Może i nie jestem dobrą pisarką, ale stwierdziłam że muszę cos zmienić :D
W oddali dało się słyszeć szum jakiegoś niewielkiego strumyka , przez korony drzew na horyzoncie przebijały się długie i soczyste pasma czerwono pomarańczowego światła, zachodzącego słońca. Z drugiej strony obszernej, zielonej polany powoli wschodził malutki okrągły księżyc.
Szedł spokojnie nie zbaczając z wyznaczonej drogi, na niewielkiej, starej, przyszarzałej już z kurzu mapie. Był środek lata, mimo późnej pory słońce nadal mocno prażyło. Na pomarszczonej twarzy i siwej brodzie, odbijały się ostre promienie światła, można było teraz dostrzec jak bardzo jest stary, jak nie wiele czasu mu pozostało. Dlatego też przyspieszył, nie chciał tracić czasu na zachwyt pięknym widokiem natury, której na świecie już tak nie wiele zostało. Wiedział, że musi dojść do celu przed północą.
Po godzinie marszu nagle przystał. Jego serce jakby zamarzło, jakaś niewyobrażalna siła próbowała rozerwać jego czułe wnętrze. Merlin upadł na ziemię, właściwie tylko kilka centymetrów dzieliło go od wielkiej przepaści, ogromnego urwiska, lecz on nie zwracał na to uwagi. Widoki, które mu towarzyszyły przez całą wyprawę nie mogły równać się z czymś tak pięknym. Była wówczas wczesna noc, ale dzięki swoim zdolnością, już nie tak doskonałym jak kiedyś, ale dość silnym potrafił ujrzeć ten najwspanialszy widok w swoim życiu. Może jednak nie… może nie powinienem, jeżeli coś się nie powiedzie… - pomyślał. A widokiem tym było jezioro Avalon.
- Nie! Nie mogę tak myśleć, muszę w siebie uwierzyć. Przecież, wim że mogę tego dokonać. – Powiedział w złości z łzami w oczach.
Spojrzał na zegarek, który pokazywał 22.00. Jednym zwinnym ruchem zerwał się z ciepłej, nagrzanej od słońca ziemi i ruszył przed siebie. Och, mój drogi przyjacielu, gdybyś teraz tu był doradziłbyś, co mam robić, pomógłbyś mi w tej sytuacji….- Rozpaczał starzec. Mimo tylu lat nadal nie wierzył w swoje zdolności i umiejętności. Zginął w strasznych męczarniach, jak mogłem na to pozwolić, Kilgharrah….. Tak mi cię brakuje.. – Łzy cisnęły mu się do gardła, lecz musiał się natychmiast powstrzymać. Cel był już niedaleko, jeszcze tylko kilkanaście minut, jeszcze tylko trochę.
Po niespełna 15 minutach, ujrzał wielki głaz, do którego szybko pobiegł, noc była bardzo jasna, ponieważ była wtedy pełnia. Wychylił się zza głazu i zobaczył kolejną małą skałkę, nieco innych rozmiarów, potem następną, jeszcze jedną i tak można było ich naliczyć koło dziesięciu. Merlin powoli zaczął się oglądać dookoła.
- A, niech mnie… - wyszeptał zdziwiony.
Szybko wyciągnął z kieszeni mapę, prawie ją targając, obróci kilka razy skrawkiem papieru, aż wreszcie ustawił ją do porządku. Tak! To przecież tam Merlin spotykał się
z Kilgharrah, to właśnie tam z nim rozmawiał kiedy został on uwolniony z Camelotu.
Dookoła rozciągała się malutka polanka, a zaraz na jej brzegach ciągnął się wysoki ciemny las rzucając cień na skupisko ogromnych głazów. Były one rozrzucone w bardzo dziwny sposób, nic nie układało się w logiczną całość.
Jeżeli to jest to miejsce, to dlaczego smok mi o tym nie powiedział, dlaczego to przede mną ukrywał, pewnie chciał abym dorósł i stał się jeszcze silniejszy – tak właśnie myśląc, czarodziej coraz bardziej był bliski celu. Upuścił, laskę i energicznym ruchem, nie podobnym do staruszka wyciągnął z plecaka starą książkę. Uklęknął na miękkiej trawie i ja otworzył. Nagle, poczuł jakieś dziwne ciepło, które go ogarnęło, lecz nie zwrócił na to większej uwagi. Po woli przekładał kartki, aż w pewnym momencie znowu poczuł przyjemny wiaterek. Automatycznie upuścił książkę, bo okropnie oparzyła go w palce. Stare kartki z zapiskami i rysunkami zaczęły się coraz szybciej przewijać, jakby wiał jakiś wiatr.
