Nie wiem co jest w tym serialu, że mimo iż znacznie odbiega od wszelkiej wersji literackiej, to tak bardzo chwyta za serce. Z przyjemnością obejrzałam dwa sezony i tak jak wielu z niecierpliwością oczekuję kolejnych (bo mam nadzieję, że na trzech się nie skończy). Ciekawi mnie rozwój wypadków i dalsze losy bohaterów. W pierwotnej wersji (Geoffrey'a z Monmouth z XII w.) Morganle Fay była szlachetną czarodziejką. Jedną z 12 sióstr, która rządziła magicznym królestwem. To ona leczyła rannego Artura na czarodziejskiej wyspie Avalon. W jednej wersji była jego przyrodnią siostrą w innej nie. Co zaś się tyczy obłudnego i podstępnego Mordreda, to również wersje są różne. Jedna legenda mówi, że był kuzynem Artura zakochanym w Ginewrze. Inna, że jego nieślubnym synem. Jak widać same wersje literackie rozwijały się w miarę rozpowszechnienia tej opowieści w Europie. Może czas poznać inną wersję. Może teraz, bądź co bądź początkowo dobra, Margana zostanie "nawrócona" przez Merlina, a ten (według mnie) podły i zarozumiały Lacelot nie zdradzi przyjaciela, któremu zawdzięczał życie i "posadę" rycerza. No i Ginewra przejrzy na oczy mając u boku prawdziwego księcia z bajki i nie będzie się uganiać za tchórzliwym pastuchem (Lancelotem). Jak nie emocjonować się tą historią, gdy jej ciąg dalszy owiany jest tajemnicą? Ja umieram z ciekawości. ;) Jedno jest pewne. Nikt nie przewidzi dalszego ciągu. I to w tym wszystkim jest piękne.