Nie oglądałem całego serialu, ale moja koleżanka mi kiedyś puściła fragmenty. Między innymi ten, w którym ksiądz przy dziewczynce cytuje jakieś opowiadanie o ptaku ciernistych krzewów, że cierń wbija mu się w serce, coś że ten ptak śpiewa, ale ni może przestać, mimo że to przybliża go do śmierci.
I już przy samych tych fragmentach chciało mi się wymiotować. Jak widziałem te sceny, gdy ksiądz zaleca się do małolaty.... Błeeee... A mówić, że miałbym spróbować to obejrzeć.... A już jakbym takie rzeczy w prawdziwym życiu zobaczył, to nie wiem co.
Nie jestem w stanie pojąć, co takiego pięknego ludzie widzą w tej historii, dlaczego w kontekście tych rzeczy jest aż tyle głosów zachwytu. Te rozentuzjazmowane panie chyba inaczej by na to spojrzały, gdyby to do ich córek się łasił duchowny... czy nawet niekoniecznie duchowny, ot, jakiś facet w wieku 30-40 lat.
Oglądałeś tylko fragmenty i na ich podstawie wyciągasz niewłaściwe wnioski. Ksiądź Ralph okazywał zainteresowanie Meggie w całkowicie przyjacielski sposób. Meggie była bardzo zaniedbywanym dzieckiem, zwłaszcza przez matkę, np. to Ralph tłumaczył jej na czym polega menstruacja, kiedy Meggie zamartwiała się że umiera na raka, gdyż co miesiąc boli ją brzuch i leci z niej krew. Najpierw było współczucie dla zaniedbanego dziecka, przyjaźń, potem miłość platoniczna, a fizyczna dopiero po latach, kiedy Meggie miała już swojego męża i jedno dziecko. I to Meggie np. pierwsza całowała księdza, a nie on ją. Zresztą te pocałunki były bardzo niewinne z jej strony, gdyż nie była świadoma, co może zdarzyć się dalej.
Dziękuję za Twoją wypowiedź, i za to, że mi powiedziałaś, że się mylę. Może teraz, po tym, jak wiem, że nie jest taki ohydny, jak sądziłem, może go kiedyś nawet obejrzę.
Nie wiem, co masz na myśli zadając to pytanie...
Jest tak samo ni z gruchy, ni z pietruchy, jak pytanie "A Twoim zdaniem psy powinny szczotkować zęby?".