Długo się zbierałam, żeby przepisać tu tę historię z notesu. Ale jest. To jedna na trzy części:
Historia ta wydarzyła się wiele lat temu. W czasach, gdy świat był lepszym miejscem niż teraz...
Opowiada on o cierpieniu stworzenia, któremu los zabronił kochać... Ale zacznijmy od
początku...
-Namierzyliście ich już?!- zapytał młody delfin wjeżdżając do pełnej homarów sali na Segway'u
HT.
-Tak, Doktorze. Znajdują się osiem kilometrów stąd na zachód.
-Świetnie! Nareszcie ich pokonam! Tym razem mi nie uciekną, ponieważ mam- wcisnął guzik-
kryształową mgłę unieruchamiającą!- dobyło się z głośników.
-Nie, zróbcie coś z tym! No przecież jak to brzmi?!
Pingwiny płynęły w kierunku wulkanicznej wyspy. Wyszły na brzeg.
-ja chcę tu zostać!- powiedział załamanym głosem Kowalski, i usiadł na piasku. Skipper miał
już dosyć.
-Weźcie się w garść, żołnierzu! Całą drogę użalacie się nad sobą! A dlaczego? Bo ona ZNOWU
dała wam kosza! Już po raz szósty!
Kowalski przewrócił się. Patrzył w przestrzeń.
-Nie to nie! Ja i Rico pójdziemy. Tylko nie miejcie do nas żalu, że zostawiliśmy was na pastwę
dzikich zwierząt!- Szef wskazał na niewielki lasek-wiadomo, co się tam czai?- dodał, i odszedł.
-Co? Dzikie zwierzęta? Zaczekajcie!- krzyknął Kowalski, i pobiegł za przyjaciółmi.
Wszystko zadziałało jak zawsze: oddział wdarł się do bazy Doktora, pokonał kilka homarów,
uwolnił się z pułapki delfina, a ten wydostał się na zewnątrz. Pingwiny ruszyły za nim. Bulgot
wjechał do lasu. Zwinnie omijał drzewa. "Pingwinki" były już daleko, kiedy nagle usłyszał krzyk,
trzask, wybuch i ogromny świerk runął wprost na niego. Poczuł ogromny ból. Próbował się
podnieść, uciec, ale było za późno. Ostatnimi słowami, jakie usłyszał było pełne chłodu
stwierdzenie Skippera:
-Nie żyje
Głosy. Kilka zaniepokojonych głosów. Doktor Bulgot powoli otworzył oczy. Poraziło go światło
lamp. Zdziwił się. Zamknął oczy, i otworzył je ponownie. I tak kilka razy. Nie wierzył. Nie widział
na jedno oko! Ogarnęło go przerażenie.
-Doktorze, mamy dla ciebie złe wiadomości. Złe, i bardzo złe- zaczął nr.#1
-Mów. JUŻ!
-No więc zła wiadomość jest taka, że pingwiny uciekły wraz z twoim wynalazkiem, a bardzo zła,
że...Straciłeś Doktorze oko- powiedział homar, i podał mu niewielkie lusterko. To, co delfin tam
ujrzał zszokowało go. Prawą połowę jego twarzy "zdobiła" ogromna, krwawa rana.
-Tym razem zabiję ich definitywnie! Zginął w męczarniach!- syknął. Wyglądał co prawda
bardziej złowieszczo, ale oczy są, bądź co bądź potrzebne... Doktor wstał i wyjechał z sali na
Segway'u. Zbliżył się do komputera.
-O, tak... Rakiety... To będzie agoniczna śmierć!- powiedział jadowicie i wcisnął czerwony guzik.
Wtem doskoczył do niego jeden z homarów, i krzyknął:
-Nie! To przecież prototyp! Wybuchnie pięćdziesiąt metrów dalej!
Bulgot wyjechał z bazy. Ujrzał rozbłysk nad wodą, i usłyszał krzyk.
