PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=554657}

Shameless - Niepokorni

Shameless
2011 - 2021
8,2 50 tys. ocen
8,2 10 1 50402
8,2 4 krytyków
Shameless - Niepokorni
powrót do forum serialu Shameless - Niepokorni

6x09

ocenił(a) serial na 9

Odcinek bardzo mi się podobał zwłaszcza powrót Mandy i jej sceny z Ian'em. Fiona jak zawsze robi z siebie ofiarę i bałagan. Deb może znalazła swoje miejsce, lubię też Quinni. Carl może miał mało ale i tak wymiata.
Małżeństwo Fiony raczej nie przetrwa znowu. Lip i Ian mieli kilka fajnych scen razem. Czuć było że mają tą rodzinną więź jak na początku serialu.
Scena ostatnia z Chuckiem...

ocenił(a) serial na 10
sol22

Odcinek zdecydowanie najlepszy w tym sezonie, zostały 3 do końca i mam nadzieję, że tego nie spartolą.
No bezdyskusyjnie największym zaskoczeniem był powrót Mandy. I to w jakim stylu! Mam nadzieję, że i Mickey przez to wróci w następnym sezonie. Gdy inne postacie odchodziły to nie wspominano ich więcej, za to jakieś wzmianki o Milkovichu są praktycznie co odcinek, no i teraz Svetlana musi wziąć rozwód, więc kto wie, może Noel nagrał w wolnym czasie jakąś scenę na koniec sezonu.
Fiona powiedziała bardzo mądrą rzecz, że powinna zająć się sobą, a nie skakać ze związku w związek... ale jak zwykle postąpiła odwrotnie. Te pseudo zaręczyny na koniec były żenujące.
Ian też dzisiaj na plus, było źle z tą postacią od początku sezonu, ale teraz chyba zaczyna wracać do dawnej formy. No i nie było Caleba, to też na plus.
Lip troche za bardzo wziął sobie rady profesorka do serca, mam dziwne wrażenie, że nie prędko pozbiera się po tej Helene i będzie popadał w coraz to większe problemy.
Debbie mam wrażenie była dzisiaj tylko po to by być, Queenie wygrała wszystkie sceny.
Frank też ostatnio zaczyna się snuć bez celu.
Dzisiaj na szczęście trochę więcej Keva i Vi (no i oczywiscie Svetlany) i jestem ciekawa jak wybrną z tej sytuacji.
Carl dzisiaj o wiele spokojniej, co nie znaczy że gorzej. Sceny z nim zawsze są dobre.

Czekam na 10, bo po zwiastunie mam wrażenie, że będzie jeszcze większa petarda niż ten (spoiler! Debbie rodzi, Fiona szkuje się do ślubu, a Carl bawi sie w policjanta :D).

ocenił(a) serial na 10
Massacre13

Co to za nutka leci kiedy frank pedałuje na rowerze a debbie robi sobie dobrze bo nie mogę znależć

