Dla mnie filmy z tej serii są niezwykle męczące, a niektóre rozwiązania fabularne budzą śmiech. Lifting Holmesa w takiej postaci irytuje. Scena walki z jakoby golemem z 3 odcinka 1 serii wydaje się być wiernym odzwierciedleniem całości. Szkoda.
Ten film to nie lifting Holmesa ale wariacja nim;) Stąd te wszystkie rozwiązania fabularne. Jeśli ktoś czytał książki o Holmesie to ma bardzo miłe zajęcie w wyłapywaniu roznych smaczków, które zapewnili nam twócy tej serii. Dla mnie ten serial jest po prostu genialny i czekam na więcej;).
Co nieco Holmesa znam, zarówno filmy, jak i oczywiście opowiadania, ale zabawy niestety nie miałem. Bardzo byłem rozczarowany. Nerwowa akcja irytowała dodatkowo. Jeśli jednak czerpiesz z projekcji przyjemność, to życzę jej najwięcej :)
Trudno mi się powstrzymać od stwierdzenia, że się nie znasz. Mi ten Sherlock bardzo przypadł do gustu :). Wolisz klasykę, czy czepiasz się, że dziwnie wygląda rozwiązywanie przez Sherlocka kolejnych zagadek ? Jak dla mnie pomysł z pałacem pamięci jest super, Sherlock z tym wybitnym umysłem i arogancją też jest świetny :).
Mógłbyś wytłumaczyć, co Ci wadzi ?
Na czym mam się znać? Na filmach, na książkach, na Holmesie, na Conan Doylu?? Skoro już wywołałaś mnie do tablicy, to poinformuję, że czytywałem Holmesa po polsku albo w oryginale, a całość mam na półce w obu wydaniach, nawet serial z Jeremy Brettem wpadł mi w ręce. Czy już się znam, czy jeszcze nie?
A teraz na spokojnie :) Obejrzałem tylko 3 filmy pierwszej serii, jak wspomniałem, tak więc trudno mi polemizować, tym bardziej, że za każdym razem po 30 minutach oglądałem już z rosnącą niechęcią. Przez pierwsze pół godziny był we mnie szczery zapał, bo przecież tylu ludziom się podoba.
Z ostatniego odcinka (dla mnie jak na razie) zapamiętałem irytujące wątki:
- Holmes pamięta doskonale, kiedy jaka seria zegarków trafia na rynek,
- sportowy bucik po latach (zachowany na pamiątkę, tak wiem)
- Holmes nie spojrzawszy nawet na mężczyznę widzi (!) różne detale, które świadczą o tym, że może być (ten mężczyzna :) homoseksualistą, pewnie zobaczył to pod mikroskopem, w którym coś ogląda (Sherlock :)
- w Londynie stoi jakiś gość kilka godzin na uczęszczanej ulicy i nikt na niego nie zwraca uwagi. W Londynie?? Po zamachach i z tymi wszystkimi kamerami?
- siedzi jakaś kobiecina z bombą w samochodzie kilka godzin i nie może pukaniem w szybę, albo krzykiem zwrócić czyjejś uwagi?
- napadnięto Sherlocka w odwiedzanym domu, a ten później sprawcy nie goni, tylko otrzepawszy się wychodzi do Watsona, jak gdyby nigdy nic. Policji nie informuje, bo i po co.
- po zdarzeniu na basenie to samo, w sensie pozostawienia spraw własnemu biegowi...
Było takich rzeczy więcej, ale szczerze mówiąc szkoda mi czasu na sprawdzanie, bo musiałbym obejrzeć film ponownie, a naprawdę nie mam na to ochoty. Nie oglądam też filmu, po to, by delektować się, który wątek z Doyla, potraktowano tak, a który inaczej, który zachowano, który zniknął. Sam Sherlock Cumberbatcha dla mnie jest nie dziwny, nie arogancki, ale antypatyczny wielce, z dwiema tępymi minami i z mózgiem, który ma stałe łącze z internetem. Każdy odcinek zdaje się być bardzo nierówny, czasem chaotyczny biorąc pod uwagę tempo narracji :)
Mam nadzieję, że wyjaśniłem choć w części, o co mi chodzi.
