Znajoma poleciła mi ten serial, lecz zaczęłam od książki ponieważ wówczas nie miałam dostępu do internetu. Niedawno zaczęłam oglądać, pełna nadziei. I tu szok... To co zobaczyłam przeraziło mnie bardziej niż wątek miłosny w Znaku Czterech. Ten serial jest nienormalny i psychodeliczny w najgorszym możliwym znaczeniu, a aktorzy, mimo że grają bardzo dobrze, kompletnie nie nadają się do swoich ról, dlatego ostrzegam wszystkich: jeśli chcecie oglądać serial, zróbcie to przed przed przeczytaniem książki. Albo już nigdy normalnie nie spojrzycie na Holmesa...
No cóż... Wtedy byłam bardzo podminowana... W pierwszym odcinku błędy bardzo dają się we znaki, w drugim minimalnie, w trzecim tylko raz. Ale i tak książka jest lepsza... ZAWSZE...
Bo się złamałam... Kiedy zaczął poprawiać tego faceta na początku "Wielkiej gry" tak jak ja każdego, uznałam, że nie jest taki zły...
A już się bałam, że będziesz kolejną osobą która nakrzyczy na mnie za moją skomplikowaność... Ale na szczęście nie :3
Nie martw się ; ) - nie należę do grona hejterów, którzy nienawidzą wszystkich, którzy mają inną opinię niż oni .
No widzisz. Ja przyjęłam sobie taką zasadę, że jeśli robią film na podstawie jakiejś książki (który zamierzam obejrzeć), to nie czytam jej, bo z góry wiadomo, że jest lepsza niż film. W każdym wypadku. A jeżeli jeszcze żyją na tej Ziemi jacyś prawdziwi, poczciwi czytelnicy (nie jak większość moich znajomych), to na pewno się ze mną zgodzą. Poza tym są jeszcze inne powody, np. podczas czytania książki wyobrażasz sobie bohaterów i miejsca inaczej, więc potem nie możesz przyzwyczaić się do tych z filmu. Dodatkowo często pomijane są jakieś elementy książki, albo coś jest zmieniane, co też zazwyczaj Ci nie pasuje.
Jak widzisz, to już taka reakcja. Jednak jeżeli nie obejrzałaś jeszcze drugiego sezonu, to daj mu szansę, bo jest lepszy niż pierwszy.
Dodam jeszcze, że na początku też mi Cumberbatch nie pasował, ale postanowiłam obejrzeć do końca serial i nie żałuję. Teraz uważam, że odegrał rolę rewelacyjnie. Z Moriartym było podobnie - pierwsze wrażenie typu "to chyba jakieś żarty", ale potem doceniłam zarówno aktora, jak i postać - ni to geniusz, ni to psychopata. Po prostu idealny Moriarty XXI wieku! ;)
No cóż... Obejrzałam póki co z drugiego sezonu pierwszy odcinek. No cóż... Dalej jestem z lekka przerażona ale podoba mi się już bardziej.. Chociaż książki nie pobije nic.
Przyznam, że odcinek z Adler jest dziwny. Ta aktorka średnio się nadaje. I ogólnie zrobili z niej kogoś zupełnie innego. Nie kojarzy się z filmowym Sherlockiem (ta wersja z Downey Jr), a co dopiero z książką. W takim razie teraz przed tobą drugi odcinek drugiego sezonu - mój faworyt. Miesza się lekko z horrorkiem. Ogółem dwa ostatnie odcinki są dla mnie najlepsze. Jak obejrzysz, napisz jakie wrażenia :)
Mi też bardzo się podoba, ale stoi na równi z drugim. Tamten faworyzuję w zasadzie dlatego, że Sherlock ma szczególne wyzwanie - jak rozwiązać sprawę, skoro ona nie ma prawa się wydarzyć. W dodatku ciekawe było to, że Sherlock bał się, co nigdy nie miało u niego miejsca.
A o której książce mowa?
Jeśli interesuje Cię ekranizacja twórczości ACD, obejrzyj raczej serial TV Granada.
