Już pogodziłam się z tym co zaserwowało nam BBC ale przez jakiś czas trwania ostatniego
odc miałam nadzieję, że Merlinowi się jednak uda uratować Artura. Zamieszczam więc własną
wersję :P
Nie chciałam pisać w temacie założonym wcześniej przez Carolinę, bo mój pomysł nie spełnia
kilku wymagań - Mordred nie jest dobry, ale wcale go nie przekreślam... oraz nie opisuję walki
Morgany i Merlina - chciałabym, żeby była epicka, ale nie jestem dobra w takich opisach.
Przyjmijmy, że Morgana wyruszyła na poszukiwanie Artura od razu. Sama domyśliła się dokąd
może zmierzać Emrys, w końcu chyba nie od parady jest Najwyższą Kapłanką. Między nią a
Merlinem rozegrała się walka. W ostatniej chwili Merlin sięgnął po miecz Artura i przebił
wiedźmę...
Artur popatrzył na martwą siostrę, leżącą na ziemi a potem na zakrwawiony Eskalibur w dłoni Merlina.
- Wreszcie zaznała spokoju – rzucił pod nosem.
- Nie traćmy czasu – powiedział Merlin, pomagając królowi wstać z ziemi.
Artur jęknął z bólu, dotknął dłonią rany. Na jego rękawicy został ślad krwi.
- Czekaj – rzekł. – Chyba ja już nie dam rady.
- Dasz – upierał się Merlin.
Zaczął prowadzić króla w stronę jeziora. Nie przeszli kilku metrów, kiedy Artur osunął się na ziemię.
- Nie dam rady – powtórzył cicho.
Merlin popatrzył na niego z rozpaczą. Próbował coś wymyślić, przecież nie mógł pozwolić Arturowi umrzeć. Nie tutaj, nie teraz… Nagle coś mu przyszło do głowy. Przyklęknął przy królu.
- Zaczekaj tu, trzymaj się – powiedział. – Zaraz wrócę.
- Nigdzie się nie wybieram – mruknął Artur, przymykały mu się oczy.
Zdążył zobaczyć Merlina biegnącego w stronę niewielkiej polany. Cóż on znowu wymyślił? Nawet nie miał siły by się zastanawiać. Pomyślał, że po tym co się dowiedział o swoim słudze, już nic go nie zdziwi. Nagle usłyszał głos, krzyczący coś w nieznanymi mu języku. Co ten Merlin wyrabiał?
Potem zapadła cisza, przez chwilę nic się nie działo. Arturowi znów zaczęły zamykać się powieki. Ogarniała go coraz większa senność, starał się z nią walczyć, ale rana odbierała mu siły.
Huk jaki sprawił lądowanie smoka, sprawił, że Artur otworzył oczy. Smok. No tak, tego jeszcze nie widział. Co Merlin miał jeszcze w zanadrzu?
- Proszę pomóż, nie miałem innego wyboru jak tylko cię wezwać – powiedział czarodziej. – On umiera.
Smok spojrzał na leżącego króla
- Nie ma dla niego już nadziei – rzekł.
- Jest. A Avalon? Musimy go tam zabrać. Pomóż mi proszę.
- Merlinie, wszystko się już dokonało…
- Nie pozwolę mu umrzeć – czarodziej wszedł smokowi w słowo. – To mój przyjaciel.
Smok pokręcił głową.
- Błagam – Merlin miał łzy w oczach. – Po co były te wszystkie przepowiednie, przecież jest jeszcze tyle do zrobienia…
- Camelot jest bezpieczny. Morgana nie żyje. Dla Albionu rozpoczyna się złota era…
- I ma trwać bez Artura? Nie.
Młody czarodziej znów powiedział coś w niezrozumiałym języku. Ton jego głosu wskazywał, że był to rozkaz. Smok ryknął ze złości.
- Ostatni raz to robisz – powiedziała bestia z gniewem. To zabrzmiało jak groźba.
Merlin spojrzał na niego z powagą.
- Niech tak będzie.