-Zobaczcie, co to było- rozkazał. Homary na wszelki wypadek zabrały nosze i popłynęły w
morze. Minęło kilka minut. Stworzenia wynurzyły się z wody. Na noszach znajdował się delfin.
Nie. Raczej delfinica. Jeśli ktoś miałby fachowo określić jej gatunek, to była gatunkiem delfina
ciemnego. Miała czarne, lekko zwinięte rzęsy. Gdy na chwilę otworzyła oczy i spojrzała nimi w
kierunku Doktora, okazało się, że są one krystalicznie wręcz niebieskie.
-Zakopać ją?- zapytał nr.#12
-Co? Nie! Zabierzcie ją do bazy, do formacji szpitalnej! I zróbcie coś z ta krwią!- dodał,
wskazując na ciemne plamy. Nie zwykł czynić dobrze, ale przecież to do ludzi miał żal, nie do
innych delfinów. Ich nie chciał zabijać. No, może z kilkoma wyjątkami.
Homary ruszyły, a Doktor Bulgot za nimi.
-Zróbcie coś, żeby nie zginęła na miejscy- rzekł od niechcenia, i ruszył ku swej pracowni.
Ów tajemnicza delfinica ocknęła się po kilkunastu dniach. Pierwszą oznaką jej powrotu do
świata żywych był krzyk: "Gdzie ja jestem?! Macie mnie wypuścić!". To wszystko stało się około
drugiej nad ranem. Wrzask obudził Doktora, więc ruszył w kierunku formacji.
-Mogłabyś wydawać te dzikie okrzyki trochę później lub ciszej?!- zapytał poirytowany- brak sny
nie sprzyja pomysłom na zemsty! Zlituj się, i bądź cicho, jak ci tam!
-Po pierwsze, jestem Savery. Po drugie ty też nie mówisz najciszej. I po trzecie: trochę
szacunku dla kobiety! No naprawdę! Kultura nie boli!
Doktor Bulgot był na granicy wytrzymałości. Czuł, że jeśli delfinica zaraz się nie zamknie, to
będzie musiał zastosować na niej swój nowy wynalazek.
-Idź, z łaski swojej, spać- mruknął tylko- jeśli chcesz zginąć, to jutro możesz wyruszyć gdzie
tylko chcesz. SAVERY- powiedział z ironią- a swoją drogą, co to za imię?
-Z pewnością lepsze niż twoje!
Doktor Bulgot spojrzał na nią zaszokowany.
-Skąd ty?!...
-Ooo, homary są bardzo miłe, jeśli tylko się je szanuje! FRANCIS- powiedziała z przekąsem.
-ZAMILCZ! Jestem Doktor Bulgot! I jeśli masz się do mnie zwracać, to tylko tak!- krzyknął, i
wyjechał z sali.
Savery została. Kilka razy rozmawiała z Doktorem, co zbliżyło ich do siebie. Mieli wspólne
przeżycia oraz pasje. Ale nie oznaczało to wcale, że Savery stała się dlań milsza. Nic z tych
rzeczy. Wciąż była sarkastyczna i ironiczna. Początkowo przebywała w formacji, ale gdy dorwała
się do zapasowego Segway'a, już nigdzie nie było spokojnie. Ale mimo to przeszła swego
rodzaju wewnętrzną przemianę. Tuż po pewnej rozmowie...
Było już późno. Doktor dalej planował zemsty. Savery wjechała do jego pracowni. Przez chwilę
patrzyła na niego, po czym przeszła do sedna.
-Co się stało z twoim okiem?
Bulgot milczał. Delfinica ponowiła swe pytania. Dwa razy. I Doktor opowiedział jej. Wszystko. O
swoim życiu, o nieudanych zemstach, o ucieczce, a nawet o rakietach... Nie wiedział czemu to
zrobił. Nigdy nikomu się nie zwierzał. Ale czuł do Savery zaufanie... Niezwykłą więź...
Ona także wiele mu o sobie opowiedziała. Także poczuła tę nić zrozumienia, która w pewnym
momencie między nimi powstała.
