Ale nie chodzi o fabule serialu, bo to ogarniam. Ale te wasze komentarze mnie przerastaja.
Domagacie sie zaskakiwania, a jednoczesnie wymagacie, zeby postacie poruszaly sie pod wasze
oczekiwania?
Ten sezon byl kompletnie inny niz poprzednie. I O TO CHODZI! To byl swietny ciag dalszy opowiesci
o ludziach kompletnie nieprzewidywalnych. Dlaczego psychopata jest psychopata, a socjopata
socjopata? Przeciez nie dlatego, ze robi to, czego sie po nim spodziewamy. A co to za geniusz,
ktorego kazdy ruch jestesmy w stanie przewidziec? To zwykla melepeta, a nie zaden geniusz.
O i tyle. Ten sezon byl inny, ale rownie dobry co poprzednie. Byl zabawny, ale i troche depresyjny,
byl angielski do szpiku scenariusza i zagrany jak oskarowe obrazy. I tyle mojego zdania.
A Moriarty nie musi byc zywy. To bylo jego animowane zdjecie. Taki megaloman jak on, wystapilby
raczej na zywo, nie?
Toż to ja pisałam to samo:D Dodam też to, co pisałam wcześniej gdzie indziej;)
Ten sezon był własnie inny od poprzednich dwóch, ale nie gorszy.... wbił mnie w fotel... Te emocje, prawdziwy rollercoaster....!!!
Sherlock się trochę zmienił, jak to mówią character development. Poza tym czyż ludzie się nie zmieniają...?
Liczę na 4 sezon bardzo, muszą parę rzeczy rozwiązać, poza tym czuję, że wątek Mary może nieźle dalej namieszać...
I według mnie ten sezon był takim przejściowym... Wydaje mi się, że w 4 albo wrócą na dawne tory z 1 i 2, albo znowu będzie coś nowego... tyle rzeczy musi się wyjaśnić jeszcze...
A co do Moriarty'ego widziałaś scenkę po napisach końcowych?? Tam pojawił się żywy i walną: Miss me? :D
Ja obstawiam, że żyje, ale kto tam wie Gatissa i Moffata:D Mamy nad czym myśleć;)
Ten ostatni obrazek Moriarty'ego był chyba bardziej, mrugnięciem okiem do widza :) Przecież to oni najbardziej za tym psycholem tęsknili :)
Liczę na mega kreatywność twórców. Nie zawiodą, wierzę w to.
Zobaczymy o co chodzi z tym Moriartym:D Eh, jak oni kochają siać zamęt...
Nie zawiodą na pewno;D:D Wierzę w nich:)
Sądzę tak samo. Nasz William Sherlock się zmienił, John się zmienił więc zmieniła się też ich relacja - bardzo dobrze. Ale i tak jak Mary i John będą małżeństwem przez 10 lat z piątką małych Watsoniątek to i tak będą ludzie, którym to nie pasuje bo PRZECIEŻ TO GEJE! Mary wszystko psuje!! :D
#I belive in Moffat and Gatiss and BBC1!
A czy tak trudno zrozumiec, że ilu nas tu jest tyle bedzie zdań?a Jeżeli pojawi temat na forum 'co sądzisz o ...' to
logika podpowiada źe beda Ci za i Ci przeciw. Komuś się podoba ok, nie to trudno moźe będzie lepiej. Jak nie zgadzamy sie z czyimś zdaniem zostawmy to, omińmy. Po co sie szarpac. Każdy ma prawo do swoich poglądów. Zadawanie pytań takich jak padło w temacie mija się z celem. Jak ktoś szuka czegoś innego to niech sobie szuka. Jedynym wg mnie niezaprzeczalnym faktem jest to że do czasu kiedy nikt z nas nie zostaníe producentem/scenarzysta/władcą Ziemi/sponsorem to te całe nasze 'ja chcę to a tego nie' to zwykły pierdzielony koncert źyczeń, którego
Twórcy i tak nie zrozumieja, a nawet jakby zrozumieli to i tak pewnie oleją ;) bądźmy tolerancyjni wobec siebie. I
na konimec życzę kaźdemu kto wdepnął w to 'bagno' żeby znalazł w nim coś dla siebie. Tyle w temacie.
