Już nie w Londynie, a na wsi. W angielskim miasteczku, King's Abbot sen spędza mu z powiek nie kolejny przestępca, lecz... dynie w jego przydomowym ogródku, które pomimo wzmożonych wysiłków nie osiągają pożądanych rozmiarów. Belg pragnął spokoju na prowincji, znalazł małomiasteczkową hipokryzję, wnet wypełzają mroczne tajemnice niczym w "Blue Velvet" (1986) Davida Lyncha. Przyjaciel-fabrykant, tytułowy Roger Ackroyd zostaje podstępnie zasztyletowany i tego najsłynniejszy detektyw zignorować nie może.
Najważniejsze jednak, że powraca... nadinspektor Japp! Ich przywitanie po latach - poruszające.
No i wspaniale, że zabrał Herkulesa do jego dawnego mieszkania, gdzie przecież mieli tyle wspólnych odpraw podczas 30-u lat pracy. Poirot może ma i wiele wspomnień z tym miejscem, jakkolwiek opuszcza je bez żalu, "za dużo w nim duchów", powiada.
Jest to także pierwszy odcinek, w którym Poirot jest tak napastliwy wobec przesłuchiwanych, nie mogąc zdzierżyć ich kłamstw. Dopadają go gniew, może nawet wściekłość, gorycz.