Chwilę potem Artur i Merlin na grzbiecie smoka lecieli w stronę Avalonu. Czarodziej raz po raz sprawdzał puls na szyi tracącego przytomność króla.
W końcu spośród mgieł wyłoniła kamienna wieża. Avalon – cel ich podróży.
- Merlin – szepnął Artur.
- Cicho, wytrzymaj, już nie daleko – poprosił czarodziej.
- Chcę ci coś powiedzieć...
- Nie żegnaj się!
- …coś czego nigdy ci nie mówiłem… dziękuję.
Król zamknął oczy.
Merlin z paniką w oczach po raz setny sprawdził mu puls. Bił, ale coraz słabiej.
Wylądowali na wyspie. Ledwie czarodziej ściągnął Artura z grzbietu smoka, bestia znów poderwała się do lotu.
- Twoje wysiłki i tak któregoś dnia pójdą na marne, Merlinie. Pamiętasz Morganę? Nie można walczyć z tym, co zostało zapisane w przepowiedniach. To i tak się spełni
- Ale jeszcze nie teraz – powiedział czarodziej.
Ostatkiem sił dźwignął nieprzytomnego króla z ziemi. Ruszył w stronę wejścia do wieży. Z prawej strony znajdowały się schody, z lewej wejście do dużej sali. Merlin, choć nigdy tu nie był, dokładnie wiedział, gdzie ma iść. Czuł wokół magię, starą jak ta ziemia i silną jak żadna inna. Ona go prowadziła.
W wielkiej kamiennej sali panował półmrok. Pajęczyny zwisały z sufitu, na podłodze leżał warstwa kurzu.
Merlin położył nieprzytomnego Artura przy ścianie.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę – poprosił przyjaciela.
Sam ruszył na środek sali. Echo jego kroków odbijało się od zimnych, kamiennych ścian. Uniósł się kurz zalegający na podłodze. Merlin zatrzymał się na środku. Dopiero teraz zauważył, że sala ma kształt okręgu.
Wydawało się, że nic się nie dzieje. Panowała martwa cisza, zupełny bezruch. Oko zwykłego śmiertelnika dostrzegało jedynie młodego mężczyznę stojącego samotnie pośrodku ogromnego okręgu. Tymczasem Merlin wiedział, że nie jest sam. Otaczała go pradawna magia i coś jeszcze…
W ciemności zaczęły się pojawiać świetliste postacie. Nie miały określonego kształtu, wyglądały jak chwiejące się na wietrze płomienie.
- Emrys… Wiemy, po co przyszedłeś. Chcesz uratować swojego króla.
- Tak. Wiem, jaką muszę za to cenę zapłacić – powiedział Merlin. – Życie za życie. W zamian za jego ofiaruję swoje.
- Emrysie… Tak wiele chcesz poświęcić?
Chcesz? To pytanie szumiało w uszach Merlina. Oczywiście, że chciał.
- Tak. Życie za życie. Jego za moje.
Świetliste postacie zaczęły stawać się coraz jaśniejsze. Czarodziej musiał przymrużyć oczy. Był przygotowany na śmierć. Czekał tylko aż ona nastąpi, aż wyciągnie po niego ręce…
- Nie – usłyszał głos. – Nie chcemy twojej ofiary.
Myślał, że się przesłyszał.
- Dlaczego? – Wykrztusił.
- Bo twój król Emrysie jeszcze nie umarł. Nie potrzebujemy twojego życia. Możemy go uleczyć, ale o to nie poprosiłeś…
Merlin był zdumiony.
- Proszę – powiedział więc. – Błagam was.
Zapadła cisza. Czarodziej słyszał bicie własnego serca.
- Dobrze. Musimy postawić jednak warunek. Wraz z nim ocalimy i tego, kto ma być jego zgubą.
- Mordred…
- Bo przepowiednie muszą się wypełnić. Nie dziś, lecz w przyszłości… Obiecaj nam, że wtedy znów przyprowadzisz tu Artura Pendragona. Obecny i przyszły król zaśnie na wieki w kamiennym grobowcu. Zbudzi się gdy znów będzie potrzebny.
