Cieszę się, że tak skończyła się jego historia. Był najbardziej ludzki ze wszystkich postaci i jako jedyny nie gonił ślepo za fałszywymi ideami. W scenie walki z Jemosem nos miałem prawie przy ekranie, kibicując mu i przysięgając sobie, że jeśli zginie, przestaję oglądać serial i daję 3/10. A Tytus to goals i największa hotuwa serialu, przyjemnie się oglądało zarówno jego, jak i jego kreacje, choć oczywiście nie pałam sympatią do samej postaci. Propsy dla aktorki grającej Ilyę, nie miałem pojęcia, że człowiek jest w stanie robić takie miny, nie będąc realnie szalonym. Wiało grozą. Nawet Jack Nicholson nie wzbudził we mnie takich odczuć, grając psycholi. 7.5/10, były różne momenty. Czasami robiło się przydługo i ciężko, ale sam klimat cudny. Jak na niskobudżetową produkcję wyszło świetnie.