-Chyba tylko ty jesteś w stanie mnie w pełni zrozumieć...- powiedział w pewnej chwili Doktor, i
uśmiechnął się szczerze, chyba po raz pierwszy od wielu lat. Nigdy z nikim nie rozmawiał. Był
samotnikiem. Ale teraz to się zmieniło. Był przy nim ktoś o podobnym losie... Savery...
Następnego dnia udali się do zatoki. Savery chętni pomagała Bulgotowi w podstępnych
knowaniach. Było wspaniale.
-I może nawet...Romantycznie?- pomyślał Doktor. Spojrzał w oczy delfinicy. Chciał coś
powiedzieć, ale nie wiedział co. Nie był drugim Romeem... Na szczęście towarzyszka go
uprzedziła:
-Jesteś dla mnie bardzo ważny. I być może także kimś więcej, niż przyjacielem. Niezwykłe, że
tyle nas łączy, i myślę, że... Coś do ciebie czuję...
-Rozwiń tę myśl?...
-Chodzi mi o to, że prawdopodobnie... Kocham cię.
- To ciekawe, bo ja też cię k... Ko... Koch... KOCHAM!- rzekł z trudem. Nigdy wcześniej tego nie
powiedział. Nigdy wcześniej nie darzył nikogo miłością... Nie znał tego uczucia... Ale teraz je
poznał, tylko i wyłącznie dzięki Savery.
Ponownie spojrzał w jej oczy, lecz tym razem z widocznym uczuciem.
-Tak. Kocham cię- powiedział pewnie, i pocałował ją. Nieco zdziwiona Savery odwzajemniła
pocałunek. Gdy romantyczna chwila minęła, udali się popływać.
-byłabym zapomniała!- rzekła w pewnej chwili delfinica- zostawiłam coś dla ciebie w twojej
pracowni. Myślę, że ci się spodoba- uśmiechnęła się, i zanurkowała. Wszystko było idealnie.
Do czasu... W pewnej chwili, gdy razem płynęli, Savery wpadła w sieć wraz z ławicą ryb. Bulgot
chciał jen pomóc, lecz nie mógł... Sieć powoli wyciągnięto z wody. Na powierzchni stał
ogromny statek.
-Człowieki...- powiedział cicho delfin. Wezbrała w nim nienawiść do tych stworzeń. Początkowo
ukojona, teraz rozbłysła na nowo... Łódź ruszyła przed siebie. On za nią. Po kilku kilometrach,
gdy już prawie opadł z sił, usłyszał głos Savery:
-Nie płyń już. Widzę, że jesteś zmęczony. Wróć na wyspę. A ja sobie poradzę. Obiecuję, ze
jeszcze się zobaczymy!- powiedziała spokojnie. Doktor Bulgot zatrzymał się raptownie.
-Kocham cię- dodała jeszcze tylko uwięziona delfinica. Doktor patrzył, jak statek odpływa i
zabiera nie wiadomo gdzie jego ukochaną... Wrócił do bazy. Gdy wrócił do sił, jeszcze długo
szukał Savery, jednak bezskutecznie.
-Odeszła...- szepnął. Udał się do swej pracowni. Na biurku zobaczył niewielką paczuszkę. No
tak... Prezent od niej... Zajrzał do opakowania. Znajdowała się tam mechaniczna opaska na
oko. Delfin niebywale się wzruszył. Do tego stopnia, iż po raz pierwszy w jego oku zebrała się
łza... Łza tęsknoty i bólu,. Założył opaskę i podjechał do lustra. Tego dnia los odebrał mu
wszystko.
-Już nic nie będzie takie, jak kiedyś...- powiedział cicho do siebie.
_________________________________________________________
I jak? Podoba się? Nie przesadziłam? Bo jeśli to jest przesada, to jak
zobaczycie drugą część, "I serce z kamienia bije"...!
Skoro twoja reakcja wygląda teraz tak, jak wygląda...
To ja się jej boję po drugiej części!
Bo tam, to zaszalałam...!
