niz to co wciska w O.
A jezeli ty nie widzisz humoru typowego dla jego produkcji po obejrzeniu teco mi radzisz, a co tez ogladalam, to raczej to ty wlasnie jego filmow i seriali nie ogladales...
Oby tego mniej, a wiecej Galaxy Quest. Nie mam tez nic przeciw humorowi nawet na poziomie Zemsty Swirow, ale w O jest on jeszcze nizszy i o to do M mam pretensje.
Spokojnie, złość piękności szkodzi, a także pisowni. Literówki :P
A tak na serio, jaka forma parodii Star Treka by Cię zadowoliła? Podchodząc do ST jako świętości wszystkie formy parodii będą Cię irytowały. Zresztą to tylko filmy i seriale.
Ja też oglądam ST długo, ale o dekadę krócej, od lat 90 tych i doskonale bawię się oglądając The Orville. To serial komediowy i właściwie ukłon dla ST. MacFarlane jest zagorzałym trekkie i przyjacielem Patricka Stewarda. Widać jak bardzo przyhamował ze swoim specyficznym humorem. A żarty o kolonoskopii mnie nawet bawiły. Przypominają mi rozmowy z moimi rodzicami, którzy ciągle wysyłają mnie do lekarza ;)
Podoba mi się wyniosły, trekowy wydźwięk serialu, przeplatany od czasu do czasu głupimi żartami.
Wolę komedię w wersji Setha MacFarlane od "Kosmicznej Załogi" (plus za nawiązania do aktora, grającego pierwszego kapitana), czy "Spaceballs" (ale to już Gwiezdne Wojny).
A w Milion sposobów...Anna włożyła swojemu mężowi kwiatek w tyłek, już nie wspomnę o relacjach seksualnych Ruth i Edwarda. Albertowi cień rewolwerowca robił loda, a jego owce wchodziły na dach. Orville jest jednak oddalone o lata świetlne od tego typu humoru.
To nadal jest TEN typ humoru i JEGO humor. A to ty mi zarzucasz, ze niby nie wiem o czy mowie, filmow Setha nie widzialam (widzialam i stad pierwsze zdanie wyzej, ale musze wprost?) i ze ty tego humoru nie widzisz. Literowki robie od zawsze, nie ma to nic wspolnego ze zloscia, tylko z wiekiem i brakiem mozliwosci edycji po napisaniu, bo web od lat ignoruje zglaszanie, ze nie dziala to im. Oni uwazaja, ze dziala, ja na roznych netach i komputerach mam wciaz to samo - durny komunikat, ze moge edytowac w ciagu ilus minut albo jak ktos napisze. Nie, nie moge, nie moge nawet jak minie 6 lat.
Jaka bym widziala wersje juz napisalam tu nie raz. Blizej do sitcomow i GQ niz Setha. Nie wiem ile razy jeszcze powtorzyc?
No i poczytaj inne moje posty, chociazby po odcinku 5. A ja widze, ze nie jestem odosobniona w opinii tu i np. na Fenixie, ze humor Setha O szkodzi i jest zly. Jak go nie ma, serial zyskuje, nawet jezeli bije po oczach brakiem pomyslu na to czym ma byc.
Wydaje mi sie, ze dobrze by mu zrobilo gdyby byl czyms na miare wspolczesnego Czerwonego karla.
Ogladam O z senstymentem, alefacet musi miec jakis pomysl na to dalej, bo nie pociagnie wiecej niz jeden sezon nawet na fanach ST. I w zyciu ST nie uwazam za swietosc, ale jego wkladu w popkulture i nawet pewne aspekty powaznego zycia, odmawiac mu nie mozna i pogodzic sie z tym, ze serial serialem, ale jest ciekawym zjawiskiem kulturowo-spolecznym.
Odcinek 5 bardzo mi sie podobal, takze pod katem humoru. Moze nadal jest nie za wysokich lotow, ale to juz nie penisy i okreznice. Faktycznie, practical joke. Glupawe, ale jednak slodko zabawne.
Dalszy ciag startrekowej atmosfery pelna geba. Kolejne siegniecie do istniejacego scenariusza ST. Sympatyczne cameo. Oby tak dalej.
