Kiedy skończyłem oglądać przedostatni odcinek miałem w głowie z dwadzieścia scenariuszy jak mogło się wszystko potoczyć w odcinku finałowym. I wszystko potoczyło się jak w oskryptowanej taniej grze, jak w najtypowszej amerykańskiej produkcji, cliche za cliche. Dodatkowo postacie zachowujące się jak nie one, np. Azi rezygnująca z walki o jakąkolwiek możliwość ucieczki z planety po usłyszeniu "ale z z zimną krwią zabijesz mnie przy dziecku??". Dodatkowo wypowiedziane przez Chris, czyli szefową szefującą wszystkim, przed którą każdy dookoła czuje autorytet, niepodparty tak naprawdę niczym poza tym "Mistycznym chłodem" wykopka co się naoglądał liveleak'a. Główny zły, czyli ta szaroczarna istotka, która na początku serialu musiała jeść kilkanaście istot dziennie, żeby rosnąć i przeżyć, pod koniec nie je w zasadzie wcale, głównych bohaterów doprowadza na skraj śmierci i zostawia (solidny plot armor). Ma przecież umiejętność telekinezy, ale wykorzystuje je wyłącznie wtedy kiedy jest to wygodne dla fabuły. Służy w zasadzie za narzędzie narracyjne, żeby akcja nie toczyła się po myśli bohaterów i to nie w sposób, który ma dla widza sens, tylko pojawia się w najbardziej losowych momentach tam gdzie trzeba, żeby nagle narobić bigosu.

Poza tym serial naprawdę dobry pod kątem pomysłu i realizacji flory i fauny przedstawionej planety, dialogi postaci, muzyka, scenografia, postaci takie jak Ursula i Sam też względnie konsekwentnie poprowadzone, poza dziecinnymi sprzeczkami opartymi o nieporozumienia niemającymi żadnego wpływu na fabułę.