Super :D końcówka najlepsza, taka wzruszająca ... może się znajdą :P
Hmmm... a ten błąd w tytule to celowy ? ;)
Błąd jak najbardziej celowy- chodziło mi u zaznaczenie, że to love story. Więc zamiast "Blowhole" jest "Blovehole"! :>
Hm... Ciekawie, lecz dla mnie za słodkie to wszystko jest... Sory... Sam lepiej nie piszę, a krytykuję... Jestem niedobry. Be, niedobry ja! Tak się zastanawiam czy nie wrzucić by na forum "Brotherhooda"... (To opowiadanie ze Skipperem i Bulgotem :P) Nie, w sumie nie, głupie myśli mnie nachodzą.
Opowiadanie ciekawe i bardzo wzruszające. Właśnie takie opowiadania najlepiej się czyta. Błędów raczej nie ma ,oprócz drobnych literówek (pisanie "y" zamiast "u").
Tak to jest, jak się pisze na szybko...!
Przepraszam zarówno za to, jak i za przecinki co drugi wyraz...< moja pięta achillesa. Niby w szóstej klasie miałam z tego piątkę, a i tak piszę, gdzie popadnie...>
Ja niestety nie zawsze mam dostęp do tego oto urządzenia. Poza tym w notesie mogę zawsze coś zmienić, nawet w szkole <gdzie głównie piszę>, a gdy na którejś lekcji wpadnie mi nowy pomysł- biorę notes i piszę, zamiast martwić się, czy nie zapomnę. Poza tym przy przepisywaniu wiele zmieniam.
"Żegnaj, Kowalski" w notesie miało całkiem inne przesłanie, a Alberto- inny cel, "Fan Fic bez tytułu" zwał się początkowo "Frienemys" i opowiadał o przyłączeniu się Kowalskiego do Bulgota, a następnie zabiciu oddziału. Ale przepisując wpadłam na lepsze pomysły :>
Ja na lekcjach sobie smacznie śpię i przy okazji jakieś pomysły mi do czerepu wpadają, a że mam pamięć dobrą... :>
Moja pamięć jest dziwna- ważne rzeczy zostają zapomniane prawie natychmiast, ale głupoty< typu tytuł bloga o 1D <NIENAWIDZĘ ICH!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!> którego, nie wiem nawet czemu, obiecałam założyć znajomej> zostają tam już na zawsze...
Uwaga! Radzę zaopatrzyć się w mocne papierowe torby, bo będziecie wymiotować tęczą!
Cz. 2- "I serce z kamienia bije"
Liczne rany i urażona duma to jedyne, co pozostało delfinowi po, ostatniej, jak się wydawało, walce z pingwinami. Może właśnie teraz nadszedł czas, aby usunąć się w cień?... Nie widział już sensu w dalszych "działaniach antypingwinich", jak to określił. Do rodziny nie pasował, przyjaciół nigdy nie miał, zaś jego jedyna i prawdziwa miłość odeszła przed laty... Wciąż ją pamiętał. Nie było dnia, aby nie myślał czy żyje, a jeśli tak to gdzie jest, i co robi... Ostatni raz widział ją nieopodal jego bazy na wyspie, której unikał od odejścia ukochanej... Teraz jednak zaczął się zastanawiać, czy aby powrót tam nie odda mu spokoju duszy. Ale czy warto było się cofać? Szukać tego, co nigdy nie miało zostać odnalezione?... Pomimo dalszego natłoku myśli, decyzję już podjął. Zamierzał z miejsca wyjechać na wyspę. A może tam jego dusza dozna ukojenia...
Na wyspę delfin przybył już po zmroku. Nie widział opcji odmiennej, niż odpoczynek...
