Moja własna historyjka
Ojciec Artura ciężko zachorował.Nawet Gaius nie mógł go uzdrowidż.Artur,Merlin,Gwen i Morgana postanowili pojechać do miasta Alfidemi,gdzie leczył najlepszy Medyk w okolicach Camelotu.Po drodze Napadli na nich rabusie.Cała czwórka (ale głównie Artur i Morgana) pokonała ich.Już cieszyli się ze zwycięstwa,już mieli ruszać.Gdz wtem droge zastąpił im szef rabusiów.Wyzwał Artura na pojedynek.Książe pokonał go.Gdy się odwrócił rabuś,ostatkiem sił,sięgnął po kusze i strzelił do Artura.Merlin natychmiast wyciągnął ręke i zawołał "Almersto"!!!Strzała się zatrzymała pare cali przed Arturem.Chłopak spojrzał na swojego sługe.Kazał mu wracać do Camelotu. Gdy wrócił z lekarstwem dla swego ojca,uwięził Merlina w lochu. W czasie kolacji do komnaty Artuta weszła Morgana i trzasnęła go w głowe.Zaczęła na niego wrzeszczeć."Przez nieszkodliwą magie Merlina,chcesz stracić przyjaciela???"-ryknęła "Magia,to magia!Musze go uśmiercić!"-odpowiedział "On ci uratował życie"-powiedziała już nieco ciszej Morgana i wyszła z pokoju. Miała racje. Artur nie chciał zabijać Merlina,ale bał się co by było gdyby Merlin dalej mu służył."A co tam!-powiedział sobie-chce odzyskać najlepszego przyjaciela i świetnego lokaja!" Następnego dnia poszedł uwolnić Merlina. Morgana,Gwen i Gaius już czekali przed lochami.Morgana uśmiechnęła się do Artura,a Gwen przytuliła się do młodego czarodzieja i go pocałowała!