Hej. Już po tytule wiecie co to będzie. Mam nadzieję,że się spodoba :)
Mój XIII odcinek i epilog :P
Artur biegł, zabijając wrogów. Jak dotąd nie był ranny, i nie natrafił na jakiegoś groźnego przeciwnika.
Martwił się o swoich towarzyszy, ale wiedział, że musi walczyć. Dla Camelotu.
W tym czasie Merlin rozmawiał ze swoim ojcem w Kryształowej Grocie (rozmowa identyczna jak
oryginalnym odcinku). Gdy wyszedł z jaskini, był w swojej postaci. Zrozumiał, że to czas, by się ujawnić.
Biegł przez las, w stronę bitwy, modląc się, żeby zdążyć, zanim Arturowi coś się stanie. W końcu dotarł.
Patrzył ze wzgórza, szukając wzrokiem króla i w końcu go znalazł. Nie wyglądał na rannego. Nagle
zobaczył coś, co sprawiło, że prawie stanęło mu serce - Mordred biegł w kierunku Artura, który go nie
widział. Czarodziej zbiegł ze wzgórza jak szalony, ale Mordred dobiegł pierwszy do Artura, który wreszcie
go zauważył. Król zaczął walczyć, gdy jakaś potworna siła odrzuciła go do tyłu. To Morgana z drwiącym
uśmiechem szła do Artura, unosząc rękę, by zadać śmiertelne zaklęcie. W Merlinie zawrzała wściekłość.
- Łapy precz, Morgana! - krzyknął.
- Niemożliwe... - szepnęła kobieta, gdy zobaczyła Merlina.
- Merlin, co ty tu robisz? - zdziwił się Artur - Uciekaj!
- Zaufaj mi, Arturze - powiedział Merlin.
- No, no, no, jestem pełna podziwu - jadowicie skomentowała Morgana- Ale zobaczysz główny punkt
programu! Mordredzie, zabij Artura!
- Z przyjemnością, moja pani - odpowiedział Mordred i wyciągnął ręke. To samo zrobił Merlin i jednym jej
ruchem odrzucił Mordreda. Później wypowiedział zaklęcie i zanim Morgana zdążyła coś zrobić, Mordred
był już martwy.
- NIE!!!!! - wrzasnęła Morgana i posłała w stronę Merlina zabójczy ogien. który ten z łatwością usunął, w
zamian posyłając małe tornado. Kapłanka została odrzucona parę metrów w tył, ale szybko się pozbierała,
szepcząc jakieś zaklęcie nieznane Merlinowi. Ten po sekundzie poczuł, że wszystkie siły go opuściły i upadł
na kolana. Zaczął się dusić. I tak jak się nagle zaczęło, nagle ustało. Merlin wstał i patrzył zdziwiony na
Morganę, której twarz wykrzywił dziwny grymas. Powoli osunęła się na ziemię. Za nią stał Artur z
Excaliburem w dłoni, umazanym krwią Morgany.
- A...Artur - szepnął Merlin - Ja...ja przepraszam, że nic ci nie powiedziałem. Ja...
- Nie tłumacz się - powiedział Artur. W jego głosie Merlin usłyszał wielkie zmęczenie, smutek i szorstkość.
- Arturze?
- Milcz! - wrzasnął król
- Arturze, wybacz mi... - powiedział ze łzami w oczach Merlin, walcząc z duszącym go szlochem.
- Nie chcę cię słuchać. Muszę...muszę to przemyśleć. Musimy znaleźć pozostałych. Chodź.
Poszli ścieżką, mijając nielicznych już zwolenników Morgany, uciekających w popłochu. Nie mieli sił ich
gonić. Merlina dopadały czarne myśli. Mijali wielu martwych rycerzy Camelotu. Nie było jednak śladu
Gwaine'a (który tu nie poszedł z Perciwalem szukać Morgany, tylko walczył w bitwie), Perciwala lub
Leona. Znaleźli paru żywych rycerzy z Camelotu, którzy szli teraz z nimi. I nagle przed nimi wyrósł Perciwal
z rannym Gwainem na rękach.