"Sherlock" BBC używa oryginalnego tekstu do gry z widzem. Przeplata i nawarstwia motywy, a przede wszystkim zmienia kontekst. Może po prostu nie lubisz współczesności?
Nie wiem które opowiadania przeczytałaś ale ja wszystkie.. jak przeczytasz wszystkie to zauważysz że w Sherlocku jest mnóstwo mikro-odniesień do różnych opowiadań. Oczywiście są przełożone na dzisiejsze czasy ale wyszukiwanie ich jest niezłą frajdą. np: trzy-plastrowy problem jest odniesieniem do "five pipe problem" z The Adventure of Red Headed Ligue.
Zapomniałam dodać. Jeśli podoba ci się książka to polecam serial "the Adventures of Sherlock Holmes" z lat 80-tych z Jeremym Brettem.
Miałam taką jedną książkę, która była (wg mnie) gorsza od filmu. Obejrzałam "Gwiezdny pył" na tvn doby czas temu i zakochałam się. Gdy znalazłam książkę stwierdziłam, że muszę ją przeczytać i... to był błąd. Nie pamiętam już dokładnie różnic, ale do tej pory mam niesmak :) (zapamiętałam to właśnie przez to, że to była taka 1 drastyczna sytuacja w życiu :)). Pamiętam, że lubiłam zmiany w Księciu Kaspianie odnośnie relacji bohaterów (jako dziecko zawsze uważałam je w książce za takie... królewskie- niby tak powinno być, ale zastanawiałam się: "Jak oni mają tak niewiele lat i się tak zachowują?!" Ale że wstawili Zuzanna+Kaspian to... szkoda gadać :D).
Wracając do SH- moja przygoda SH zaczęła się od filmu z Robertem (i zakochanie padło na aktora (IM!) i Sherlocka :)). Przeglądałam któregoś dnia FW i zobaczyłam serial: Sherlock. Patrzę na zdjęcia, opinie (akurat wtedy byla premiera "Gry cieni") i dyskusje, co jest lepsze :D Jak zobaczyłam Bena pomyślałam: Jak taki brzydal może być lepszy od Roberta? :P Teraz jednak przyznaję z ciężkim sercem rację- aktorzy są dobrani genialnie, z Moriartym miałam podobną reakcję do Ciebie :P a po ostatnim odcinku znienawidziłam Moriarty'ego i pokochałam równocześnie, co nigdy mi się nie zdarzyło :D Swoją drogą bardzo polecam ten serial i nie mogę się doczekać na 3 sezon :D
Ja o Sherlocku dowiedziałam się przy okazji naszych pogaduszek na forach Merlina. Sprawdziłam profil serialu, obejrzałam zdjęcia i pomyślałam, że nie chcę wiedzieć co to jest. Zastanawiało mnie co reszta znajomych mi Merlinomaniaków w tym widzi. A któregoś dnia mi się o tym przypomniało i, z braku innych filmów do obejrzenia, postanowiłam sprawdzić. Pierwsze sceny, w których pojawił się Sherlock były dla mnie szokiem. Mój ukochany aktor Robert Downey Jr był niesamowity jako Holmes. A tu? Wydawało się, że Benedict nie nadaje się do tej roli. Cóż za pomyłka! Wszyscy są idealni (tylko Adler jest wyjątkiem wg mnie). Jednak dziękuję losowi za to, że tak późno zdecydowałam się obejrzeć ten serial, bo gdybym miała czekać na trzeci sezon jeszcze dłużej to nie wiem co by się u mnie działo. I tak przez całe wakacje sprawdzam, czy ustalono już oficjalnie datę premiery. A jeśli kiedyś w końcu wyczytam, że rzeczywiście przesuwają ją na przyszły rok, to prawdopodobnie trzeba będzie sprawić nowego kompa, bo coś czuję, że stary zostałby w takim wypadku rozbity i wyrzucony przez okno na upierdliwego psa sąsiada :P
Ja oglądnęłam Sherly'ego niedługo po premierze 2 sezonu (i za to dziękuję, bo jakbym miała czekać rok między 1 a 2 to chyba BBC by tego nie przeżyło i widły i koty poszły w ruch :D a tak to przynajmniej wiem na czym stoimy :P)
Ja po skończeniu Merlina (okropnie smutne zakończenie! ech...) postanowiłam znaleźć sobie coś innego. Merlińczycy polecali Sherlocka, no i jestem ;) Czekam więc tylko rok i cieszę się, że tylko tyle, bo oczekiwanie jest najgorsze. Nie wiadomo, co oglądać, pytania się mnożą, itp.... Więc w te wakacje przeczytałam chyba z 20 kryminałów, w tym Sherlocka, Poirota itp.
