Jeżeli serial reklamowany jest jako produkcja pokroju "LOST" to człowiek ma pewne
oczekiwania. Tymczasem to co przypomina jakoś w/w serial kończy się po ok. 7 minutach. Niby
to 2% populacji z całego świata zniknęło i zamiast pokazać losy różnych bohaterów scenarzyści
po raz kolejny mają amerykocentryczny punkt widzenia świata. Ile by ta produkcja zyskała jakby
działa się na różnych kontynentach ! Tymczasem akcja dzieje się głównie w Mapleton (stan Nowy
York) i okolicach. Pozuje niby na coś ambitnego ale ambitne nie jest. Tak jakby ktoś
przebranżawiał świat "LOST" na modłę Ingmara Bergmana, bez Jego talentu. I zamiast
odpowiadać powoli na to co się wydarzyło tego 14 października 2011 roku to widz jest rzucany z
jednego wątku obyczajowego w drugi. Więcej dramaturgii to ja w "Dynastii" widziałem, serio. Tu
się nic nie dzieje. Komendant ciągnie cały serial. Gdyby mu się coś przytrafiło to byłby koniec.
Aktorzy bez charyzmy, dialogi nijakie i jest bardzo sennie , nużąco. Nastawiałem się na coś
takiego jak "Strefa mroku" a otrzymałem jakieś szkolne opowiadanie rozwleczone do granic
możliwości przez amatorski tandem scenarzystów. Gdzie tu cliffhanger ?! Gdzie tu zwroty akcji ?!
Jak się odcinek kończy to jakoś widz nie ma noża na gardle i nie przebiera nogami by zobaczyć
kolejny. I to jest błąd w sztuce jak dla mnie. ten serial to ni pies , ni wydra. A Winni Pozostali z Ich
dziwnym stylem życia (jak Oni zarabiają na siebie ?!) to już największa pomyłka.