Kapitalny, powalający, wspaniały, rewelacyjny - i jeszcze wiele innych przymiotników, na których
samym końcu dałbym "zdumiewający", ze względu na wyjątkowo nietuzinkowe zjawisko typu
matematyczno-artystycznego, które nasunęło mi się na myśl podczas seansu.
Z jednej strony, jakiegokolwiek aspektu bym nie wziął pod uwagę, w porównaniu film - serial
(przez to pierwsze rozumiem oczywiście dzieło Guya Ritchiego), na tę chwilę lepiej wypada
właśnie to pierwsze (czasem powody są poważne, jak np. mentalność main chara, którego
wolałem jako zabawnego szałaputa niż apodyktycznego ekscentryka, a czasem trywialne, jak
np. jego fryzura, w której BenCum wygląda... trochę nie bardzo).
Z drugiej jednak strony, ten serial jest nie tylko najlepszym (aktorskim) serialem, jaki miałem
okazję oglądać, ale jest jeszcze lepszy, do tego stopnia, że nasunął mi na myśl jeszcze coś,
mianowicie pytanie: jakie warunki (formalne) decydują o tym, że kinematograficzny projekt
jest filmem - czy - serialem?
Czekam na odpowiedzi, z góry thx, pozdro dla wszystkich fanów i wielkie dzięki dla każdego,
kto przyczynił się do powstania tego arcydzieła! :)
ja też uważam że serial wypada o wiele lepiej niż film, w filmie R D-J za bardzo się popisywał jako tytułowy Sherlock a tutaj wszystko jest niezwykłe a dobrym elementem było uwspółcześnienie ich historii Martin Freeman też lepiej wyglądał jako Watson w ogóle całość jest lepsza niż dzieło Guy'a Richiego
Mi się podobają oba dzieła, gdyż każde z nich ma swój klimat. Obaj panowie grający Sherlocka są świetni, ale Benedict jest lepszy, gdyż wydaje się być bardziej profesjonalny. Nie znaczy to, że postać grana przez RDJ jest do niczego- przede wszystkim klimat filmu jest zupełnie inny niż serialu, epoka też jest inna, szalony Sherlock bardziej tam pasuje niż do współczesnego Londynu. Na pewno nie generalizowałabym tego tak, jak to niektórzy mają w zwyczaju, że "Sherlock bbc jest ekstra, a inne produkcje o Holmesie są do niczego i kropka".
Sherlock RDJ jest po prostu bardziej komediowy, choć w niebezpiecznych sytuacjach też daje radę ;). Robert postanowił wykreować inaczej tę postać i zrobił to bardzo dobrze. Ogólnie film Guya Ritchiego to klimatyczny (wspaniała muzyka) kostiumowy film akcji, w sam raz na wieczór z przyjaciółmi.
Sherlock bbc jest bardziej "mhoczny"- poruszanych jest więcej życiowych spraw, Moriarty jest bardziej demoniczny, Sherlock i Watson z początku wydają się być bardzo samotnymi ludźmi, którzy potrzebują do szczęścia "the thrill of the chase, the blood pumping through your veins", a ich przyjaźń rozkwita bardzo powoli (fani to uwielbiają, ale czasami przeginają- wystarczy poczytać fanfiction).
Jeśli miałabym już coś odradzić, to jest to "Elementary"- pierwszy sezon był jeszcze w miarę, ale drugi to dno (co prawda nie skończyli go nadawać, ale każdy kolejny odcinek jest coraz nudniejszy, a sprawcy do przewidzenia).
w sumie masz rację każdy z dzieł ma inny klimat i każdy z aktorów grających te postaci zrobił to na swój sposób, bo trochę nudno by było gdyby kolejne odsłony były identyczne
Formalnie rzecz biorąc, podstawą różnicy między filmem kinowym a filmem/serialem telewizyjnym są już chyba tylko przewidywane kanały dystrybucji (sieć kin albo stacje tv). Po rewolucji cyfrowej nie ma różnicy między zapisem obrazu dla kin i telewizji. Poziom artystyczny obu rodzajów produkcji od kilku lat wyrównuje się. Z punktu widzenia użytych środków (kamery, scenografia, kostiumy, w niektórych przypadkach efekty specjalne) oraz aktorstwa i reżyserii - co szczególnie widać w produkcjach brytyjskich - różnice miedzy filmem kinowym a telewizyjnym są coraz mniejsze.
Natomiast twórcy "Sherlocka" BBC podkreślają, że ich medium to telewizja - i co prawda mogliby przemyśleć kwestię ekranizacji kinowej, ale po co :-)
I to się nazywa odpowiedź do rzeczy :)
(z całym szacunkiem dla pozostałych respondentów, którzy również stanęli na wysokości zadania)
wydaje mi się, że w takich telewizyjnych produkcjach wciąż do powiedzenia ma więcej reżyser i scenarzysta, a nie producent
Chyba trudno tu generalizować, zważywszy, że większość amerykańskich seriali tworzonych jest przez zmieniających się scenarzystów i reżyserów. Często scenarzysta jest też producentem (np. Brian Fuller w "Hannibalu"). Podobnie w UK: w "Doctorze Who" główny scenarzysta jest jednocześnie współproducentem. W przypadku "Sherlocka" sporo do powiedzenia ma Sue Vertue, od obsady głównej roli, przez rozwiązania rozmaitych scen (cały czas jest na planie), po klepnięcie ostatecznego montażu.
scenarzysta producentem - to jest bardzo dobre połączenie :)
zakładając ciekawy materiał wyjściowy