potencjałem. Zastanawiam się, czy wina nie leży po stronie materiału źródłowego, a po serialu jakoś ochota na lekturę (i weryfikację) mocna spadła. Gdzie podział się ten Gibson, piszący gęstą prozę, czytającą się prawie jak poezję (np. New Rose Hotel z '84)? Ale nawet jeśli Will stępił twórczy pazur, to przecież przy takich budżetach da się wady połatać. W tym serialu tego nie widać. Mimo niezłych pojedynczych scen, zdjęć/światła, ról Picketta i Flynn, w reszcie materiału zieją dziury niczym w WTC6 po 11 września. Szczególnie logiczne. Tak trudno zatrudnić gościa (czy dwóch) do szczerej oceny, czy historia/scenariusz się trzyma kupy? Przy odrobinie krytycznego podejścia to mógł być dobry serial. Tym bardziej szkoda, bo coś czuję, że zaraz się zabiorą za ekranizację 'Agency' z 2019, dziejącą się w tym samym świecie.