Od razu zastrzegę że "macfarlanizmy" to faktycznie dla mnie najsłabsza część The Orville; ale kiedy dowcip nie kręci się wokół kolonoskopii i sucharów o rozwodzie, to moim zdaniem świetnie robi za "nowego Shatnera". Nie oszukujmy się, TOS bywało nieraz intencjonalnie zabawne i biorąc pod uwagę że mamy zupełnie inne czasy, to nie wiem czy tzw. "duchem" Orville tak mocno od TOS odbiega... Generalnie mam wrażenie że z odcinka na odcinek się mocno wyrabia. A może to ja po prostu jestem aż tak bezproblemowo w stanie przymknąć oko na co głupsze fragmenty ;p Wiem, że dowcip Izaaka z odcinka 5 był przezajebisty ;D
Jeszcze nie ogladalam, ale tez licze, ze humor zamierzony tam bedzie no wlasnie bardziej rodem z sitcomow innego autorstwa niz jego. Naprawde nie mialabym nic przeciwko serialowi ala ST, ale bedacym w pelni zamierzona komedia z fajnymi onelinearami i cameos.
I tak, jak najbardziej sie zgadzam, ze to poprzerabiany TOS, nawet pisalam, o dokladnej fabule 4 odcinka.
Istnieje w sieci seria fanowska pt. TOS kontynuacja. Tak jak nie trawie tego typu filmikow, to ta jest zywcem jak oryginal, mimo ze inni ludzie.
Czasem nawet sie zastanawiam czy jakby puscico to ludziom z lat 60 to by sie skapneli, ze to nasze czasy... I tam wlasnie wciaz udaje im sie zachowywac ten lekki, troche naiwny humor.
Czy Mac jest Shatnerem? Nie, dla mnie, jak juz to predzej czyms jak Riker, a powinien jak dla byc kims takim jak mamusia Troi, czyli sp pielegniarka z TOSa i zona Genego. Ciekawe czy goscinnie wystapia jacys aktorzy ze ST. Moze Shatner zrobi psikusa i sie skusi... Ostatnia okazja, widac, ze Pan juz zmeczony dosc. OStatnio - rok temu - pojawil sie w jednym odcinku Murdocha.
ST ma mnostwo rzeczy do zartowania, wysmimewania i naprawde nie ma potrzeby wciskac tam zartow okolofizjologicznych czy rozwodowych.
Rzecz gustu widać. MacFarlane porównuje wyważenie humoru i dramy do serialu MASH, z czym w pełni się zgadzam: jest komedia pomiędzy postaciami i drama w związku z wydarzeniami. Żarty okołofizjologiczne też bym najchętniej wywalił - liczę że z czasem będzie tego coraz mniej, jeśli przy serialu zostaną bardziej fani Treka niż fani Family Guy.
Potwierdzeni na ten sezon aktorzy z Treka to Patrick Stewart i Scott Bakula. Ale jakby ogarnęli Shata to by było zajebiście ;D Może być i w drugim sezonie, ale niech się spieszą ;p
O, to fajnie, chociaz szkoda, ze zapoilerowales :) Wole jak takie cameos mnie zaskakuja. No Shatner produkowal sie w tym roku na konwencie, wiec chyba ma jeszcze sile wystapic w jednym odcinku takiego serialu :)
A Seth to przesadza z ego, uwazajac ze jego humor to poziom masha... Jedyne co maja wspolne z Alda to moze wlasnie to ego heh.
Nie, to jest po prostu inny gatunek, rasa humanoidalna. Raczej te kropki to kolejne nawiazanie do ST czy innych kosmicznych seriali gdzie stworzono taka rase. W przypadku ST to pewnie do DS9.
No i ogolna zasada tworzenia kosmitow w ST i im podobnych z czego sie smial Lem, a ktory nie orzumial, ze ten serial jest tak naprawde o ludziach i ich przywarach. nadziejach i marzeniach.
Tutaj to moze byc to uklon w strone tej zasady-wzorca jak i proba wlasnie jej wysmiania. Tak jak wysmianiem bylo niesmakowanie zarcia, chociaz tutaj moim zdaniem znow nie utrafili, bo w ST byly sytyacje, ze jednak zarcie im nie smakowalo, wystarczy popatrzec na proby jedzenia klingonskich przysmakow albo proby volkan z jedeniem ludzkiego jedzenia.
Od 3 odcinka humor stał się tym, czym powinien: stylizacją, zamiast punktem centralnym. Pierwszy odcinek był ewidentnie zrobiony mocno komediowy, żeby załapać jak najwięcej Januszy, ale od 2 wzwyż z każdym odcinkiem jest coraz mniej głupich one-linerów i sucharów. Po odcinku 5 jestem już w stanie stwierdzić, że ta formuła cholernie mi się podoba i przywodzi na myśl TNG i TOS - z pierwszego czerpiąc pomysły, z drugiego - kicz, dowcip i poniekąd stylizację (maszynownia czy ładownia są tak uroczo biedne, że nie da się tego inaczej skojarzyć :D).