A czy ja sie wykazuje nietolerancja? Po prostu tego nie rozumiem. I mam nadzieje, ze ktos uzasadni wlasnie to, ze domaga sie uwzglednienia swoich oczekiwan. Ja absolutnie stawiam na nieorzewidywalnosc tworcow. I to dostaje i super.
To była ogólna uwaga do wszystkich forumowiczów, czasem widywałam ostrą wymianę zdań między kilkoma obozami o przeciwnych poglądach. Tak jak mówiłam, z tym że ktoś się czegoś domaga to taki trochę koncert życzeń, ktoś czegoś chce bo chce bo taką ma wizję świata i tak ma być.
Zakładam po części że każdy chce zaskoczenia ze strony twórców, tylko każdy na inny sposób i tu jest pies pogrzebany.
Statystycznie wyróżniam cztery główne grupy widzów (chodzi o to co kto lubi):
1. "stabilne" postacie, "stabilna w pewnym sensie powtarzalna fabuła " tzw. epizody wg schematu, ot rozrywka
2. "stabilne" postacie w kompletnie nowych, zróżnicowanych sytuacjach - grupa w pewnym stopniu postępowa ale mająca swoje przyzwyczajenia co do charakteru postaci
3. postacie z "character developmentem" w klasycznej fabule - to raczej fani stawiający na relacje między bohaterami, którym np. w mniejszym stopniu zależy na tym co się wokół tych postaci dzieje
4. postacie z "character developmnentem" w nowej nieoczekiwanej fabule - grupa najbardziej postępowa, u najbardziej radykalnych przedstawicieli grupy można wyczuć potrzebę znalezienia nowego serialu.
Fajnie, że masz to co porusza twoją łajbę :)
dokładnie się zgadzam, przecież Sherlock nie jest jakimś zwykłym proceduralem; żeby historia mogła iść dalej, bohaterowie muszą się rozwijać, nie może być tak, że od nowego sezonu startujemy od zera; dla mnie odcinki bardzo dobre, rzeczywiście zagadki detektywistyczne trochę na boku, no i trochę szkoda, że Magnussen był tylko w zasadzie w jednym odcinku (czarny charakter z nie do końca wykorzystanym potencjałem wg mnie), ale i tak dobrze się ogląda; a przede wszystkim mieszanka powagi i ironii, czyli to dlaczego lubię brytyjskie seriale ;)
"czarny charakter z nie do końca wykorzystanym potencjałem wg mnie" - wydaje mi się, że nie tylko Ty tak myślisz. Jakby go zostawić do następnego sezonu, to z pewnością zrobiłby taką rozpierduchę, że Sherlock jeszcze bardziej by zatrząsł gaciami ze strachu. Świetna postać, dużo lepsza niż Moriarty.
Rozwoj bohatera jest wazny, ale bez przesady. W pierwszym i ostatnim odcinku Sherlock byl bardziej ludzki, ale nadal byl Sherlockiem. Drugi odcinek natomiast to nieporozumienie, bo tam sie zachowywal (napisze to po raz setny, ale trudno) jak niedorozwinete dziecko
Ale jak widac mialo to swoje uzasadnienie... Gdyby byl mniej nieporadno ludzki, a bardziej jak on sam, poderwalby taka panienke jak Janine? A ze okazal uczucie swojemu przyjacielowi? Widac je czul. Socjopaci nie interesuja sie opinia o nich innych ludzi, wiec skoro czuja wreszcie milosc (jakkolwiek pojeta) to sie nia dziela na swoj sposob. Niezaleznie od tego, kto patrzy.
Ale wlasnie to podrywanie Janine nie pasowało do Sherlocka. Potem ok, bo chcial dostac sie do gabinetu Magnussena, ale wydaje mi sie ze ślub byl jeszcze przed tym zleceniem. Ze darzy uczuciem Johna to bylo wiadomo i to nie zgrzyta z jego charakterem, ale mowienie o tych uczuciach przed obcymi moim zdaniem juz nie pasuje. I jeszcze mowienie w taki sposób - Sherlock raczej nie przyznaje ze ktos jest wspanialszy od niego nawet jak tak uwaza. o jego przywiazaniu i ludzkich uczuciach zawsze swiadcza czyny nie słowa. Ale, jak napisałam, w trzecim odcinku byl bardziej ludzki a jednoczesnie nadal byl sobą więc zachowanie na ślubie mogę wyjaśnić tym, ze go po prostu przerosla ta sytuacja.
