Po obejrzeniu pierwszych odcinków myślałam: "winny". Zastanawiało mnie dlaczego ciało znaleziono nadal w pół leżące na schodach? Przecież (tak mi się wydaje) pierwszym odruchem kochającej osoby jest położenie rannej osoby i rozpoczęcie resuscytacji hmm... Poza tym na koszulce nie było śladów, więc kolejny dowód, że nie starał się ratować żony - choćby zatamować koszulką krwawienia. Ok, są ludzie, którzy różnie przeżywają szok, ale chyba ukochaną osobę starają się ratować? Kolejna myśl: tyle krwi i rozcięć głowy z upadku? Ja bym jako mąż szukała po domu czy nikt się nie włamał, bo okolice schodów wyglądały jak miejsce zbrodni (oglądałam wszystkie seriale policyjne to przecież jestem ekspertem, no nie? :P) Brakowało mi wykazu połączeń telefonicznych oskarżonego, żeby nie było, że czekał z telefonem po pomoc na zaraz przed przyjazdem syna (jak najpóźniej, żeby mieć pewność, że umarła). No i to nagranie z 911. Po co się rozłączył, jeśli nie był zajęty ratowaniem? Takie sztuczne mi się to wydawało. Niestety niewiele wiemy o dowodach oskarżenia z serialu. Ale jedna rzecz mnie zaskoczyła - w dwóch momentach byłam przekonana, że kłamie (sztuczna reakcja, gadanie trzy po trzy, żeby nie było widać zdenerwowania). Jedna z tych scen dotyczyła znalezienia pogrzebacza, a tu bam! Okazało się, że nie kłamał. Hmm... Po obejrzeniu dokręconych odcinków po latach, zaczęłam myśleć, że może rzeczywiście jest niewinny (prawdziwe łzy, przemyślenia plus ciągle obecna obrączka na palcu). Chyba, że siedzenie w pace dało mu do myślenia i po prostu złagodniał. Wydaje mi się, że ona została zamordowana. Może nie koniecznie przez niego, ale może na jego zlecenie? Co myślicie?
Oglądając ten dokument miałem dwie główne rozterki. Pierwsza czy rzeczywiście on to zrobił, czy był to wypadek. Druga to czy, aby na pewno jego proces był sprawiedliwy. Nawet jeśli założymy, że ona została pobita, to jakie dowody wskazują, że to właśnie on ją pobił? Cały zarzut opiera się na tym, że ofiara nie wygląda jakby spadła ze schodów, ale nie mamy rozbryzgów krwi na suficie, nie mamy rozbryzgów na koszulce sprawcy, nie mamy narzędzia zbrodni. Nie udało się odtworzyć tego w jaki sposób można pobić ofiarę pogrzebaczem nie rozbijając jej czaszki i nie powodując urazów mózgu. Jest masa nieświadomych dotyczących tego co się tam stało. To moim zdaniem za mało, aby skazywać kogoś za morderstwo. Warto też dodać, że Peterson pisał artykuły dla jednej z lokalnych gazet, w których otwarcie krytykował władzę i prokuraturę. Wiec na pewno był znany prokuraturze wcześniej i na pewno był tam średnio lubiany. Ja myślę, że jednak jej nie zabił i ona rzeczywiście spadła z tych schodów. Uderzyła głową w schody i zaczęła krwawić. Uderzenie nie mogło być zbyt mocne (nie ma obrzęku mózgu, ani pękniętej czaszki), próbowała się podnieść, może nawet udało jej się wstać. Ale wtedy upadła drugi raz na skutek dużego krwawienia po prostu zasłabła, i uderzyła się kolejny raz zahaczając o głową o krzesło. To już są 3 uderzenia, a o ile pamiętam prokuratura twierdziła, że ciosów było od 3 do 5. Czy próbował ją ratować, wydaje mi się, że tak wszak spodenki miał całe we krwi, pod głową ofiary znaleziono ręcznik, więc próbował zatamować krwawienie. Ja też nie wiem czy bym odważył się robić resuscytacji osobie, która według mnie spadła ze schodów (ryzyko urazu kręgosłupa i przerwania rdzenia) tym bardziej że ona oddychała jak ją znalazł. Do tego zgadzam się z argumentami obrony, jakby bił ją pogrzebaczem, to krew byłaby wszędzie. A jakby to robił z zamiarem zabicia i to w jakiejś furii, to ona miałaby dużo poważniejsze obrażania. Po drugie, jeśli motywem miało być odkrycie jego homoseksualnych skłonności, to musiałoby dojść wcześniej do kłótni między nimi. A tutaj też nie ma żadnych oznak, żeby doszło między nimi do jakiejś szarpaniny, czy cokolwiek miało się w domu dziać. Żadnych potłuczonych rzeczy, żadnych porozwalanych rzeczy na biurku. Policja weszła i dom wyglądał normalnie poza nieszczęsną ofiarą przy schodach. Po trzecie pozbywanie się dowodów to nie jest prosta sprawa, oglądałem wiele dokumentów kryminalnych i prawie zawsze sprawca zostawia jakiś ślad, albo popełnia jakiś błąd. W tym dokumencie wygląda to tak, że Mike musiał być niewiarygodnie sprytny, żeby pozbyć się zakrwawionego pogrzebacza przed przyjazdem służb, przebrać się w inną koszulkę, a do tego nie pobrudzić nic innego. Musiałby mieć wtedy to zaplanowane, bo raczej w impulsie nie ma opcji tak trzeźwo myśleć. Apropos koszulki, to kiedyś byłem świadkiem bójki, stojąc obok i nie biorąc w niej czynnego udziału, miałem koszulę pokrytą mnóstwem kropek od krwi, moim zdaniem nie ma opcji, aby kogoś pobić i nie mieć śladów na koszulce czy spodenkach. Sama postać Mike mi się nie podoba i patrząc na jego zachowanie w trakcie trwania procesu, mam wrażenie że jest bardzo sztuczny w wielu sytuacjach, ale to też może być kwestia, że ktoś kto kręcił ten materiał starał się reżyserować to co widzimy. Ale odczucia i domysły nie powinny decydować o tym, czy kogoś skazujemy czy nie. Jakbym to ja siedział na ławie przysięgłych, to nigdy bym nie powiedział, że on jest winny, bo prokuratura nie przedstawiła spójnej wersji tego co tam się wydarzyło.