Moja przygoda z serialem zaczęła się od... fan fiction! natknęłam się na kilka naprawdę nieźle napisanych Johnlocków. Czytałam je z zapartym tchem, nie mogąc doczekać się kolejnych rozdziałów. Na jednym z for internetowych moi koledzy i koleżanki zachwycali się serialem, oraz aktorami odtwarzającymi główne (i nie tylko) role. W końcu stwierdziłam, czemu nie, zobaczę o co ten cały raban. Zaczęłam od buszowania w internecie, przeglądaniu trailerów i zdjęć. Zastanawiałam się, dlaczego tak zachwycają się duetem Cumberbatch/Freeman. Na zdjęciach żaden mnie nie zachwycił. Później zobaczyłam pierwszy odcinek w internecie. A potem sprawdziłam ile pieniędzy mam w portfelu i czy starczy mi na zakup DVD z serialem. Jestem absolutnie zachwycona. Niesamowity humor, wartka akcja, znakomita gra aktorska, dobra muzyka i... mogę tak wymieniać w nieskończoność. Och, zgadzam się z zarzutem, że jest inny niż dzieła sir Artura Conan Doylea, ale czy gorszy? Moim zdaniem... lepszy. I piszę coś takiego po raz pierwszy, bo do tej pory w każdej ekranizacji widziałam najpierw niedociągnięcia i niezgodność z kanonem, a tu... zupełnie zapomniałam o książkach! Co do doboru aktorów, wybaczcie, ale Robert Downey Jr. przy boskim Benedikcie Cumberbatchu wymięka.
Obecnie obejrzałam tylko pierwszy sezon. Niestety brak czasu, a przede wszystkim awaria napędu DVD w laptopie nie pozwalają mi na razie obejrzeć reszty. Ale niech ja tylko dostanę wypłatę w ręce, oddaję laptop do naprawy i biorę się za oglądanie. W pierwszy weekend po odebraniu mojego złomiątka nie ma mnie dla nikogo, siedzę i oglądam oba sezony, odcinek po odcinku!
Czyli w moim przypadku irracjonalnie zabrzmi zaczęcie zainteresowania of fan fica PzM.. Ale wówczas odpędziłam od siebie tą ciekawość. I to dopiero Velice przekonała mnie do książki, a następnie do serialu..
Serial jest inny niż książka i kropka.
O to chodzi.
BBC przenosi Sherlocka w XXIw., Moffat i Gatiss miksują ze sobą opowiadania, dodają nowe rzeczy i przerabiają wszystko tak jak mogą.
Bo to nie jest ekranizacja książki. To jest serial na podstawie twórczości ACD. Chodzi o to by tym, co przeczytali książkę pokazać nowego, innego Sherlocka, nowe spojrzenie na jego historie. Tym, co nie czytali, bo uważają, że Sherlock jest nudny, chcą pokazać, że tak wcale nie jest.
I tu tkwi sedno. Oglądając serial nie zobaczysz streszczenia książek. Zobaczysz coś zupełnie nowego.
