Obejrzałem cały serial i cóż... czuje, że godziny spędzone wraz z Rayem i innymi, zwłaszcza w późniejszych sezonach nie zostały spędzone tak dobrze, jakby się mogło wydawać.

Na samym początku czuć było cieżar czynów, które były dokonywane w serialu. Jeśli ktoś coś schrzanił, to konsekwencje wracały do tej osoby ze zdwojoną siłą i to Ray właśnie musiał wszystko odkręcać. Podobały mi się też relacje pomiędzy postaciami, zwłaszcza pomiędzy głównym bohaterem, a członkami jego rodziny.

Z czasem twórcy jednak chyba zapomnieli o tym ,co błyszczało w tym serialu i swoją uwagę zaczęli skupiać na innych rzeczach. Nie było by w tym co prawda nic złego, gdyby nie to, że serial zaczął tracić na logice. Pewne wątki były ucinane, a niektóre kończone w sposób bardzo absurdalny (np. rosyjska mafia w 4 sezonie).

Pewnym światełkiem w tunelu był sezon 6. Zmiana lokalizacji i rozwinięcie wątku Bridget dało trochę powiewu świeżości do całej historii. Niestety na nic to się zdało w porównaniu z ostatnimi odcinkami. Ciężko nie odnieść wrażenia, że w planach był co najmniej jeszcze jeden sezon. Finał Raya Donovana był... nijaki? Odnoszę wrażenie, że takowego w zasadzie w ogóle nie było.