Trzeci sezon antologii Monster miał kontynuować ideę przedstawiania potworności w ludzkiej naturze — nie dla sensacji, lecz dla zrozumienia, jak zło rodzi się z krzywdy, zaniedbania i społecznego milczenia. Po Dahmerze, który budził moralny dyskomfort i zmuszał do refleksji, oraz po Menendez Brothers, stawiającym trudne pytania o granice winy i ofiary, oczekiwania wobec historii Eda Geina były ogromne. Niestety, to, co otrzymaliśmy, jest przykładem całkowitego wypaczenia sensu tej serii.
Nowy sezon to chaos. Estetycznie i narracyjnie przypomina bardziej późne, rozbuchane sezony American Horror Story niż spójną opowieść o człowieku, który przekroczył granice człowieczeństwa. Zamiast psychologicznego studium zbrodni — dostajemy pastisz, kicz i niepotrzebne hollywoodzkie ozdobniki. Serial wypełniają absurdalne wstawki o wpływie Geina na popkulturę, jakby jego zbrodnie były artystycznym źródłem inspiracji. To nie tylko nieprawda — to moralnie wątpliwe. Hitchcock czy Hooper nie tworzyli w duchu fascynacji mordercą, lecz w kontekście lęku przed złem, które może kryć się w każdym człowieku.
Najbardziej rażące jest jednak to, jak twórcy próbują uczłowieczyć Eda Geina w sposób naiwny i pozbawiony granic. Zamiast ukazać dramat chorego, zagubionego człowieka — otrzymujemy wizerunek „nieśmiałego samotnika”, który wzbudza sympatię, a momentami wręcz litość. Serial rozmywa odpowiedzialność, sugerując, że jego czyny są efektem nieporozumienia, a sam Ed to postać tragiczna i… lubiana. To nie jest psychologiczna głębia — to relatywizacja zła.
Ryan Murphy, który w pierwszym sezonie umiał zachować powagę i wyważenie, tutaj traci kontrolę nad własną wizją. Wszystko, co kiedyś budowało napięcie i autentyczność, zastąpione zostało groteską i próbą „upiększenia” potwora. Zamiast przerażenia – nuda. Zamiast refleksji – niepotrzebny spektakl.
„Monster: The Ed Gein Story” to niestety nie kontynuacja ambitnej serii, lecz jej karykatura. To sezon, który myli empatię z pobłażaniem, a sztukę opowiadania o złu z fascynacją potwornością. Zamiast katharsis zostaje niesmak i żal po zmarnowanym potencjale.
Niestety najstraszniejsze w tej całej historii jest moje głębokie rozczarowanie...