Ale nie chcę by moja wypowiedź zabrzmiała jak atak ;) Po prostu ja obejrzałam serial i wciąż czytam opowiadania ACD i nie widzę ogromnę sprzeczności. Tzn. widzę róznice do treści, bo o to chodzi, o tym już pisałam. Ale nie mam trudności z przeczytaniem książki, czy obejrzeniem serialu. Dla mnie to wciąż stanowi jedność, choć tak różniącą się od siebie ;)
Dokładnie tak. Ja zaczęłam od książki, dopiero potem rzuciłam się na serial i nie czuję oburzenia. Autorzy scenariusza ciekawie wykorzystali książkę, czerpiąc z niej inspirację do tworzenia swojego Sherlocka. Owszem, w serialu są błędy ale moim zdaniem czyni to Sherlocka bardziej wiarygodnego - dzięki omyłkom widzę go jako człowieka, a nie boga, a to by było już moooocno przerysowane ;)
Amen! Otóż to - serial ma być inny od książki. Trudno spodziewać się, że serial który z założenia miał przenieść przygody SH do współczesności, będzie dokładnie taki sam jak książka. A jeśli ktoś nie lubi takich klimatów to szczerze przyznam, że nie rozumiem po co go oglądać i otrząsać się z obrzydzenia? o_O
Szczerze mówiąc ja każdemu poleciłabym właśnie zaczęcie od książek. Sama tak zrobiłam (ACD czytałam parę razy od dziecinstwa) i właśnie odnajdywanie w serialu tych 'smaczków' z opowiadań sprawiło mi frajdę. Wydaje mi się, że Sherlock BBC jest DUUUUŻO wierniejszy Doyle'owi niż filmy z Downey Jr np, gdzie jak dla mnie zgadza się niewiele więcej niż nazwiska bohaterów, których osobowości są bardzo zmienione (co nie znaczy, że tych filmów nie lubię, oczywiście)
Teraz nareszcie mogę odnieść się do przynajmniej jednego filmu z Robertem, i porównawszy co niektóre rzeczy, muszę powiedzieć, że rzeczywiście tam nie zaszaleli z dokładnością - sparaliżowało mnie to, jak niedokładnie, nierozważnie i w sposób wręcz wymyślony wykreowali filmową wersję Mary Morstan. I tu się zgodzę - jest wiele momentów z serialu, które idealni zgadzają się z książką, jak choćby moje ukochane książkowe dźganie świni harpunem. W tej chwili zdałam sobie sprawę, że o ile w filmie zmieniają wielkie rzeczy, to w serialu tylko dość mało istotne szczegóły - takie jak zamiana zegarka na telefon, i przeniesienie go ze Znaku Czterech, z Baker Street to taksówki w Studium w różu.
Oj tam ja najpierw przeczytałam większość przygód detektywa, ale przyjęłam sobie zasadę że to nie jest ten sam Sherlock, tylko jego nowoczesna wersja! Nie mam problemów z różnicami między serialem, a książkami. Po prostu pokochałam serial taki jaki jest :)
Całkiem niedawno zdążyłam wysnuć podobną hipotezę, z tym, że Holmes z serialu do dla mnie nie jest Holmes, ale jednak w jakiś posób nim jest. Jakiś..
Ja kiedyś natknęłam się w internecie na wzmiankę o "Sherlocku" i powiedziałam sobie, że nigdy go nie obejrzę (przeniesienie akcji do współczesności wydawało mi się zbrodnią i czymś nie do przyjęcia) - obecnie nie mogę żyć bez tego serialu i oczekiwanie na nowa serię jest dla mnie męką. :)
Nie mam zielonego pojęcia jakim sposobem dałam szansę produkcji BBC, ale dałam i ani trochę tego nie żałuję.
Dodam, że Sherlock Holmes był dla mnie postacią wielką już od dawna - ubóstwiam go za niepowtarzalny charakter, sposób myślenia i w ogóle całokształt. Książki Doyl'a czytałam z wypiekami na twarzy od najmłodszych lat dziecinnych. Oglądam również wiele filmów i seriali o jego przygodach - pierwsze z aktorem Mattem Frewer'em, do którego jak najbardziej mam sentyment. Oczywiście moim ulubionym odtwórcą jest Jeremy Brett, który jest po prostu wspaniały - nie można się absolutnie niczego czepiać pod względem jego gry aktorskiej, jest jakby żywcem wyjęty z kart powieści.
