Oto kobieta spłodziła powieść. A potem zrobiono serial. I niby nic. Techniczne pięknie, ale absurdalnie. Oto kobieta znika z naszego świata przenosi się przeszczłość. Potem wraca. Oczywiście gziła się od razu i zakochiwała, a meżowi jak wróciła do teraźniejszości powiedziała, że mam w sobie nie jego dziecko, bo się przeniosła w czasie. Doskonałe wyłtumaczenie:D "Kochanie to nie moja wina, ze Cię zdradzałam bo przeniosłam się w czasie, a potem wróciłam". Pierwsze odcinki o tej kurze były jeszcze ok, ale im dalej w las w tym więcej łapania się za głowę. Autorce udało się ukazać hipokryzje kobiet i za to można dodać oczko w ocenie. Natomiast sceny homo seksu głownego bohatera bez których spokojnie historia by sobie poradziła pozostawia niesmak, bo nie wiadomo co to ma być. Serial romantyczny, czy próbujący być realistyczny czy próbujący naśladować produkcje HBO gdzie są seksy, piersi i jakaś fabuła w tle. Było fajnie, potem coś poszło źle, a szkoda, bo klimat jest super, ale oglądanie jak kura rozkłada nogi co chwila, miota się w hipokryzji z uczuciami to generalnie psuje efekt całościowy który jest kapitalnie budowany, a szkoda. Sezony podzieliłbym tak. Sezon 1 " W przeszłości dymali mnie Szkoci" sezon 2 "W przeszłości dymali mnie francuzi", "sezon 3 mężu z teraźniejszości to nie moja wina" :D