Są elementy narracji znane z komiksu, ale Sandmana w filmie brak. Brak tej crowleyowskiej ironii, dzięki której Sandman był komiksowym odpowiednikiem filmów Lyncha. Ani śladu postmodernizmu przełomu lat 80/90, a także elementów kontrkultury - wszyscy w serialu są posłuszni hierarchii i pradawnemu ustrojowi bajek o królach i rycerzach, estetyka jest pałacykowa, potterowsko-disneyowska - wszystkie okna są pięknie umyte i błyszczą się pięknie dębowe stoliki. Muzyka jest tanim, symfonicznym gniotkiem, chociaż Sandman należy do XX wieku i powinna zaistnieć w nim muzyka naszych czasów. Cóż by to było, gdyby robili Sandmana w latach 90? "The Cure" w Sandmanie! Sandman z Netflixa jest połączeniem tych wszystkich elementów "Sabriny" i "Harrego Pottera", które algorytm wskazał jako przynoszące najłatwiejszy zysk. To po prostu układ już gotowych elementów.