Natomiast totalne rozczarowanie przeżyłam oglądając filmy z Robertem Downey Jr.'em - nie mówię, że filmy są złe, ale nie jest to Holmes, jakiego sobie każdy wyobraża, czytając książki. Jest inny i nic a nic mnie do niego nie przekona.
Wracając do serialu BBC - mimo akcji w XXI wieku, Holmes pozostał Holmesem. Benedict wg mnie naprawdę super gra Sherlocka. Właśnie tak w sumie wyobrażałam sobie go w teraźniejszości (jeszcze zanim zabrałam się za serial). Odcinki trzymają w napięciu, a wymyślenie podobnych zagadek, ale w wersji nowoczesnej jest godne podziwu. Oprócz tego jest jeszcze John Watson, którego Martin Freeman gra absolutnie przeuroczo. Co mnie jeszcze zadziwia? To, że ma tyle fanów na całym świecie. Coś w tym jest :) Cieszę się, że dołączyłam do tego grona.
No i nauczyłam się tego, żeby nie być taką zbyt stanowczą w pewnych sprawach, gdybym się uparła, to na pewno dużo bym straciła nie oglądając tego serialu...
Niezmiennie mnie szokuje w tym kraju (nie tylko w tym, ale tu to przyjmuje rozmiar przerazajacy), ze dzieci nie wstydza sie przyznawac, ze zanim znajoma im polecila serial, nigdy w zyciu nie zetknely sie z Sherlockiem Holmesem. Przeciez to jest oznaka wyjatkowej prymitywnosci i ignorancjii - nalezaloby to ukryc przed swiatem, ale to dziecko nie ma zadnych oporow. A zapewne nieznajomosc Zmierzchu to dla ciebie zbrodnia na sztuce i kulturze, co?
A nie uważasz, że to nie koniecznie wina dzieci? Dzieła sir Artura Conan Doyle'a w wielu szkołach nie są już lekturą obowiązkową. W tych, w których uczyło się moje rodzeństwo nie znajdowały się nawet na liście lektur dodatkowych. To ja zainteresowałam ich przygodami Sherlocka Holmesa i wieloma innymi pozycjami z literatury dziecięcej i młodzieżowej. Najpierw czytając jako bajkę na dobranoc, później nakłaniając do samodzielnej lektury.
I nie, znajomość Zmierzchu nie jest dla nich zbrodnią na sztuce i kulturze. Choć mają dopiero 14, 16 i 16 lat uważają twórczość pani Meyer za kiepską i nie wartą marnowania na nią czasu. Wolą sięgnąć po Colfera, Nienackiego, Doyle'a, a nawet na fali popularności gry Sprinter Cel (czy jakoś tak) zainteresowali się Clancym.
Tak czy inaczej, nie uważam, by przyznanie się do tego, że poznało się jakąś powieść dzięki filmowi czy serialowi było powodem do wstydu. Powinni o tym mówić głośno i wyraźnie, może wtedy w kanonie lektur szkolnych znajdą się wartościowe pozycje, pisane przystępnym dla nastolatka językiem. Może wtedy nie przeczytam, że "Pan Tadeusz to g...o"
Ej, zaraz zaraz! Co Holmes ma wspólnego ze Zmierzchem? Zmierzch to po prostu książka, a opowiadania o Holmesie, to coś więcej.
Nie każdy niestety podziela Twoje zdanie. Sporo nastolatek i (niestety) nie tylko uważa, że saga Zmierzch to rewelacyjna lektura, którą powinien znać każdy. Niestety, większość z tych panienek nie ma pojęcia o tym, że Sherlock BBC czy Sherlock Holmes w reżyserii Guya Richiego powstały na podstawie powieści Artura Conan Doyla. Powieści, które dziś w bibliotekach, do których jestem zapisana nie stoją już na półkach przeznaczonych dla lektur szkolnych. a semira1 wyraziła swoją opinię na temat żałosnego poziomu jaki reprezentują polskie (i nie tylko) nastolatki, dla których Zmierzch to arcydzieło, a Sherlock Holmes kojarzy się albo z Benedictem Cumberbatchem , albo Robertem Downeyem Jr.