Nie jest powiedziane, kiedy dostał zlecenie. Mnie na przykład nie zdziwiło okazywanie uczucia przyjacielowi, jakoś wydawało mi się, że jest do tego zdolny (znam socjopatów, mają przebłyski ludzkich zachowań i to relatywnie często, ale trzeba na nie mocno zapracować), ale już zaskoczyło mnie kompletnie ewidentne flirtowanie z panienką. Zresztą jeżeli bardzo mocno był zaangażowany w sprawę już w trakcie ślubu, to i te wzruszające momenty mogły być pod poderwanie. W końcu mistrzem romansu nie był :) Dla mnie z perspektywy trzeciego odcinka, drugi ma olbrzymi sens - jedna wielka gra. Całkiem jak grał przy Moriarty'm. Przecież wychodzi na to, że wiedział, że kod to bujda, a udawał, że w niego szczerze wierzy.
Niby nie jest powiedziane kiedy dostal zlecenie, ale wydaje sie ze jedna z pierwszych rzeczy ktore Sherlock zrobil to umowil sie z Magnussenem zeby z nim pertraktowac, a wydarzylo sie to pare miesiecy po ślubie. Po drugie mowi Johnowi cos w stylu: Janine jest sekretarka Magnussena. Powinienem ci podziekowac bo poznalem ja na twoim slubie." Czyli tak jakby "udalo mi sie zawrzec znajomosc ktora teraz jest przydatna". Ale ok, to moze nie sa jakies wielkie dowody, mozna sie sprzeczac.
Ja porównuje zachowanie Sherlocka do ksiązkowego pierwowzoru, a nie do zachowania innych socjopatow (ktos gdzies zauwazyl ze mozna dyskutowac czy Sherlock jest socjopata czy tylko tak o sobie mowi, ale juz w te dyskusje nie chce sie wdawac bo nie czuje sie specjalistką)
Tez najpierw myslalam ze moze to wszystko gra ale w koncu tego jakby nie wyjasnili. No bo np. Wiedzial ze mary jest klamca, wiec nie wiem czy po prostu mu sie to przypomnialo w momencie, w ktorym zobaczyl ja u Magnussena czy juz od poczatku wiedzial ze jest zla.
I to jest fajne, możemy to sobie dowolnie interpretować :) Nie zachwyciłabym się filmem czy serialem, gdzie wszystko byłoby proste i literalne. Jeszcze pozostaje kwestia interpretacji tego co mówił - nie znam na pamięć dialogów, bo widziałam to raz, dwa dni temu, ale czy on nie powiedział czegoś w stylu: meeting Janine at the wedding? To meet to poznać, ale i spotkać. Więc nie wiadomo jak to było. Janine nie znalazła się przecież na ślubie przypadkowo.
Co do kłamstwa Mary. Sherlock wiedział, że Mary jest kłamcą (np. udawała przez tyle czasu, że jej się wąsy podobają), ale nie wiedział w jakiej sprawie.
Za pierwszym razem nie wychwycilam tego dialogu o Janine, dopiero wczoraj ogladalam z napisami polskimi i wtedy juz nie zwracalam uwagi na slowa w oryginale. Tak mi sie rzucilo w oczy, bo wlasnie sie zastanawialam od kiedy Sherlock wiedzial ze jest asystentka Magnussena. Wychodzi na to ze musze zobaczyc ten fragment z angielskimi napisami :)
Klamca moglo sie odnosic do wasow, ale tam bylo do tego jeszcze np "sekret" i jeszcze do tego fakt ze rozpoznala szyfr. To w koncu Sherlock, jesli to zauwazyl musial sie nad tym zastanowic chociaz przez chwile. Wlasnie ciekawi mnie od ktorego momentu wiedzial o przeszlosci Mary.