Mordred. Artur. Zguba. Bo przepowiednie muszą się w końcu wypełnić…
Ale nie dzisiaj. Nie dzisiaj.
- Zgadzam się - powiedział Merlin. W głębi duszy wciąż wierzył, że może uda się coś zmienić w tej przepowiedni, niech tylko zyska trochę czasu.
Światło zgasło. Czarodziej rzucił się biegiem w kierunku Artura. Przyklęknął przy nim. Król oddychał już spokojnie. A po ranie został jedynie zasklepiona blizna.
Do oczu Merlina napłynęły łzy. Usiadł na posadzce i odetchnął z ulgą.
- Dziękuję – rzekł.- Dziękuję.
Wytarł wierzchem dłoni łzy spływające po policzkach. Postawił czuwać, póki Artur się nie obudzi.
Mordred, którego Morgana nie zdążyła pochować, zaczerpnął głośno powietrza. Usiadł na ziemi. Wokół niego leżały trupy. Kruki krążyły nad pobojowiskiem. Młody druid czuł się tak jakby wrócił z długiej podróży…
Merlin otworzył oczy. Było już południe dnia następnego. Spojrzał w stronę miejsca, w którym leżał Artur. Było puste.
Czarodziej zerwał się.
- Arturze! – krzyknął.
Wybiegł z wieży. Zatrzymał się raptownie na widok króla stojącego na brzegu jeziora.
- Teraz powiedz mi jak wrócimy do Camelotu bez koni? Chyba, że znowu masz w zanadrzu jakiegoś smoka. – powiedział Artur.
Odwrócił się do Merlina. Uśmiechał się szeroko. Czarodziej odpowiedział uśmiechem.
- Coś się wymyśli – obiecał. – Dobrze cię widzieć żywego Arturze.
- Tak, zapewne… - przytaknął król zamyślony, patrząc na wieżę. – We śnie słyszałem głos, mówiący, że przepowiednie i tak muszą się wypełnić. Opowiedz mi o wszystkim, Merlinie. Co działo się tam w środku? Co obiecałeś? Zdążyłem się nauczyć, że wszystko ma swoją cenę.
Merlin podszedł do króla i położył mu rękę na ramieniu.
- Opowiem – obiecał. – Ale najpierw musimy wyruszyć w drogę do Camelotu.
Czarodziej za pomocą magii przywołał łódź zacumowaną przy przeciwległym brzegu. Artur wciąż czuł się nieswojo patrząc jak jego sługa używa magii.
Wsiedli do łodzi.
- Merlin, a pomyślałeś może o obiedzie?
- Mówiłeś, że dostanę dwa dni wolnego.
- Ale nie koniecznie dwa najbliższe dni.
Plan był taki – mieli dostać się do najbliżej wioski i tam poprosić o konie. Niestety najbliższa osada była oddalona o dzień drogi. Artur i Merlin mieli dość czasu, aby porozmawiać. Gdy czarodziej zgodnie z obietnicą opowiedział o przepowiedniach, król długo milczał.
- Morgana jest przykładem tego, że przepowiedni nie da się powstrzymać – rzekł w końcu.
- A na ty, na to że można je odsunąć w czasie – zauważył Merlin. – Może zdołamy coś wymyśleć.
Artur patrzył na niego w milczeniu.
- Nie zadręczaj się teraz tym. Tyle już zrobiłeś w przeciągu tych wszystkich lat, dla mnie dla Camelotu. A ja się nawet nie domyślałem…
Merlin tylko się uśmiechnął.
- Teraz masz być ze mną szczery – powiedział król. – Muszę wiedzieć wszystko.
- Jak sobie życzysz – rzekł czarodziej.
Nagle Arturowi coś się przypomniało.
- A ta kobieta, ta czarownica znosząca urok z Ginewry, to…?
- Hm….
- Nie mów, że to też byłeś ty!
- Jeśli mam być szczery…
- Dobra, cofam to – rzekł król. – Nie muszę o wszystkim wiedzieć.
Ginewra obracała w palcach królewską pieczęć.
- Gdzie jesteś Arturze?
