To był ten odcinek, w którym stwierdziłem że odpuszczam sobie ten serial. Siódmy odcinek, każdy po pół godziny i po tych 3,5 godzinach w zasadzie nie wiadomo o czym to jest. Wygląda jak film fabularny który ktoś próbuje rozwodnić i tak rozciągnąć w czasie jak się da. Mamy i wątek ojca wracającego z więzienia, motyw genialnego wynalazku, motyw trudnych kontaktów z synem, motyw amerykańskiego społeczeństwa, motyw lokalnej mafii, motyw religijny, motyw pożarcia przez rybę a na koniec motyw żony która próbuje być artystką ale przeszkadza jej postać z reklamy i psychiczna sąsiadka, więc bohaterka skacze do basenu i już.
Wydawało się że w pewnym momencie serial chce opowiedzieć jakąś historię - czy to o odbudowie relacji rodzinnych, czy to o wizjonerskim pomyśle na wynalazek, czy też puszczenie oczka do lat '70. Ale w chwilę potem pojawiają się jakieś durne wątki z gigantycznym sumem-ludożercą, historią żydowskiej kaplicy lub historią jakichś lokalnych braci Dalton. Niby fajne, ale równie dobrze mógłby być odcinek o koszeniu trawy, zawodach w grze w warcaby albo pokaz garnków, i fabuła nic by nie straciła.
Bo w tej produkcji fabuła serialowi w ogóle nie przeszkadza.
Oj tak, mam dokładnie to samo odczucie. Obejrzałam 8 odcinków (czyli wszystkie dostępne na ten moment) i dalej nie wiem o czym ten serial jest. Poruszają wiele wątków i żadnego nie rozwijają, ba, żadnego nawet nie ciągną. I ja mam wrażenie, że z tego byłby lepszy film, ewentualnie mini serial z 4-5 epizodami. Szkoda, bo potencjał ta historia ma, realizacyjnie, aktorsko jest tu bardzo wysoki poziom. Tylko co z tego, skoro niedomaga to co najważniejsze - historia...