- Co z nim? - spytał Artur
- Przeżyje - odpowiedział Perciwal - Widziałem go w gorszych sytuacjach. Co z Morganą i Mordredem?
- Nie żyją - powiedział krótko Artur - Gdzie Leon?
- Dobija tych od Morgany. Powinien być gdzieś tu.
I faktycznie, zaraz z bitewnego pyłu wynurzył się Leon z krwawiącą ręką i paroma zadrapaniami na twarzy.
- Panie! - wykrzyknął - Żyjesz!
- Jak widzisz - uśmiechnął się król.
Następnego dnia:
Artur długo myślał o wczorajszych wydarzeniach, w szczególności o sekrecie Merlina. Jak on mógł mnie
tak okłamywać? Ale w końcu uratował mi życie... Co nie zmienia faktu, żejest czarodziejem...
- Arturze - odezwała się Ginewra.
- Tak?
- Merlin czeka na korytarzu. Chce cię widzieć.
- Merlin?
- Yhm. Czy coś się stało? Czemu on tu sam nie przyszedł, tylko prosił mnie żeby ci to przekazać? I
dlaczego wyglądał na takiego smutnego?
- Wyjaśnię ci potem, kochanie. Nie zapomnij,że potem rada.
- Wiem. Dzisiejszy patrol przywiózł kolejne ciała. To już chyba ostatnie. Są wsród nich ciała Mordeda i
Morgany.
- Aha. Dobra idę do... niego - Artur ruchem głowy wskazał drzwi i wyszedł z komnaty.
Merlin czekał na niego. Był bardzo zdenerwowany. Poprosił Ginewrę o przekazanie Arturowi, że chce go
widzieć, w razie gdyby król nie chciał go widzieć.
- Arturze... Ja naprawde przepraszam, że ci nie powiedziałem. Przykro mi, że musiałeś się dowiedziec w
taki sposób.
- Ale dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?
- Bałem się. Nie wiedziałem co zrobisz.
- Rozumiem. Długo nad tym myślałem i doszedłem do wniosku,że magia wcale nie musi być zła. Przecież ty
nigdy nie zrobiłeś nic złego. Dowiodłeś, że pragniesz dobra. Wybaczam ci. Ogłoszę, że magia powraca do
Camelotu, pod warunkiem, że będzie wykorzystywana do dobrych celów. I nie szczerz się tak Merlinie, bo
ci zęby powypadają.
Nie było to ostrzeżenie bez podstaw, bo Merlin miał uśmiech od ucha. W końcu nie wytrzymał i się
roześmiał.
- Nie wiem co powiedzieć. Dziękuję! - krzyknąl Merlin z ulgą
- To ja dziękuję. Chodż teraz do Gwen, pokażemy jej, co umiesz. Podczas rady ogłoszę nowiny.
Artur dotrzymał słowa. Ginewra była zaskoczona, lecz nie miała żalu do Merlina. Król ogłosił, że magia
powraca do Królestwa. Merlin został mianowany Królewskim Magiem i Doradcą. Po bitwie okazało się,
że wielu poległo za Camelot. Każdy osobno został uroczyście pożegnany. Ciała Mordreda i Morgany
zostały pochowane w lesie. Artur kazał jednak wznieść im groby.
- To, jaki stał się Mordred, wynikało po części z mojej winy i bardzo tego żałuję. Morgana zaś była moją
przyrodnią siostrą. Im obydwóm należą się groby.
Resztka zwolenników Morgany poddała się. W Królestwie zapanował pokój i dobrobyt. W tydzień po
zakończeniu bitwy Gwen oznajmiła, że spodziewa się dziecka. Na dworze zapanowała radość. Wszystko
było dobrze.
13 lat później:
- Sophia - powiedział Artur - daj już spokój Merlinowi!
- Ale tato patrz, jakie fajne płomyki wyczarował! - krzyknęła podekscytowana dziewczynka.
- No,jestem pod wrażeniem, muszę jednak porozmawiać z Merlinem. Idź się pobawić z Geofreyem. -
powiedział król.
- Dobrze, tato - odparła dziewczynka i pobiegła do swojego młodszego brata.
- O co chodzi? - spytał Merlin
- O nic, po prostu Sophia siedzi już u Ciebie 2 godziny.