Tego się nie dowiemy zapewne :) Twórcy mocno dbają o to, żeby pewne rzeczy zostawić niedopowiedziane i dobrze im to wychodzi :)
Generalnie w takich skomplikowanych dość scenariuszach lepiej obejrzeć w oryginale albo z oryginalnymi napisami, jeżeli znajomość języka na to pozwala. Klinicznym przykładem jest I Owe you... Zwłaszcza, że angielski ma znacznie więcej słów z różnymi znaczeniami - po polsku znacznie częściej użycie pewnych słów jest kategoryczne. Po angielsku bywa bardzo różnie.
Właśnie to nam sprezentował w gigantycznej mierze trzeci sezon - interpretację zdarzeń. Było to oczywiście w poprzednich sezonach, ale ze względu na to, że patrzymy w tym sezonie bardziej oczami Sherlocka niż Johna -jak w poprzednich dwóch - rzeczy wydają się nieco bardziej zagmatwane. Sztuką jest właśnie nie dać się skołować, tylko ruszyć łepetynką, ponieważ odcinki trzeciego sezonu potrafią bardzo omamić i przygwoździć widza tak, że ten już nie będzie wiedział, co czuć i co myśleć i będzie w większości oceniał to, co mu nie stykało :) Ja osobiście szaleję za podtekstem i interpretacją, zaczytuję się w metach, więc dla mnie ten sezon nie dość, że był wizualną ucztą dla oka (może nie każdemu mogła podobać się scena po postrzeleniu Sherlocka przez Mary, ale nie wierzę, że ktoś byłby w stanie powiedzieć, że nie zostało to kapitalnie wyreżyserowane), ale też prawdziwym powodem do poruszenia główką :D
Ta scena po postrzeleniu była po prostu majstersztykiem! Sama się czułam zagubiona, straciłam możliwość odróżniania co jest prawdziwe, a co jest przywidzeniem, a potem nagle ciap i wszystko stało się jasne :) Cudo.
Podzielam fascynację podtekstami - po to czytam, po to oglądam! :)
W niedopowiedzeniach sa napewno mistrzami, prawie zawsze po obejrzeniu odcinka nie wim co myslec, dopiero jak obejrze kolejny taz to wyrabiam sobie konkretniejsze zdanie :)
Scena po strzeleniu była naprawdę genialna, zgadzam sie. Podobala mi sie chociaz zazwyczaj nie podobaja mi sie sceny tego typu (czyli schizowe projekcje podswiadomosci)
Co do angielskiego: rzeczywiscie chyba najlepiej ogladac z angielskimi napisami. Szczerze mowiac jeden z odcinkow drugiego sezonu zrozumialam dopiero wtedy. Bo jak ogladalam po polsku to niektore rzeczy byly niejasne.
Niestety problem z tłumaczami jest taki, że są strasznymi pasjonatami i trzeba im gratulować podjętej się pracy, ale często mają przede wszystkim wpadki z nieznajomością frazeologizmów i idiomów angielskich i po prostu tłumaczą je jak leci :) do tego angielskie napisy są zawsze idealnie zsynchronizowane :D a jak się nie czai jakiegoś słówka to można se zatrzymać odcinek i znaleźć w słowniku, przy okazji się uczysz ;)
Ja wlasnie tak robie :) dzieki Sherlockowi moja znajomosc angielskiego sie znacznie poprawila.
Tlumaczenie nie jest takie proste. Robilam to jakis czas i trzeba dobrze poznac to, co sie tlumaczy, zeby zrobic to dobrze, a i to... Cala soba wiem jakiego znaczenia uzyc, ale nie umiem na to znalezc polskiego slowa :) dlatego wspomnialam tu o I Owe you. Albo to przypadek, albo to jest po prostu majstersztyk scenarzystow. Mozna to odczytac jako Jestem ci to winien i nawet na upartego uzasadnic, choc uwazam, ze Moriarty nie mial sie za co mscic. Ale to poniekad znaczy rowniez, w odpowiednim podtekscie, wyswiadczam ci przysluge. To nie jest slownikowe tlumaczenie, ale da sie to tak odczytac. I wtedy wszystko co robi Moriarty nabiera innego znaczenia...
