Zapraszam na dyskusję ;) Podobało się wam? Mnie osobiście zaskoczyło intro, ale cały odcinek według mnie pozytywny. Wydaje mi się, że pierwszy sezon był jeszcze nieprzemyślany i nieuporządkowany, natomiast teraz twórcy lepiej wiedzą, co chcą dalej pokazać. Historia bardzo fajnie i tajemniczo wprowadzona, nowi bohaterzy według mnie bardzo dobrzy!
Przyzwyczaiłem się już, że niewiele rozumiem oglądając ten serial. Bardziej odczuwam. Wciąż podoba mi się klimat, narracja, powolne tempo opowiadanej historii, praca kamerą, montaż i dobór aktorów. Ten serial trafia w moją wrażliwość artystyczną, oglądanie tego daje mi pewną satysfakcję, jakoś łechce.
Cały czas pozostaję jednak w mroku niezrozumienia. Tak samo jest po pierwszym odcinku drugiej serii. Indianka, trzęsienie ziemi, narodziny dziecka, śmierć Indianki, ptaszek w pudełku zakopanym w ziemi, świergot ptaka w mieszkaniu, starzec mieszkający w centrum miasta na szczycie drewnianej wieży, wróżbita, strażak podpalający dom wróżbity. Rzeka, która wysycha w ciągu jednej nocy. Mnożą się sceny i wątki, które ocierają się wręcz o surrealizm.
No i gdzie jest czarny pies z pierwszego sezonu?
Myślę, że w końcu musi przyjść czas na wyjaśnianie poszczególnych wątków. A to wiąże się z ryzykiem, że czar pryśnie. Siłą tego serialu jest aura tajemniczości otaczająca wszystkich i wszystko. Odkrywanie tej tajemnicy musiałoby być genialne i błyskotliwe, byśmy nie odczuli rozczarowania...
Pewna jestem co do tego, że te tajemnicze wątki nam wyjaśnią, choć w sumie to jakoś nie boję się o rozczarowanie, wydaje mi się, że podołają ;) Co do klimatu i sposobu kręcenia, to zgadzam się, że jest b. dobry.
A o czarnym psie to w ogóle zapomniałam? Nie zabrał go przypadkiem ten ojciec?
Rzeka nie wyschla tylko po trzęsieniu ziemi widać pęknięcie przez które uciekła woda być może wraz z dziewczynami
"Przyzwyczaiłem się już, że niewiele rozumiem oglądając ten serial. Bardziej odczuwam." Fajnie napisane, mam podobnie. Pierwszy sezon był dziwaczny, momentami niedorzeczny, ale równocześnie wyjątkowo poruszający, mimo że ciężko było w ogóle pojąć o co w nim chodzi.
A ten odcinek? Dziwny, to na pewno. Ale dziwny w taki inny sposób, jakoś nie mogłam się wczuć w klimat. Właściwie to nie wiem, czy jest możliwe powtórzenie tego z pierwszego sezonu. Nowi bohaterowie też mnie nie przekonali na razie.
Mój ulubiony najbardziej niedoceniony serial na świecie powrócił w bardzo dobrym stylu. O ile na początku pierwszego sezonu musiało minąć trochę czasu zanim się do niego całkiem przekonałem, tak tutaj już od początku wiem w co się pakuje i strasznie podoba mi się to co zaserwowali twórcy. Praktycznie przez cały odcinek miałem "WTF?!" na ustach i tym właśnie ten serial mnie przyciąga do siebie. Dalej potrafią stworzyć całkiem wiarygodny krajobraz po bitwie (czyt. po "Zniknięciu").