- Racja, szczerze mówiąc jestem wykończony.
- Zwłaszcza, że masz własne dzieci.
- Staram wyręczać Tessę, ale gdy ja opanowuję moc Willa, ktoś musi się zajmować Freyą.
- No właśnie, Freya ma jakieś moce? - spytał Artur
- Jest jeszcze mała, ale Will w jej wieku już potrafił coś zrobić za pomocą magii, a ona nie. Być może to
się jeszcze ujawni, ale pewnie jej dar nie jest wrodzony. Ale nie przeszkadza mi to.
- Nie dziwię się - roześmiał się Artur - pamiętam jaki miałeś bałagan, gdy Will rozrabiał.
Merlin również się zaśmiał. Patrzyli przez chwilę na bawiące się dzieci. Czarodziej mieszkał teraz z rodziną w królewskich komnatach. Merlin zajmował w końcu wysokie stanowisko, jednak gdy przeprowadzał się od Gajusza, było mu bardzo ciężko. Staruszek miał się bardzo dobrze, nadal był medykiem. Merlin odwiedzał go jak najczęściej mógł. Nadal traktowali się jak ojciec i syn.
- Pamiętaj, że potem mamy radę - powiedział Artur - Ja muszę iść, przed radą zorganizowałem ćwiczenia z rycerzami. Do zobaczenia, Merlinie!
- Do zobaczenia - odpowiedział Merlin.
troche takie naciągane i nieprawdopodobne zeby Artur tak szybko podjął decyzje takie ale spoko :)
Naiwne do bólu. Morgana i Mordred zginęli i już wszystko jest dobrze. Wystarczyło, że głupi Artur zniósł zakaz i już wszyscy czarownicy zapomnieli, że łajdacy z Camelotu mordowali ich przez 30 lat. Ale skoro Merlin miał w d..., że jego rodacy giną to oni pewnie też mieli gdzieś swoje zamordowane rodziny i przyjaciół.
jak Merlin miał gdzieś ze jego rodacy ginęli? Przecież było mu ciężko ale wierzył, ze Artur zmieni to i nastanie nowa era - czas Albionu. A propos opowiadania - no cóż, na pewno nie jest idealne, ale nawet jeżeli w tak ,,naiwny sposób" to i tak chciałabym, żeby wszystko tak się skończyło - ale akcja mogłaby by się wtedy bardziej rozkręcić. Ja po prostu nie chciałam robić jakiejś długiej powieści, zwłaszcza ze nigdy wcześniej nie robiłam czegoś w tym, stylu :P
O tak. Z pewnością było mu bardzo ciężko. Założę się, że nie mógł spać po nocach. To dlatego ciągle urządzał sobie miłe pogawędki i żarciki z Arturem, choć z jego tłustych łap ciągle spływała niewinna krew. Najchętniej poszedłby z nim pod spaloną tęczę w Warszawie. Dla niego liczyło się tylko tłuste d...o Artura i brzydka gęba Gwen. Ich ratował bez przerwy. Za to kiedy jego rodacy umierali na stosie albo na pieńku to palcem nie kiwnął. Stary zdrajca Gajusz wmówił mu, że Uther go zabije, jeśli dowie się o jego mocach. Dlatego najpotężniejszy czarownik w historii płaszczył się i poniżał przed tyranem, którego mógł zabić jednym zaklęciem.
W końcu najlepszy sposób na uratowanie rodaków to sztuczne utrzymywanie przy życiu starego łajdaka Uthera, który dla przyjemności morduje niewinnych i śpi ze wszystkim co ma dwie nogi. Przecież ktoś musiał wiecznie pomagać biednemu Artusiowi. Tatuś musiał go podcierać, bo sam nie potrafił tego zrobić.
Jak to niby sobie wyobrażasz? Artuś łaskawie zmieni zbrodnicze prawo i pozwoli im żyć. I co wtedy? Ludzie, których on i jego wspaniały ojczulek zamordowali przez 30 lat zmartwychwstaną i wszystko będzie cacy? Oczywiście ani Artur, ani żaden z rycerzy nie odpowie za swoje zbrodnie. Już Merlin o to zadba.