ocenił(a) serial na 8
Massacre13

Fakt, odcinek najlepszy z całego sezonu. jednak odetchnęłam z ulgą, bo zwykle po mniejszych lub większych przestojach w poprzednich sezonach końcówka nie pozwalała na ani minutę nudy. Ale czy coś jeszcze potrafi mnie zaskoczyć? Mam wrażenie, że już nic mnie nie jest w stanie tutaj ruszyć, chyba, że powrót Jimmy'ego/ Steve'a.
Ale do rzeczy:
Frank - najsłabszy punkt odcinka - jedyne co mnie rozbawiło, to fakt, że zgodnie ze swoim sposobem na życie migał się od roboty jak tylko się dało.
Queenie - na plus - widać, że jeszcze nie do końca jest taka eko (jak cała Wspólnota) i ma swoje powody, żeby przekopywać ten kompost. Poza tym miło, że zajęła się córką Franka, a wcale nie musiała.
Fiona - kolejna po Franku - nic ciekawego, chociaż i tak lepiej niż ostatnio. Cale "rozstanie" z Seanem trwało nie wiem ile. 15 minut? może 20. W sumie to się nawet przejęłam tą sceną (przez jej łzy w oczach), ale zaraz o tym zapomnialam. No i liczyłam na to, że rozwód rozpocznie jakąś wojnę o kasę, może coś innego w Shameless... ale chyba oddanie pierścionka kończy wątek Gusa. Trochę nudy. No i ten ślub. Jeszcze się okaże, że Jimmy przyjedzie i powie NIE w trakcie ceremonii. No to już byłby szczyt.
Lip - z jednej strony cieszę się , że wypadek ze szpitalem miał miejsce, bo może trochę da mu do myślenia... Do tego jak pojawila sie Mandy (chociaż wolę 1 aktorkę, to i tak poczułam się jak w starym klimacie Shameless + pozbycie się trupa przypomniało mi trochę to kopanie w ogródku... jeszcze tylko Sheili brakowało) od razu w mojej głowie potoczył sie scenariusz, że może spróbuje cos odbudować... a potem pojawi sie profesorka i Lip będzie mial dylemat. Ech, drama :D Ale pewnie to tylko taki gościnny występ, który nic nie będzie dalej znaczył. Mimo to jestem naiwna i mam wielką nadzieję, że to zwiastuję jakiś dłuższy wątek. Z drugiej strony obawiam się, że to kolejny zapychacz... Ale coś w końcu muszą zrobić z tą postacią bo od jakichś 3 odcinków Lip tylko wegetuje i nie za bardzo jest co oglądać.
Carl - nic dodać nic ująć. Trochę martwię się o te jego laseczkę i jej pobudki, ale pożyjemy zobaczymy.
Ian całkiem okej i wspomniał o Mickeyu w pozytywnych słowach (tęsknota to już coś o wiele lepszego niż to jak go potraktował w 1 odc.) , sugerując też, że nie przywiązuje się do Caleba, bo ten pewnie go odtrąci... pewnie sama sobie za dużo wyobrażam. Do tego problemy Svetlany - to zaczyna się łączyć w jakąś całość, której zwiastun mi się jak najbardziej podoba na tę chwilę.
Kev i Vi - jak zwykle okej, chociaż mam nadzieję, że Kev odpuści, bo to mógłby być śmieszny wątek:D Chyba, że wypuszczą M z paki i nie będzie problemów z imigracyjnym ;)
Debbie jak dla mnie dzisiaj może być - lepiej niż w 7 ep., bo przynajmniej jest to początek jakiejś tam historii...

Do tego dodam, że zaczynałam mieć wątpliwości, czy aby ta tęsknota za postacią Mickeya nie jest rozdmuchana i działa na zasadzie koloryzowania przeszłości... ale odpaliłam sobie na yt kilka filmików z jego tekstami i już się wyprowadziłam z tego błędnego założenia... Czekam na jego powrót jak na nic innego w tym serialu ;)