Od początku zacznę od tego, że bardzo podoba mi się pomysł miasteczka, które zostało oszczędzone (czyli nikt z niego nie zniknął) i za sprawą zwykłego szczęścia stało się miejscem pielgrzymek i odwiedzin turystów z całego świata. Coś takiego oczywiście nie jest nowością, bo już od wieków ludzie udawali się do miejsc, które uważali za święte lub obdarzone mocą, ale idealnie wpasowuje się w klimat serialu. Nic więc dziwnego, że zwykłe miasteczko zaczęło wykorzystywać fakt swojego "cudu" i zaczęło budować własną strukturę pozwalającą nim zarządzać. Mamy stragany z pamiątkami i reliktami, policje nie pozwalającą zwykłym śmiertelnikom przebywać zbyt długo na ich terenie czy wreszcie zamkniętą społeczność, która źle patrzy na każdego kto jest obcy i posiada własne gdzieś głęboko ukryte sekrety. Mam przeczucie, że ktoś tam jednak zniknął i mieszkańcy to ukrywają, żeby nie stracić prestiżu jaki teraz posiadają na świecie. Jedno jest pewne, coś się w tym miasteczku dziwnego dzieje i nie jest to tylko działanie mieszkańców. Są trzęsienia, są jakieś dziwne ptaszki, są ludzie, którzy pewnie wybrali z własnej woli cofnięcie się kulturowo do czasów kamienia łupanego i żyją jakby cywilizowanego świata nie było. Wszystko to sprawia, że nie mogę się doczekać kolejnych odcinków i poznać ich tajemnice. Chociaż to oczywiście nie to samo, ale mam przed oczami Twin Peaks Lyncha. Niby piękne i spokojne miasteczko, a coś w nim jest nie tak. Co do rodzinki, którą poznaliśmy w pierwszym odcinku to muszę przyznać, że niezła z nich banda popaprańców, a prym wiedzie oczywiście ojciec z którym Kevin z pewnością będzie mieć sporo zabawy. I mam nadzieję, że spotka go los z przepowiedni, czyli, że stanie mu się coś złego.
Podsumowując ja jestem jak najbardziej na plus. Kompletnie nie rozumiem co się dzieje i zupełnie mi to nie przeszkadza, skoro to dopiero pierwszy odcinek. Jest dziwnie i miało być dziwnie, czyli duch pierwszego sezonu utrzymany. Nie spodziewam się, że na wszystkie moje pytania odpowiedzą już w kolejnym odcinku, ale uchylenie chociaż rąbka tajemnicy byłoby miłe.
Mi brakowało jednego a mianowicie małego "prewiusa" z poprzedniego sezonu, takiej retrospekcji bo nie wszystko pamietalem, tak to jest jak ogląda się milion seriali na raz, co nie zmienia faktu, że pierwszy odcinek był na prawdę dobry.
Drugi odcinek był takim prewiusem, ale to pewnie już wiesz :) Teraz to już pewnie możesz coś powiedzieć o całym drugim sezonie. Coś ogólnego mógłbyś napisać, bez zdradzania szczegółów ośmiu ostatnich odcinków, które dopiero przede mną?
O tak, aktor wcielający się w postać ciemnoskórego ojca nieźle wywiązał się ze swojego zadania. Patrząc na niego czuję coraz silniejszą awersję i niepokój. Mam nadzieję, że Kevin szybko go ustawi.
Myślę, że zmiana miejsca, w którym toczy się akcja, była konieczna w przypadku tego serialu, a przeniesienie jej do takiego właśnie miasteczka, które jest zupełnie innym światem w porównaniu do pierwszego sezonu było najlepszym, co mogło go spotkać. Dobrze też, że zrezygnowano nieco z patetycznego tonu całego obrazu, ilustrując poważne, dramatyczne sceny muzyką bardziej pogodną. Może tylko nie do końca trafiony był pomysł z czołówką, która trochę nie pasuje do charakteru opowieści, choć głównie chodzi tu o piosenkę w niej wykorzystaną. Cieszy mnie za to fakt, że pozostano przy głównym motywie muzycznym, który jest według mnie jedną z najmocniejszych stron tej produkcji.
Mnie już ostatnie odcinki pierwszego sezonu skojarzyły się trochę z twórczością Lyncha, częściowo za sprawą Justina Therouxa, który wystąpił w dwóch jego filmach, choć tam prezentował się ledwie poprawnie, tutaj zaś pokazuje kawał bardzo dobrego aktorstwa.
Ogólnie serial mocno wbił mnie w fotel. Chyba żaden inny dotąd nie zrobił na mnie takiego wrażenia. A pomyśleć, że stało się tak za sprawą tak prostego konceptu. Ciekaw jestem, czy na końcu trzeciego sezonu zostanie cokolwiek wyjaśnione. Z jednej strony chciałbym się dowiedzieć, co stało się z zaginionymi, ale możliwości są chyba tylko dwie, a jeżeli scenarzyści wpadną na jeszcze inny pomysł, to zastanawiam się, czy okaże się on satysfakcjonujący na tyle, by nie zepsuć całości.