Oglądnęłam właśnie ostatni odcinek :( Dopiero początkiem listopada rozpoczęłam swoją przygodę z Shameless. W około 2 miesiące obejrzałam wszystkie serie. Uwielbiam! Kocham ten serial! Jest jedyny w swoim rodzaju. Śmieszny, smutny, dramatyczny ale też nieźle odjechany. Przypuszczam, że nie dla każdego. W moje serce trafił idealnie. Nie przeszkadzały mi nawet urywane, niewyjaśnione wątki. Na swój sposób miało to swój urok. Po co ciągnąć i wyjaśniać coś na siłę kiedy można po prostu przejść do czegoś ciekawszego ;) Oczywiście miał swoje lepsze i gorsze momenty ale całość to kozak. A końcówka Hmm No cóż nie była do końca satysfakcjonująca. Jako ogromna fanka byłabym w pełni usatysfakcjonowana jeśli wszystkie wątki były zakończone i to najlepiej happy endem ;) Ale czy nie byłoby to wtedy za oczywiste. Zakończenie jak w życiu. Każda opowieść jest otwarta, może się jeszcze zdarzyć wszystko. Chociaż w ostatnim odcinku każdy bohater otrzymał nadzieję, że będzie dobrze. I tego się trzymajmy.
Nie można przejść obojętnie obok śmierci Franka. Genialna postać. Nawet ta nierealistyczna końcówka kiedy Frank w pidżamie obserwuje wszystko z góry. Wzruszające. A to że dopadł go COVID kiedy wszystko inne przez tyle lat nie dawało rady to istne jaja hahaha Dziwi mnie tylko, że nie wspomniał o Fionie w liście pożegnalnym. Można ścierpieć, że nie wiemy nic o jej losach i wszyscy zachowują się jakby nie istniała ale ten list to już przesada. Bardzo dziwne. Chciałabym kiedyś poznać powód takiej decyzji. W każdym razie będę tęsknić. Marzenie mieć takie relacje i ciągle pełną chatę ;)