Wybaczcie obydwoje, ale ten odcinek to jest po prostu kalka jednego odcinkow TOSa. Tam tez byla sobie taka planetka-statek, tez dryfujaca ku zagladzie. Roznilo sie to tym, ze spoleczenstwo podzielilo sie na plawiace sie w luksusie cywilizacyjnym kobiety oraz mezczyzn, zsylanych do tego przyrodniczego skansenu na poziomie malpek i niewolnikow.
Pojawia sie tam tez kompilacja innych scenek z TOSa i STE.
Ten odcinek byl oczywiscie bardzo ST, jednkaze okazuje sie, ze wlasnie dzieki temu, ze jest kalka gotowych scenariuszy z oryginalu. I tego sie obawiam jako dalszej drogi krecenia.
Bo niestety to jest za malo dawac nam przerobki TOSa i STNG w lekko poprawionej wizualnie formie, ale bedacej jednak regresem nawet w stosunku do NG.
Bardzo zle, ze to nie idzie w stronę dobrej, rozumnie i na poziomie napisanej parodii pelna garscia czerpiacej z ST.
Przykro mi, ale Seth poki co nie tworzy niczego nowego, niczego oryginalnego i w bardzo ograniczonym stopniu wykorzystuje luki jakimi jest parodia serialu na kanwie ST. JEzeli to ma byc tylko jakis kolejny serial o podrozowaniu w kosmosie, to zupelnie traci sens tak mocne sieganie do ST wizualne. A seriali bez siegania i to o wiele lepszych jest jednak kilka i nie musialy udawac produkcji Roddenberrego.
Byc moze fani ST beda to ogladac z sentymentu do oryginalu, ale widze po ich recenzjach, ze sa dosc zaslepieni i uwazaja O za rownie dobry jak oryginalne ST. Ja uwazam, ze to jest kilka klas nizej, ze jest blizej TOSa, ale on po prostu przecieral szlak i byl tworzony w innej epoce, a O takiego usprawiedliwienia nie ma.
Nie wiem co stacja i Seth chca osiagnac, poza mozliwoscia procesow sadowych z Paramountem czy Netflixem...
Zarty sa tam zle, bardzo zle, nawet jak na Setha, bo przewaznie cos mu sie tam udaje. Tutaj jest zenujaco. Zartowanie o fizjologii, penisach, sprawach lozkowych, rzucanie miechem, to humor objawiajacy sie tam z wdziekiem lumpa spod smietnika na salonach w zderzeniu z otoczka ST i powaznymi tematami.
JEdnakze nadal moge szczerze mowic, ze ST jest w tych odcinkach silny.
Z kretesem wygyrwa oczywiscie pani doktor, weteranka produkcji ST... Widac, ze wspaniale sie wpasowuje, dodaje wlasnie perskiego oczka do tego zadecia jakie bylo udzialem DS9. Wykorzystuje swoje doswiadczenie. Pozostali, lacznie z Sethem, ktory podobno jest fanem, jakby nie pamietali co i jak i tak losowo probuja cos smieszkowac jak te pasy czy windy, ale to slabo wychodzi.
W sarkazmie doka i Spocka bylo wiecej humoru...
Dziewuszka od ochrony troszke lepiej tym razem wypadla - przy czym scena jej zraniena to kolejna kalka z TOSa tym razem ze Spockiem...
Bardzo dobrze wypadl glowny antagonista, ale co sie dziwic w koncu weteran serialowy i rol badassowych, wiec wystarczylo, ze tez wskoczyl sobie w jedno z pamietanych odgrywan postaci.
Ok, odkrecanie sloikow mnie smieszy, ale powtarzane po 50 razy przestanie...
Dwoch glupkow na mostku rudy i czarny, nadal w zaden sposob mnie nie zachwycaja i nie podobaja, mimo tego, ze innym owszem.
Zaskakuja mnie goscinne wystepy takich a nie innych aktorow sporego kalibru... Ale przeciez ich jednosekundowe wstawki nie zadbaja o sukces serialu... To raczej jakis ich niezdrowy entuzjam, ze chcieliby zagrac w ST albo wyswiadczaja przysluge Sethowi... Idac tym tropem mozliwe, ze zobaczymy tam Jeana Luca P :)
4 odcinek jest dobry jako ST, poprawny, jednak nadal brak w nim humoru rodem z Galaxy Questa, a nawet z niemieckiej parodii.
Widze tez, za kator wcialajacy sie w Isaaka wybitnie wzoruje sie glosowo na Dacie... acz nie na jego sposobie konfrontacji z ludzmi.