Interpretacja sie klania :D Tlumacz w takim wypadku musi narzucic odbiorcy swoja wizje :) trudne to :)
Gra słów w językach też jest rzeczą pokomplikowaną :)
Wiem, ja też tłumaczę jak mam czas. Albo poprawiam napisy innych :)
Kiedyś mi się tam przeczytał jeden komentarz gdzieś tam, że Sherlock nie jest socjopatą (bo nie jest obviously), ale mówi tylko tak o sobie, żeby podkreślić swoją indywidualność i to, że niepotrzebne mu jest nic innego jak on sam i jego mózg. John podchwycił ten zwyczaj i nazywa go tak, lub pochodnymi nieprzyjemnymi słowami, kiedy Sherlock zrobi coś, co moralnie trudne jest do przyjęcia i zrozumienia. Chyba, że John używa wyrażenia 'socjopata' itp. dla siebie, żeby przypominać sobie, że Sherlock nie nadaje się do partnerstwa i związków (jeżeli wierzyć Johnlockowym metom :D) i że lepiej się w nim nie zakochiwać. Tak też słyszałam. Ale właśnie - interpretacja :D
Stara dobra wikipedia:
Socjopatia (inaczej osobowość antyspołeczna) - zaburzenie osobowości, przejawiające się nierespektowaniem podstawowych norm etycznych oraz wzorców zachowań w społeczeństwie, uwidaczniające się w wyraźnym braku przystosowania do życia w społeczeństwie[1].
Socjopaci mimo normalnego (lub nawet większego) poziomu inteligencji nie potrafią podporządkować się zasadom współżycia społecznego. Wczesne przejawy tego zaburzenia obejmują m.in. kłamanie, kradzieże, bójki i inne konflikty z normami prawnymi[1].
W potocznym rozumieniu socjopata to osoba, która nie liczy się z cudzymi opiniami i łatwo popada w konflikty z innymi.
Toż to wikipedyczny opis Sherlocka :D
Kiedyś pewnie tak :)
- Respektuje podstawy norm społecznych i wzorców zachowań w społeczeństwie? Tak, ale nie musi mu się to podobać :D Na przykład świadczy to o tym, że nie zrobił rozróby na przyjęciu (nie licząc rozwiązania sprawy próby morderstwa).
- Brak przystosowania do życia w społeczeństwie - próbuje. Idzie mu coraz lepiej.
- Podporządkowanie się zasadom współżycia społecznego - próbuje. Czasami mu nie wychodzi :D może po prostu nie chce.
- Konflikty z normami prawnymi, kłamanie, kradzieże, bójki - wszystko w dobrej mierze dla osób, które są mu bliskie.
- Potoczne rozumowanie socjopaty - no właśnie. Łatwo pod tym względem nazwać Sherlocka socjopatą. Według mnie u niego to nie jest prawdziwy defekt psychologiczny i zaburzenie osobowości, tylko jego własny upór i podświadome sądzenie, że samemu mu będzie zawsze lepiej, bo nikt nie wchodzi w paradę. Chodzi mi o to, że wmówił sobie socjopatię. Takie jest przynajmniej moje zdanie, bo to, co teraz robi Sherlock świadczy, że dekektu socjopatycznego tak do końca nie ma :)
Mało powiedziane, że przerosła. On na początku odstawiał taką panikę przed tym ślubem, jakby to on miał składać przysięgę przed ołtarzem :D Nawet Mary to zauważyła. Że już nie wspomnę o przypadkowym ściągnięciu całej artylerii policyjnej, bo Sherly pisał przemowę :D
Ano właśnie. Popadł w histerię z powodu bycia best man'em i nagle odstawił ten teatr jednego utalentowanego aktora na przyjęciu? Ja to widzę w ten sposób. Wpadł w panikę, że wymaga się od niego czegoś, czego kompletnie nie potrafi. Nagle dostał sprawę, która "usprawiedliwia" jego czynny udział w ślubnym cyrku (Janine) i wreszcie coś co zna - robienie z siebie głupka przed publicznością :)
Widać po prostu, że mają większy budżet i to nie jest kolejny serial BBC tylko ich okręt flagowy. Co do przewidywalności to z jednej strony niegeniusz nie jest w stanie udać i geniusza, ale co dwie lub więcej głów to nie jedna ;) A z drugiej to wiele rzeczy można było się domyśleć ze małych wskazówek ze wcześniejszych odcinków. Ot, mała zabawa w detektywa.