Jego sen był głęboki, lecz niespokojny. Tej nocy przyśniła mu się Savery, oraz ostatnie słowa, które od niej usłyszał:
"-Obiecuję, że jeszcze się zobaczymy! Kocham cię!", a następnie ujrzał ją- mówiła, iż wkrótce będą znów razem... Minęły trzy dni. Dopiero po tym czasie delfin postanowił udać się na plażę, gdzie wyznał swe uczucia Savery. Z nostalgią rozglądał się wokół. Zdziwił go jeden szczegół- Segway delfinicy zniknął- nie stał już oparty o skały, tak, jak go zostawiła. Ale przez te wszystkie lata ktoś mógł go po prostu ukraść. Nagle Doktor usłyszał charakterystyczny dźwięk pojazdu. Spojrzał w kierunku, z którego pochodził, i oniemiał... Ujrzał bowiem delfinicę na Segway'u, która zmierzała w jego kierunku.
-Savery?- wyszeptał, chociaż był pewien, iż to ona. Zmieniła się, a mimo to była taka sama... Koło lewego oka miała bliznę w kształcie półksiężyca, podobnie na grzbiecie.
-Obiecałam ci, ze wrócę.
-Ja chyba nie żyję... Myślałem, że ty... Że ty nie... JUŻ nie...- w jego oku zakręciła się łza.
-Już dobrze. Uspokój się. Znów jesteśmy razem- odezwała się, i objęła go.
-Co ci się stało? Czemu... Czemu zniknęłaś na tak długo? Gdzie byłaś?
-Zamknęli mnie w australijskim, nielegalnym delfinarium. Musiałam walczyć, by żyć... Po dwóch latach z pomocą Chasty, delfinicy tropikalnej udało mi się uciec. I od tego czasu starałam się tu wrócić. Tylko nie myśl, że wyłącznie dla ciebie!- zażartowała jak dawniej, i pocałowała go.
-Codziennie o tobie myślałem, Czułem, ze żyjesz, ale zacząłem tracić nadzieję... Minęło tyle lat...
-Tylko się nie rozklejaj! Będziemy razem, póki nie będziesz miał mnie dosyć, a i wówczas ja będę w pobliżu!- uśmiechnęła się.
-A już myślałem, że limit mojego życiowego szczęścia się skończył...
-Tak więc szczęście wróciło! I prędzej się utopi, niż znów będzie pływać!- zaśmiała się. Zdarzenia sprzed kilku lat zdawały się być tak odległymi...!- A twoje zemsty? Powiodły się?
-nie, i sądzę, że już do nich nie wrócę.
-A szkoda. Byłeś uroczy, gdy zdradziecko knowałeś!- ponownie go pocałowała.
-Powiem to po raz kolejny, a nawet rozwinę te słowa, tym razem czysto, i bez zająknięcia: kocham cię, chcę być z tobą bez względu na wszystko, i chociaż brzmi to zwyczajnie, to chcę, żebyś wiedziała, iż to mówi moje serce, którego istnienia wcześniej nawet nie podejrzewałem.
-Moja odpowiedź powinna brzmieć: też cię kocham, ale, że nie mam zamiaru iść na łatwiznę, powiem tylko,iż jesteś osobą tak czarującą i wspaniałą, że nie można cię nie kochać. Tak więc muszę wyeliminować konkurencję!- zaśmiała się- A więc skoro wyjaśniliśmy już sobie stałość naszych uczuć, opowiedz mi o wszystkim, co stało się pod moją nieobecność. Będę słuchała, jak gdybym była w centrum akcji- znów go przytuliła.
Kolejne dni były spokojne, oraz szczęśliwe- Doktor Bulgot odzyskał najcenniejszą osobę w całym swoim życiu, toteż uśmiechał się bez przerwy, co było do niego niepodobne. Nie chciał, by coś się zmieniło. Marzył, aby ten stan rzeczy istniał już do końca. A mimo to los chciał inaczej.
Delfin krążył po swej pracowni, myśląc gorączkowo nad wielce istotnym krokiem.
-Czy to aby dobra decyzja? A może jednak działam zbyt pochopnie? I co na to Savery?... A jeśli nie?0 zastanawiał się. Decyzja była ciężka. Ostatecznie ją podjął- i był na "tak". Udał się do głównej sali, gdzie spodziewał się zastać ukochaną. Owszem, była tam, w otoczeniu homarów.
