No i mamy to... At last. Jak Wam się podobał ten odcinek?
Był mega ciężki. Tzn. Dobry, ale dało się odczuć, że już za chwilę się spotkają. Albo przynajmniej za chwilę przeniesie się znowu i to mnie zabijało.
Następny odcinek będzie dłuższy niż wszystkie, i podobno obiecują że chcą fanom wynagrodzić to długie czekanie.
Autorka książki jest podobno z tego przyszłego odcinka bardzo zadowolona, tak samo wszyscy aktorzy i producenci. Więc wydaje mi się, że jeżeli ma być tak dobrze jak zapowiadają, to warto było czekać.
Ja osobiśćie lubiłem odcinki z opowieściami o życiu Claire w Bostornie, o jej córce i nawet o Franku. Ciekaw jestem co teraz się wydarzy, żeby serial wciąż był ciekawy.
Dla mnie też był ciężki... Ta atmosfera pożegnania jeszcze wzmocniona tym, że to w Święta.
Kurczaki, książki czytałam już jakiś czas temu... nie odświeżałam sobie teraz, ale jakoś wydawało mi się, że on właśnie zemdlał, znaczy się stracił przytomność. W każdym razie tutaj nawet mnie to jakoś pasowało, taki trochę element komediowy - zemdlał mężczyzna, bohater kreowany na herosa, zamiast kobiety... Trochę się roześmiałam, muszę przyznać. :)
Utkwiło mi to w pamieci bo mi sie spodobało, ale nie wiem czy dokładnie.Ale Jamie sie chyba przewrócił i wpadł tyłkiem w atrament. Pamietam, ze mnie to tak rozśmieszyło bo Jamie nie wiedział czy przestał panować z radości nad funkcjami ciała czy to cos innego.
No to wychodzi podobnie. A moim zdaniem dobrze zakończony odcinek, bo w końcu ich połaczyli, więc trochę Nas zaspokoili. A jednak wciąż mamy na co czekać w przyszłym odcinku.
Akt omdlenia moim zdaniem mega zabawny, i trafiony. Trochę zabił nastrój, ale to dobry sposób na zakończenie odcinka :D
W książce też zemdlał. Tylko nie było oposane wprost. Tylko później, podczas rozmowy Claire z Jamiem. Claire stwierdziła, że nie wie, czym jeszcze Jamie ją zaskoczy, skoro zemdlał po spotkaniu. Ale ta rozmowa była kilka stron dalej.
Nie dziwota, że zemdlał. Zobaczyć po 20 latach kobitę, którą się już pogrzebało, och, dziwne że w ogóle przeżył taki szok.
"Zawsze miałaś odwagę"... Może któraś z was zastanawiała się co by zrobiła na miejscu Claire?
Tak na serio się zastanowiła, zapominając o tym, że po drugiej stronie "Kamieni / Kałuży" czeka "rude szczęście" ;)?
Patrząc na zimno, jaka matka zostawiłaby swoje choćby i odchowane dziecko dla jakiejś mrzonki, ułudy, przez którą można stracić życie i nie móc już opiekować się najbliższymi?
A jednak Claire, "popychana" kolektywnie przez Rogera, Joe i głównie Briannę, wybrała się pościg za "ułudą"... Za czymś co jest wyjątkowe i zdarza się naprawdę nielicznym (choć wszyscy chcielibyśmy, żeby było inaczej)... za prawdziwą, odwzajemnioną miłością, bez której żyje się tylko na pół gwizdka, jeśli poznało się czym ona jest.
Ok. No dość tej górnolotności :)
Odcinek o tyle ciężki, że mnie np wątek pożegnań w książce też nudził / denerwował...
Na tym etapie, mam ochotę poganiać Claire : "Weź się już spakuj, marsz do kamieni! Biranna to (zbyt) duża dziewczynka, poradzi sobie" ;)
Sporo rodziców wyjeżdza do pracy za granice i zostawia dzieci same albo z dziadkami. czasami matki sobie znajduja nowych partnerów a tatusiowie nowe panie i te dzieci tak sie pałetaja miedzy nimi na dokładke jakby przeszkadzały etc, sporo rodziców dla własnej wygody nawet jak sa razem podrzuca dzieci dziadkom i maja spokoj. Mój kolega wychowywał sie na osiedlu obok u dziadkow od 10 roku zycia a rodzice sobie meiszkali w mieszkaniu dzielnice obok, ale mieli spokoj z dzieciakiem. takich przypadków jest całkiem sporo jednak, nie che wchodzic dlaczego tylko po prostu tak jest, epwnie w sumie dla własnego komfortu zycia i wygody.
Mnie też ten odcinek denerwował. W ogóle te odcinki z sezonu zanim znowu się spotkali tak bardzo się przeciągały, że byłam tylko coraz bardziej nimi poirytowana.