Pierwszy odcinek nie był szczególnie ciekawy i jeszcze pozbyli się najciekawszej postaci, obok Raya w serialu... Mówię sobie - zapowiada się rozczarowujący sezon. Ale to jak fenomenalnie zbudowali drugi odcinek, nie mam pytań. Wszystko szło standardowo, powoli, jak po nitce, aż tu nagle... Ktoś puka do drzwi, Ray otwiera, pojawia się Mickey, dostaje prostego na twarz. THE END. Nie mogłem przestać się śmiać. ;D Cudo! Ten serial wciąż ma to COŚ i potrafi zaskoczyć w najmniej spodziewanych momentach. :)
Zgadzam się,ostatnia scena 2 odc,7 sezonu mistrzostwo.Pięknie zapijaczony Ray przywitał ojca na dzień dobry :D