Plejada doborowej (moim skromnym zdaniem) obsady daje według mnie sporą nadzieję na kontynuację. Sam tytuł: "Przygody Merlina" wszak wskazuje, że to jednak opowieść o Merlinie, a nie - jedynie jego młodości. Każdy, kto słyszał kiedykolwiek to imię, kojarzył je zazwyczaj ze starcem - słynnym, legendarnym czarodziejem, mocno podstarzałym. Uważam, że wielkim nierozsądkiem byłoby ze strony twórców, gdy nie powrócili do tego serialu i tych postaci, kontynuując ich dzieje. Mają wszak rzesze fanów. :)
Swoją drogą, ja nazwałabym serial" Merlin - na przekór legendzie" i... pokazywałabym w nim rozmaite rzeczy. :)
Kontynuując myśl - stworzyłabym serial, w którym każdy odcinek to jasne sprecyzowanie dla widza, kto jest dobry, a kto zły; oczywiście czary i magia mogą zmieniać to i owo, wszak to film o magii!, lecz na zakończenie każdego odcinka wszystko wraca do normy i nadal pozytywni są pozytywnymi, a ich przeciwnicy pozostają wrogami. Nieco przeszkadza mi w sezonie 5 ciągnący się przez kilka odcinków i wciąż niedokańczany wątek negatywnej Gwen. Ja głównych bohaterów czołówki uczyniłabym jednak mimo wszystko pozytywnymi, zaś ich wrogami byliby jedynie nowi, pojawiający się gościnnie (w każdym odcinku inni) bohaterowie, będący czarodziejami, sąsiadami, duchami przeszłości, dziwacznymi stworami, przypadkowymi gośćmi. Merlin absolutnie zasługuje na znalezienie miłości życia, także Artur i Morgana powinni na koniec całej serii być szczęśliwymi, kochającymi i kochanymi władcami, może np. rządzącymi wspólnie, jako rodzeństwo? W końcu serial w wielu kwestiach już tak znacznie odbiegł od powszechnie znanej (zresztą - także mocno zróżnicowanej) legendy, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby stało się tak i w innych przypadkach.
Skoro - jak zapowiada zawsze czołówka - "losy całego królestwa mają spoczywać na barkach Merlina" - niechże tak będzie do końca! - niech stanie się rzeczywiście najpotężniejszym czarodziejem wszechczasów, nie mającym sobie równych i nie obawiającym się nikogo ani niczego, nie uciekającym wciąż ze strachem przed innymi; niech dożyje wraz z Arturem kilkudziesięciu lat, niech skutecznie odpiera ataki złych duchów i wpiera swego króla na chwalę jego i jego państwa. :)
Dlatego ja bym właśnie zmieniła wiele od samego początku. Jednakże i w tej sytuacji można "poczarować" nieco, przywracając do życia co ciekawszych bohaterów. ;) Pozdrawiam. :)
Moja propozycja diametralnej zmiany scenariusza dotyczyłaby już pierwszego odcinka. Podczas zamachu Artur wybudzałby się najdłużej, dlatego też ratowaliby go jednocześnie, próbując popchnąć i zrzucić na podłogę, i Merlin, i król. W rezultacie Artur rzeczywiście upadłby, lecz na jego miejscu znalazłby się jego ojciec, którego sztylet ugodziłby w okolicę serca. Będąc przekonanym, że umiera, przekazałby na łożu śmierci tron zarówno Arturowi, jak i Morganie, ujawniając wszystkim, że to jego córka i że jego wolą jest, aby dzieci podzieliły się władzą sprawiedliwie, rządząc wspólnie. Artur, nie mogąc przeboleć faktu, że ukochany ojciec umiera, bo ratował jego życie, ogłosiłby, że szuka ratunku dla Uthera, a temu, kto go uzdrowi, w dowolny - byle skuteczny - sposób (dając tym samym przyzwolenie na użycie magii), spełni, co tylko zechce. Merlin podejmie się tego, uleczy umierającego króla i w zamian zażąda pozwolenia na swobodne używanie w całym państwie magii w dobrych celach. Morgana oczywiście będzie ZA, Artur także honorowo spełni to żądanie i wydadzą wspólnie dekret - ich pierwszy wspólny dokument jako rządzących tym krajem. Uther będzie odtąd tylko "królem na emeryturze", natomiast poszczególne odcinki będą opierały się na wzajemnych rządach obojga rodzeństwa, odpieraniu wrogów, zwalczaniu magii złej. Tu można wiele odcinków pierwszych sezonów powtórzyć z drobnymi jedynie korektami. Smok zostanie oswobodzony i będzie wiernie przez długie lata służył Arturowi i Merlinowi, a biały smok - Morganie. Wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie, zaś oboje królowie doczekają się małżeństw oraz dzieci - następców tronu.