- Stop! - Krzyknął Merlin nie wiedząc, co się dzieje.
Tak też się stało, nagłym hukiem książka zamarła, ale nie zamknęła się. Starzec powolnym ruchem wziął ją do rąk, nie parzyła już. Na stronie, na której stanęło były jakieś dziwne litery, których zwykły człowiek by nie przeczytał. Merlin wypowiedział pierwsze słowo, a zaraz za nim przesunął się wielki kamień, przeczytał całość. Wszystkie kamienie zgromadzone na polanie zaczęły się przesuwać, po chwili jednak wszystko ucichło. Nagle, znowu to samo. Książka zaczęła jak by płonąć i teraz już sama wyrwała się z rąk Merlina. Odezwał się donośny, lecz cichy głos, a litery na stronach zaczęły iskrzyć równomiernie z wypowiadanymi słowami.
- Nie jest rzeczą prostą, to, co chcesz teraz zrobić, młody czarowniku, nie jest też rzeczą to trudną dla ciebie, ale pamiętaj, jeżeli raz przejdziesz przez te drzwi to, kiedy zawrócisz będą one już zamknięte. – I właśnie w tym momencie księga się zamknęła z wielkim trzaskiem.
- Czekaj!... Właśnie teraz cię potrzebuje, nie możesz mnie tak zostawić… - lecz to wszystko było na marne.
Merlin wiedział, kto krył się za tajemniczym głosem, wiedział gdzie się znajduje, po co tam jest i co chce zrobić. To właśnie tam można było tego dokonać, tam gdzie narodził się pierwszy smok. Stary na zewnątrz, ale młody w środku mężczyzna udał się do tajemniczej i niebezpiecznej dziury wyrwanej w ziemi. Tam ujrzał schody, schodził bardzo ostrożnie, aż wreszcie zobaczył światło, które przeraźliwie go oślepiało. Mimo różnych przeciwności fizycznych i psychicznych, szedł nie bojąc się już niczego. Słychać było pod jego butami odskakujące kamienie i łamiące się spróchniałe gałązki jakiś roślin. Twarz przysłaniał ręką aby promienie go nie raziły. W pewnym momencie gwałtownie nim zachwiało, a za razem wstrząsnęło, ale to był tylko stopień przez który prawie by się przewrócił. Mimo tylu przeżytych lat Merlin nadal był chudą niezdarą. Ale nie to było teraz ważne, przed czarodziejem ukazała się wielka jaskienia którą wypełniało światło, już nie takie ostre jak przed chwilą.
To właśnie tam, on to czuł. Stwierdził że musi jeszcze raz wszystko przemyśleć…
Przyszedłem tu po to aby wszystko nareszcie się zmieniło, teraz kiedy już znam prawdę, właśnie dzisiaj, w jedyny taki dzień, dzień śmierci ostatniego smoka, mogę tego dokonać, teraz już wiem że historia nie miała się tak potoczyć, wiem że miało być inaczej, przychodzę tu i mam zamiar tam wrócić, i zmienić całą kolei zdarzeń.- był dumny z siebie że to właśnie on może tego dokonać, a nie ktoś inny.
Zrobił jeden krok i znowu poczuł to miłe ciepło, przymknął lekko oczy i powiedział:
- Chcę wrócić…
Nagle wszędzie zrobiło się ciemno, każdy centymetr kamiennej ściany w jaskini zaczął się urywać najpierw powoli, potem, co raz szybciej. Wreszcie cała sala wirował, tylko nie Merlin, który stał w miejscu niczym słup. Wydał z siebie cichy krzyk i jakby zapadł się pod ziemię.
Znowu strumyk, szum drzew ciepły wiaterek i śpiew ptaków. Dookoła był wszędzie las, wielki ciemny, ale piękny las.
Po woli wstał, czuł się taki silny, młody, był zafascynowany, obrócił się dookoła z zamkniętymi oczami. Cudownie… - pomyślał Merlin. Prawie by zapomniał o najważniejszej teraz dla niego rzecze na świecie. Jednak szybko się ocknął i pobiegł przez las. Przystanął.
- Merlin? – Zapytał jakiś głos
Młody chłopak szybko się obrócił i nie mógł wierzyć własnym oczom.
- Gajusz? – Był uradowany.
Podbiegł jak najszybciej mógł i go uściskał.
- Merlinie, co ty u licha wyprawiasz? Przecież Artur jest w potrzebie, czeka tam na ciebie! – Mówił szybko lecz zdążył mu przerwać jego stary a jakby nowy przyjaciel
- Muszę ci coś powiedzieć – zaczął czarodziej
- Prędko! Będziesz mi mówił w drodze do Artura. – Gajusz był zdenerwowany całą sytuacją
Wtedy właśnie, Merlin opowiedział o wszystkim Gajuszowi. Zaczął od momentu jak zabił Morganę, a skończył na tym jak przeniósł się w czasie do dnia dzisiejszego.