ocenił(a) serial na 9
Massacre13

Dotychczas jeden z najlepiej dogranych pod względem historii odcinków sezonu - w końcu odżegnano się od zapychaczy i postawiono na (mniej bądź bardziej udane) doprowadzenie pewnych wątków do sensownej, spójnej całości. Całkowita bomba zrzucona na widza to oczywiście Mandy, która - czego pragnę całym sercem - być może jeszcze się pojawi. ;)
Ian - do finału poprzedniego sezonu jeden z moich faworytów, przez szóstą serię nieznośnie miałki, w końcu zaczął przypominać postać, którą znaliśmy i lubiliśmy. Nie wiem, jakie czynniki bardziej zadziałały na jego korzyść: nieobecność w odcinku Caleba czy zaskakujące pojawienie się Mandy, ważne, że zadziałało, ważne, że wykruszył się ze stagnacji, ważne, że zaczął robić coś ponad chodzenie bez celu i wpatrywanie się w swoją gorzką, rozczarowującą czekoladkę.
Frank - jedno z większych rozczarowań sezonu, choć mam niejasne przeczucie, że ponownie da się wszystkim we znaki we właściwy dla siebie, kombinatorsko-patologiczny sposób (czego ta postać rozpaczliwie potrzebuje). Plus, najpewniej czeka go przygoda rodem z Breaking Bad, tym bardziej wyczekuję rozwoju wątku! ;>
Queenie - zadziwiające, jak pozornie poboczna postać potrafi naprawić odcinek i zesłać na widza poczucie pełnej satysfakcji. Świetna sprawa z tą babeczką!
Spółka Kev, Vi & Svetlana - tęsknię za Kevem i Vi z początkowych sezonów, jeszcze sprzed dzieciaków, ich sceny zawsze rozkładały mnie na łopatki i, co ważniejsze, było ich więcej, znacznie więcej! Teraz zostali zepchnięci poniekąd na margines, dorzucono im do kompletu Svetlanę, która stanowi klasę w samą sobie, i wciąż odczuwam niedosyt z powodu tak krótkich wątków z nimi w rolach głównych... na szczęście wszystkie sceny są bezbłędne, więc cała trójka jak zawsze na plus! ;)
Carl - gówniak zgarnia należne laury w tym sezonie i chociaż aktorsko nie powala (wciąż jest dzieciakiem, ma czas, żeby się wyrobić) jego wątki są bezbłędne. Podziwiam za konsekwencję w przechodzonej metamorfozie, z Białej Czekolady, która ma kasy jak lodu, do pomywacza, któremu starcza najwyżej na podróbę kostek rosołowych. Ten młody to ogromny pozytyw dla sezonu, niech nie ważą się wrabiać go we wpadkę!
Lip - sądziłam, że jego istnienie stało się bezcelowe, jakby scenarzyści wciąż zastanawiali się, jaki sposób uśmiercenia postaci będzie efektowniejszy: wepchnięcie pod autobus czy zapicie na śmierć? Po dwóch ostatnich odcinkach wyklarowała się jednak pewna konsekwencja, która poniekąd przeraża. Najpierw Queenie mówi, że wygląda zupełnie jak młody Frank, a teraz... cóż, teraz Lip zachowuje się dokładnie jak Frank, pijąc bez umiaru, zasypiając na ławce w kałuży własnych ekskrementów, wściekając się, gdy ktoś próbuje mu pomóc i tworząc teorie spiskowe, które mają na celu ugodzenie w jego - a jakże - świętą i niewinną osobę. Jest chwilowo bardziej frankowaty od samego Franka i wydaje się, że to równia pochyła. Jedyny plus to scena w kuchni z Ianem i Carlem - starsi bracia w końcu zauważyli, że ich młodszy rebeliant przechodzi taką samą ścieżkę, którą kroczyli oni na samym początku serialu.
Debbie - najchętniej pozostawiłabym postać bez komentarza, zdobędę się jednak na drobną uwagę: czekam na chwilę, w której urodzi dziecko i gdy przekona się, że nie da sobie rady bez wsparcia rodziny (na wpół nawiedzeni mieszkańcy ekofarmy się nie liczą). Może w końcu z zadufanej, irytującej, przekonanej o własnej racji dziewuchy zacznie przypominać Debbie, która przez pierwsze cztery sezony poniekąd scalała Gallagherów.
Fiona - na swój sposób przykro mi, kiedy patrzę na tę postać. Przykro mi na myśl, że z dobrej, ogarniającej znacznie większy burdel i radzącej sobie ze znacznie gorszymi problemami kobiety zrobili bladą, upiorną karykaturę samej siebie, której głównym zadaniem jest płakanie, prowadzenie głębokich rozmów o życiu z mamroczącym pod nosem Seanem, dosłowne psucie wszystkiego, za co się weźmie i... nie robienie niczego ponad to. Kiedyś walczyła o opiekę nad dzieciakami jak lwica, teraz przypomina bardziej rozgotowany kalafior, który pragnie uciec ze zlewozmywaka. Na dobrą sprawę i tak już nie ma jej wśród Gallagherów, po ślubie mogłaby zniknąć całkowicie i zupełnie nikt by nie zauważył (poza mną, odetchnęłabym z niewysłowioną ulgą).

Wniosek? Oddajcie Mandy na dłużej, kiedyś to Lip wyciągał ją z szamba, teraz ona - paradoksalnie - może wyciągnąć jego. Pobożne życzenia na temat powrotu Mickeya chwilowo sobie daruję - jeden Milkovic chwilowo by satysfakcjonował! ;)

ocenił(a) serial na 10
sol22

najważniejsze pytanie odcinka brzmi - czy Chuckie został zjedzony przez lwa górskiego? (nie słyszę co on tam gada oprócz "cośtam cośtam when it comes to first place")

darunia_fw

Mam nadzieję,że jednak pożarł grubaska :D