Nie powiedziałabym, że słabszy... troszkę spowalniający akcję i zawracający nas z głównego jej toru fabularnego na ten mający nas przygotować do wielkiego finale (w tym wypadku dosłownego wielkiego boom prawdopodobnie :))
Mnie nie podobało się to, że postaci z 9 odcinka, pomijane przez cały sezon (szczególnie Meg, Tommy w mniejszym stopniu), pojawiają się nagle w dziewiątym i zarysowują kluczowe dla finału zdarzenia, stając się przez to nie pełnowymiarowymi bohaterami z krwi i kości jak w sezonie pierwszym, ale jedynie narzędziem do poprowadzenia akcji do przodu...
W tym serialu nic nie jest oczywiste i nic nie jest tym czym się wydaje być. Dlatego naturalnym jest, że pewne postaci w różnych momentach odgrywają zupełnie różne role. Wiem, że ciężko się do tego przyzwyczaić, ale taki jego urok i właśnie to najbardziej przyciąga: brak schematów, nierzeczywistości, niedokończone wątki, flash backi i tajemnice.