- Niemożliwe…. – Wyszeptał starzec – Artur zginął?
- Tak, ale wiem jak mogę go uratować, zna sposób. W czasach, w których przed chwilą żyłem, został odkryty pewien kwiat. Tak długo studiowałem twoje książki, że doszedłem do wniosku, że ma on właściwości lecznicze, po zmieszaniu go z liśćmi pewnej innej rośliny, stanowi on jedyną w swoim rodzaju miksturę na smoczy oddech[…]
Merlin skończył opowiadać i kazał Gajuszowi udać się po tajemniczy kwiat, który podobno rośnie w okolicach. Nawet by nie zauważył jak doszedł do Artura. Nagle nim wstrząsnęło, nie mógł się ruszyć, nie wiedział, co się z nim dzieje, jego wnętrze wypełniła pustka, a za razem radość że ujrzał najwspanialszą osobę w swoim życiu.
- Arturze…- powiedział drżącym głosem chłopak.
Król tylko obrócił głowę, nic nie mówiąc, ponieważ był to właśnie ten moment kiedy dowiedział się że jego sługa jest czarodziejem. Dlatego też Merlin kontynuował:
- Słuchaj, wiem że to co usłyszałeś jest dla ciebie dziwne, przerażające, jest wielkim zaskoczeniem, ale wiedz że jesteś byłeś i będziesz moim największym przyjacielem. Zrobię wszystko aby przywrócić cię do pełni sił. – na chwile przerwał i się zastanowił – wiedz, że nigdy bym cię nie skrzywdził, i będę cię chronił do końca twojego i mojego życia, nie zwracając uwagi na wszelkie przeciwieństwa…
Kończąc co podszedł i usiadł koło niego zakładając ręce na zgięte kolana. Sam nie wiedział co ma myśleć, był przerażony i smutny.
Siedzieli tak przez dłuższą chwilę w ciszy. W pewnym momencie ręka Artura się podniosła i dotknęła ramienia Merlina.
-Nie chcę abyś się zmieniał, chcę abyś pozostał taki, jaki jesteś, bo właśnie takiego cię potrzebuje… zamilkł na sekundę i zaraz dodał – dziękuję za wszystko co zrobiłeś Merlinie, jesteś najdzielniejszym i najwspanialszym przyjacielem jakiego kiedykolwiek miałem. – Kończąc to uśmiechnął się do niego, a on odwzajemnił gest.
Po godzinie, może trochę później zjawił się Gajusz z przyrządzoną miksturą. Wszystko było prawie gotowe, ale Merlin musiał jeszcze gdzieś iść. Wziął ze sobą miskę z roztworem i poszedł na wielką polanę. Tam przywołał smoka i o wszystkim mu opowiedział. Ku zdziwieniu Merlina, Kilgharrah był zaskoczony, ale zaraz powiedział:
- Jak już Ci kiedyś mówiłem nikt nie może znać swojego przeznaczenia, żądne przepowiednie, nie muszą zostać spełnione, a właśnie ta historia najwidoczniej musi kończyć się inaczej niż jest to przepowiedziane. – Powiedział smok i dmuchnął ogniem na patyki leżące obok młodego czarodzieja.
Jeszcze tylko jedno – pomyślał Merlin i wypowiedział pewne zaklęcie kładąc miskę na ogniu. Tak właśnie miało to wyglądać, smoczym ogniem umierał i smoczym ogniem można go uratować.
Szybko popędził do swoich przyjaciół i podał Arturowi miksturę.
- Już nie musimy nigdzie iść, mogę Cię teraz uratować – powiedział chłopak.
Kiedy Artur pił to „coś” bardzo się krzywił, ale po niespełna około 15 minutach wrócił do sił.
-Dziękuję jeszcze raz Merlinie – teraz już stojąc na własnych nogach, Artur uściskał Merlina. – sprawię że teraz będzie możliwe i robienie tego co robisz w moim królestwie.
Oboje się roześmiali i podążyli wraz z Gajuszem w kierunku zostawionych koni.
Jeej, podoba mi się!
Na początku- piękne opisy, później- intrygujące, bardzo ciekawe zdarzenia i w końcu- szczęśliwe zakończenie!! Lubię to! ;D
Zamierzasz pisać dalszy ciąg?
właśnie się zastanawiam. Może byście podrzuciły jakieś pomysły na poszczególne wątki? :)