Ona wciąż nie traciła nadziei na jego powrót. Wciąż wierzyła, że poczułaby coś gdyby on odszedł. Wiedziałaby… Była pewna, że Merlin zrobi wszystko by mu pomóc. Kto by pomyślał, że Merlin…?
Nagle usłyszała hałas na korytarzu. Ktoś zapukał do jej komnaty.
- Proszę.
W drzwiach pojawiła się służka.
- Pani, proszę spojrzeć za okno. Król wrócił, już jest na dziedzińcu.
- Co…?
Gwen stała przy filarze. Obróciła się i wyjrzała przez okno. On tam był. Cały i zdrowy. Właśnie zeskakiwał z konia i witał się z ludźmi.
Kolana się pod nią ugięły.
- Pani, wszystko dobrze?
- Tak – szepnęła królowa, nie odrywając oczu od męża.
Tak długo wstrzymywane łzy popłynęły jej z oczu.
Sala tronowa była pełna ludzi. W pierwszych rzędach stali Rycerze Okrągłego Stołu oraz Merlin. Król i królowa stali na podwyższeniu. Artur właśnie oznajmiał, że magia wraca do Camelotu, a jego dotychczasowy sługa Merlin zostaje nadwornym magiem i zasiada przy Okrągłym Stole…
I to mi się podoba :D Motyw z Dolmą oczywiście najlepszy ^^ Szkoda że w serialu o tym nie wspomnieli :((
Właśnie takie zakończenie przedstawione przez Ciebie cieszy :) A motyw z Dolmą był jednym z moich ulubionych
To zakończenie jest boskie. Chyba zapomnę o tym, które obejrzałam, a uwierzę w to. Serce mi pękło kiedy Artur umarł, a teraz... Dziękuję!
Mordziu żyje, Merlin jest nadwornym magiem, Artur wie o Dolmie - CUDO!
Najbardziej się cieszę, że Mordziu żyje :D
Gdyby producenci zdecydowali się na taki odcinek, to mieliby potem jeszcze większy poblem z fanami. Bo jeszcze bardziej by się domagali szóstego sezonu. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zaryzykowałby czegoś takiego ;)
Jakby planowali 6 sezon to mogliby tak skończyć.
A mi się nawet to zakończenie które było podobało, fakt smutne bo większość bohaterów poginęła, ale w końcu serial ten jest oparty na legendach arturiańskich, więc nie było innego wyjścia.
Owszem, tutaj masz rację. Każdy, kto zna legendy arturiańskie wie, że tam wcale nie było za wesoło. Problem jest jednak w czymś innym - tam wiele rzeczy zostało niewyjaśnionych w serialu. No i ta scena, gdzie Merlin zbyt łatwo zabił Morganę.
Wiem, przez tyle lat chcieli się pozabijać, a tu pchnął ją mieczem i koniec. Może mogliby się bardziej postarać, ale pamiętajmy, że Morgana nie wiedziała, że Merlin ma miecz wykuty w oddechu smoka, myślała, że jak on ją zrani to nic jej nie będzie.
Ale to było dziwne, w drugim odcinku została raniona sztyletem i prawie umarła a pod koniec sezonu już zwykłe ostrze nic jej nie mogło zrobić. Weszła na jakiś wyższy poziom wtajemniczenia, czy coś? :D
Naprawdę bardzo dobre by było takie zakończenie. A nie to co zaserwowali nam twórcy(tragedia). Brawo.
Takie zakończenie by mnie satysfakcjonowało :) Jeszcze jakby nakręcili 6 sezon o dalszych losach Merthura :) Dla mnie bomba . Ale trzeba się pogodzić,że serial się skończył.
Dziękuję za miłe słowa :) Co do dalszego pisania to raczej nie będzie w najbliższym czasie możliwe z powodu braku czasu, może kiedyś
Ja wyobrażałam sobie wielokrotnie zakończenie tego serialu i choć po ostatnim zwiastunie byłam juz pewna śmierci Artura mała iskierka nadziei płonęła we mnie do ostatnich minut serialu. Jestem taka wściekła i rozczarowana, ale dzieki ci za to zakończenie, bliskie moim wyobrażeniom:-)