Serial bardzo mi się podobał.
We włoskich mediach przebijały się oskarżenia, że promuje prostytucję, z czym akurat spokojnie byłbym się w stanie się zgodzić. O polskim "Sponsoringu" można zresztą powiedzieć coś podobnego, z tym, że ów film był moim zdaniem mocno jałowy. Dość mało prawdopodobne wydaje mi się to, że żadnej z rzymskich dziewcząt nie przydarzył się nawet jeden przypadek, w którym, ujmując rzecz kolokwialnie, poczułyby się mocno nieswojo. Być może z przesadną awersją i lękliwością wyobrażam sobie ten model zarobkowania, ale oczywiste wydaje mi się, że jeden na kilku klientów powinien sprawiać wrażenie mocno niebezpiecznego, nieskoordynowanego psychicznie albo po prostu przejawiać jakieś wysublimowane żądania, których spełnianie mogło być dla którejś z bohaterek kłopotliwe, bolesne czy wręcz przerażające. A tu tylko sympatyczni, dobrze ubrani dżentelmeni w oszałamiająco pięknych wnętrzach. ;)
Nie rozumiem opinii o nielogiczności scenariusza. Mnie wszystko wydawało się zrozumiałe i wyjaśnialne, może poza wzmiankowanymi wyżej aspektami niezwykłej łagodności całego tego środowiska. Spodziewałem się jakichś mechanizmów wielopiętrowego zastraszania, przemocy, nierzetelnych rozliczeń, spiralnych uwikłań psychologicznych, a tu każda dziewka szczodrze obsypywana pieniędzmi, radośnie wraca po kolejne ekstatyczne chwile uniesienia, znacznie więcej smutku i przykrości doznając ze strony przyjaciół i rodziny.
Podobało mi się ciekawe zarysowanie postaci pod względem psychologicznym, ukazanie ich problemów i świata w którym funkcjonują. Interesujące były przerywniki muzyczne, które w jakże wielu filmach nużą bądź irytują. Tutaj umiejętnie podkreślały zarówno emocje jak i wydarzenia, pozwalały na kontemplację i pełniejsze przeżywanie. Komunikaty smsowe również przedstawiono we właściwy sposób. W wielu innych filmach wydają mi się jakieś wymuszone i utrudniające odbiór.
Poszczególne postaci poprowadzono dość przekonująco. Podobało mi się wrzucenie na jeden z pierwszych planów Camilli która, skrojona pod przyjaciółkę, swoiście balansuje nieco z dala od głównych wątków. Każde z rodziców w dość przekonujący dla mnie sposób pełni swoją rolę, skupiając się na aspektach, które w oczywisty sposób nie dają szczęścia progeniturze, ale wprawiają ich w poczucie właściwie spełnionego obowiązku. Bodaj jedyną osobą, która usiłuje szczerze porozmawiać z jednym z uczniów jest jego babcia i serial całkiem trafnie pokazuje, że nie jest to bynajmniej łatwe zadanie. Wątek homoseksualny wydaje mi się być podyktowany raczej względami "poprawnościowymi", ale akurat w tym serialu nie jest on jakoś przesadnie naiwny i ukwiecony, jak bywa to w wielu innych.
Postać Chiary wydaje mi się być dobrana i poprowadzona bardzo przekonująco. Jej perspektywy, rozterki i dążności stanowią niejako trzon całego serialu, mając doskonałe uzupełnienie w jakże odmiennej wizualnie, charakterologicznie i rodzinnie osobie Ludoviki. Mam wrażenie, że obie te aktorki w różny, ale jednocześnie dający się pojąć i przeżywać sposób prezentowały poczynania swoich postaci - ich chybotliwość, bóle, pokusy i wątpliwości. Bodaj tylko osoba Damiano wydawała mi się nienajlepiej obsadzona. To w porządku, że sprawiał wrażenie zamkniętego w sobie i nieprzystającego do "bogatych domów", ale jak dla mnie ten chłopak cały czas "jechał na tej samej minie" - czy to w chwilach smutku bądź strachu czy w momentach upojnych albo w zwykły, szary dzień. Myślę, że znacznie lepiej w takiej fabule sprawdziłby się aktor, który potrafi ukazać chwile bitności, cwaniactwa, ale też niepewności, trwogi, smutku, złości, ekstazy, szczęścia etc.
Gdyby wykreślić z serialu dość bajkowo i naiwnie poprowadzony wątek seksualnych doświadczeń obu dziewcząt, w dalszym ciągu byłby on dla mnie atrakcyjny i wciągający. To duża wartość, bo nazbyt wiele widziałem już filmów z aspiracjami do kina ambitnego, w których całe tło psychologiczne i obyczajowe potraktowano po macoszemu. Albo więc widz zmuszony był domyślać się przeżyć i motywacji głównych bohaterów, wszystko sczytując z ich cierpiętniczych twarzy i długich szarych scen albo też przyglądał się banalnemu wątkowi z jasnym morałem, wydatnie zarysowanym fluoryzującym flamastrem.
Tu zaś wnioski każdy musi wyprowadzić sobie sam, czego twórcy zanadto nie ułatwiają i ja postrzegam to jako walor serialu. Nikt nie zniszczył sobie życia, nie było jakichś wielkich majątkowych tragedii, przerażających gwałtów, morderstw i mrożących krew w żyłach sytuacji. Coś się wydarzyło, ale życie wciąż jakoś płynie. Wszystko jeszcze może się wydarzyć - i w złym i w dobrym sensie. "Rzymskie dziewczyny" to sympatyczna, wciągająca, dobrze zrealizowana obyczajówka. Jeśli ktoś nałogowo chadza na filmy Patryka Vegi albo oczekuje klimatu rodem ze "Ślepnąc od świateł" może się srodze zawieść.