A no niestety.. Klasyczna rozmowa z taką osobą wyglądałaby tak:
- Co teraz czytasz?
- Sherlocka Holmesa (obojętnie który tom)
- *zdziwienie* ale to serial?!
- Nie, to książka! Na podstawie tej książki nakręcono serial, ale sporo czasu minęło.
- Kłamiesz -,- co najwyżej na podstawie serialu ktoś napisał!
Ehh.. ;(
To odwrotność większości rozmów ze mną. Większość moich znajomych już się przyzwyczaiła do tego, że na ich "oglądałam fajny film" odpowiadam "czytałam książkę. niezła była"
Ja na takie sytuacje odpowiadam z zasady "Lepiej przeczytaj sobie książkę!" :3
daj spokój, straciłam nadzieję na to, że moich znajomych wychowam. czytają tylko tak zwane bestselery, pokroju 50 twarzy Greya. a nie, moje koleżanki sięgnęły po Wyznania gejszy, gdy im powiedziałam, że opisano w książce jak gejsza traci cnotę i nie chciałam powiedzieć na której stronie
Myślę, że czytanie książek to nie jest powód do dumy ani wychwalania. się. Co więcej, na pewno nie powinnaś czuć się lepsza od Twoich znajomych a tym bardziej ich "wychowywać".
Słonko, czytając Twoją wypowiedź mam wrażenie, że żartobliwej uwagi nie rozpoznasz choćby Cię ugryzła nie powiem w co. Cała moja wymiana zdań z Annqą była utrzymana w takim właśnie stylu, z lekkim przymknięciem oka. To raz. Dwa, ja nie mam zamiaru nikogo wychowywać (poza moimi przyszłymi dziećmi, ale to już inna sprawa). Od tego każdy z nas ma rodziców, opiekunów i nauczycieli. Ja co najwyżej mogę zasugerować komuś, że może warto przeczytać jakąś powieść. I nic więcej.
Po trzecie. Gdzie Ty do jasnej anielki znalazłaś w mojej wypowiedzi, że czuję się lepsza od moich znajomych z powodu tego, że czytam książki, lub jakiegokolwiek innego?! Twoje słowa to nadinterpretacja mojej wypowiedzi.
Po czwarte. Uważasz, że fakt iż czytam książki nie jest powodem do dumy? Moja droga, ta umiejętność powoli zanika. Bo po co czytać, skoro prędzej czy później ktoś zrobi z tego film lub serial? W efekcie mamy wśród siebie takie osoby, które 50 twarzy Greya uznają za arcydzieło a Pana Tadeusza za gówno! I to mnie zwyczajnie boli. Bo młodzi czytają byle co i nie potrafią docenić prawdziwej literatury pięknej. Choć może "docenić" to złe określenie. Nie potrafią jej zrozumieć, nie potrafią poprosić o wyjaśnienie nierozumianych kwestii i w efekcie uznają, że to czego nie rozumieją jest nudne i złe.
Cóż, ja tam nie rozpoznałam nigdzie "żartobliwej wymiany zdań", bo tam po prostu takiej nie było. Albo jest tak dobrze ukryta, że chyba tylko Ty to widzisz.
Ale chciałam się odnieść tylko do czwartego punktu Twojej wypowiedzi.
Znam naprawdę wiele osób, które czytają książki. Nawet nie wnikam jakiego autora czy gatunku, bo to akurat nie jest ważne. Jeżeli ktoś uważa 50 twarzy Greya za dobrą książkę, to niech ją za taką uważa. A widać, że jednak takie powieści nieźle się sprzedają, bo inaczej nigdy by nie powstało takie dzieło.
I nie wiem czy dobrze robię pisząc swój wiek(już nieraz po jego ujawnieniu kończono dyskusję ze mną słowami "wracaj do gimnazjum")ale mam 14 lat, czy obecnie jestem w 2 klasie gimnazjum. I powiem szczerze, że te wszystkie "wielkie dzieła" jakoś mnie nie przyciągają. Nie wiem. Może to jeszcze nie ten wiek, ale uważam, że jesteśmy jeszcze za młodzi na czytanie i w pełni zrozumienie "Krzyżaków", których obecnie omawia moja klasa.