-Wynocha stąd- rzucił w ich kierunku. Nie posłuchały.
-Mówią, że traktujesz ich zbyt okrutnie.
-Wolimy skończyć na stole w restauracji, niż cię słuchać!- fuknął nr.#14- od teraz słuchamy jedynie Savery!
-Czy moglibyście na chwilę się oddalić?- zapytała grzecznie delfinica- to chyba coś ważnego.
Stworzenia posłusznie wykonały prośbę. Pomimo tego i tak z zaciekawieniem podsłuchiwały.
-Wspominałem ci już, jak ważna dla mnie jesteś, i jak cię kocham. Teraz podjąłem pewną decyzję, i wierzę, iż zmieni ona moje życie, i nie tylko, na lepsze. Mam więc tylko i wyłącznie jedno pytanie: Savery- czy wyjdziesz za mnie?
-To stawia wszystko w całkiem innym świetle- powiedziała z twarzą bez wyrazu- jesteśmy razem od dawna, lecz przez większość tego czasu byłam daleko stąd. A gdybym przebywała tutaj, może nasz związek by się rozpadł?
-Co ja zrobiłem?!- zapytał sam siebie w myślach Bulgot.
-no tak, wiem, oczywiście cię rozumiem...
Nagle delfinica szeroko się uśmiechnęła.
-Oczywiście, że tak. Moja odpowiedź brzmi: tak, wyjdę za ciebie! Jeśli się kogoś kocha, i chce z nim być, to gdy druga strona pragnie tego samego, nie należy jej odrzucać! Skoro mamy być razem, to czemu nie jako małżeństwo? A więc powtórzę: tak!
Doktor Bulgot pocałował narzeczoną, zaś homary zaczęły klaskać i wiwatować. Teraz należało jedynie przygotować się do uroczystości, mającej mieć miejsce za dwa tygodnie. Ale przecież od czego są homary?
Główna sala została odpowiednio udekorowana. Wszystko było gotowe, łącznie z listą gości, którą stanowili jedynie w jakiś sposób bliski delfinowi Hans, z trudem odnaleziona Chasty, Doris, która, jak stwierdził później bez żalu Doktor pojawiła się jedynie na moment, oraz wszystkie homary.
Zagrał marsz weselny. Narzeczeni stanęli przed ołtarzem, aby ślubu udzielił im posiadający do tego uprawnienia nr.#112.
-Czy ty, Savery bierzesz sobie tu obecnego Doktora Bulgota za męża?
-Owszem.
-A czy ty, Doktorze bierzesz Savery za żonę?
-Tak.
-Ogłaszam was więc mężem i żoną.
Doktor Bulgot pocałował Savery, a ona odwzajemniła pocałunek. Następnie rozpoczęło się przyjęcie. Para młoda nie brała w nim jednak udziału. Udali się na zewnątrz, by porozmawiać przy świetle księżyca.
-czujesz, że dobrze zrobiłaś wychodząc za mnie?
-Skoro jesteśmy małżeństwem, to myślę, że tak. A ty?
-Wiem, ze to dobra decyzja. Nigdy jej nie pożałuję.
Przez chwilę milczeli.
-Spójrz, spadająca gwiazda! Szybko, pomyśl jakieś życzenie!- powiedziała Savery.
-A po co?- odparł delfin, obejmując ją- przecież mam już wszystko, czego tylko mogłem zapragnąć.
________________________________________________________________________________
No i jak? W planach mam jeszcze umieszczenie tu historii zniknięcia Savery, pt. "Savery, czyli tam i
z powrotem". Póki co oceńcie to :x
Fajne;) choć trochę za słodkie jak na Bulgota :P Ale chętnie bym przeczytała opko o Savery :D
PS: chodzi mi ostatnio po głowie takie pytanie... napisałaś coś kiedyś z Hansem ?
Pomimo, że jest jednym z moich mężów (zrozum, stegowana psychika :>) nigdy o nim nie pisałam, prócz tego jednego wspomnienia, ale może czas zacząć?
Ale nie love story. Nie pasuje do niego.