Ale trochę zeszłam z tematu.
Chodzi mi o to, że nieważne kto jakie książki czyta, bo chyba ważne jest, żeby od jakiejś zaczął, czyż nie? A gdy dana osoba wyrobi sobie swój własny gust zacznie się zapoznawać z innymi, bardziej "ambitnymi" dziełami. Tak było też ze mną. Swoją przygodę z czytelnictwem zaczęłam od typowo młodzieżowych powieściach, ale aktualnie mam swoje własne wymagania i byle co mnie nie zainteresuje.
Chociaż nie wszyscy moi rówieśnicy czytają, nawet takie coś jak "Zmierzch". I nie boli mnie sam fakt, że w życiu nie dotknęli żadnej książki. Boli mnie jedynie to, że mam w klasie 2 osoby, które jedno zdanie czytają dziesięć minut, a do kina nigdy nie pójdą na film z napisami, bo zwyczajnie by nie nadążyli z czytaniem. A później takich kilku osobników psuje opinie całej młodzieży.
Nigdy nie patrzę na rozmówcę przez pryzmat wieku. To, że masz 14 lat nie oznacza, że jesteś głupia. Myślę, że raczej trochę zbyt poważnie podchodzisz do życia. Niektóre rzeczy, ot choćby wymianę zdań między mną i Annqą, należy traktować z przymrużeniem oka, a nie na serio. I tyle. To osoby, które uznają, że mając lat naście nie potrafisz powiedzieć nic mądrego i ciekawego są niedojrzałe.
Widzisz, to jest właśnie spory problem. Niektóre lektury są omawiane za wcześnie. Ot choćby taki Pan Tadeusz. Pierwszy raz zetknęłam się z nim chyba pod koniec podstawówki i zupełnie nic nie zrozumiałam z tego dzieła. Sięgnęłam po niego ponownie mając lat 17 i byłam absolutnie zachwycona przeczytaną historią. A Krzyżacy... Właściwie cała twórczość Sienkiewicza jest trudna w odbiorze, zwłaszcza jeśli nasz egzemplarz książki jest bez objaśnień. Przeciętny czytelnik nie zrozumie sporej części tekstu, mam na myśli starodawne zwroty oraz łacińskie sentencje. Dlatego Sienkiewicza nie powinno się omawiać wcześniej niż w szkołach ponadgimnazjalnych.
Ważne żeby zacząć... Tym się kierowałam, kiedy nakłaniałam do czytania moje młodsze rodzeństwo. Zaczęłam od podsuwania im komiksów o Kaczorze Donaldzie czy Garfieldzie, później podrzucałam książeczki o przygodach psa Scooby Doo, a na końcu zaczęłam wypożyczać Nienackiego dla braci i Cabot dla siostry. Teraz sami proszą, żebym znalazła im coś ciekawego w bibliotece. Grunt, to zacząć od czegoś, co jest dostosowane stylem do wieku czytelnika. Inna sprawa, to podpowiedzieć, ot choćby, że uwielbiana przez nich gra Sprinter Cel (czy jakoś tak) powstała na motywach książek Toma Clancy'ego. Efekt? Zabrali się za czytanie kolejnych tomów jego powieści sensacyjnych. Dla każdego rodzaju literatury jest miejsce w naszym życiu, są jednak pozycje, które powinno się, niczym za czasów inkwizycji, wciągać na listę ksiąg zakazanych, by nie ogłupiały czytelników.
Osoby, które mają problemy z płynnym czytaniem zdarzają się w każdym przedziale wiekowym. Niektórzy cierpią na dysleksję, a niektórzy po prostu zostali pod tym względem zaniedbani przez rodziców i nauczycieli.
Co do popularności książek takich jak 50 twarzy Greya... Cóż, mały skandal zawsze sprzyja sprzedaży. Czy jednak jest to wartościowa lektura? Nie. Raczej przykład na to, jak nie powinno się pisać.