Naprawdę pozdrawiam :)
Te rzeczy ze staniem na środku ulicy i kobieta w samochodzie też wydawały mi się trochę dziwne. Ale raczej Moriarty nie pozwoliłby im na żaden ruch. Tylko dziwiło mnie, dlaczego nikt ,,z zewnątrz" tego nie zgłosił. Raczej nikt tak długo nie siedzi w samochodzie albo stoi na ulicy i rozmawia. W tym akurat się z Tobą zgodzę.
Sherlock to wszystko pamięta dzięki wyćwiczonemu mózgowi. Każdy po długich umysłowych ćwiczeniach byłby coś takiego w stanie robić. Przynajmniej ja tak uważam.
Tępe miny Cumberbatcha ?! Sorry, lubię tego aktora (i jego głos), może nie jest zbyt urodziwy, ale świetnie gra takiego socjopatę :). A antypatyczny to on ma być, chociaż wydaje mi się że im nowsze odcinki tym bardziej ,,ludzki" się staje.
Również pozdrawiam, mimo różnic gustu :).
Pomimo ewidentnych kiksów, zapewne obejrzę za jakiś czas kolejne odcinki Sherlocka, ale tylko z uwagi na miasto, którego ulice co nieco znam. Przyjemności zapewne nie będę miał z tego wielkiej.
Chociaż Tobie jak najbardziej życzę :)
Jeśli znasz twórczość Conan-Doyla, to doskonale orientujesz się zarówno w sposobie traktowania rzeczywistości przez autora (naprawdę, nie zastanowiło Cię prawdopodobieństwo przedstawianych sytuacji?), jak i wykreowanemu modus operandi głównego bohatera. Dlatego dziwi mnie Twoje zdziwienie i irytacja wymienionymi wątkami. Serio, orientacja w gadżetach Cię zniesmacza, a umiejętność określenia marki roweru po odcisku opony nie? Odgadnięcie na pierwszy rzut oka preferencji seksualnych jest bardziej irytujące od ustalenia w ten sam sposób historii kilku lat z życia klienta? Znając postać literacką, zastanawiasz się, dlaczego Sherlock nie powiadamia policji o napaści?!
Notabene, "nie mieć zabawy", oglądając tak pełny humoru serial - współczuję.
Zwróć uwagę, że napisałem: zapamiętałem. Nie oglądam filmu po to, by go co chwila punktować i nie mam zamiaru krytykować klatka, po klatce.
Orientacja w gadżetach u schyłku wieku XIX, a na początku XXI, wziąwszy pod uwagę poziom produkcji, to chyba ogromna różnica. To kwestia skali, dziwne, że nie rozumiesz. Liczba rodzajów opon kiedyś, a liczba modeli zegarków teraz.
Zwróć też uwagę, że bardziej głupie wydało mi się beztroskie porzucenie ściągania przestępcy, który przed momentem uciekł, niż brak powiadomienia policji. Z drugiej strony, jeśli w grę wchodzi ochrona życia bliźnich, to i Sherlock chyba nie powinien się wahać. Inaczej przypomina dziecko, które mówi, ja sam!, ja sam! nie geniusza
Z pewnością dostrzegasz, że nie odniosłeś się do kilku wymienionych przeze mnie, ważnych dla fabuły wątków. Nie o to jednak chodzi. Ilość nieprawdopodobnych motywów z Sherlocka bije na głowę liczbę niemożliwych z oryginalnego Holmesa. Kilka dowcipnych tekstów, nie równoważy nagromadzenia nieprawdopodobności. Mnie film nuży, zabawy żadnej nie mam.
Jeśli komuś seria się podoba, to i dobrze.
Daj spokój, gonić żeby gonić? Od tego Sherlock jest geniuszem, żeby wiedzieć, kiedy warto rozpoczynać pościg :-) I nie ma to nic wspólnego z beztroską - raczej z chłodną kalkulacją.
Modeli zegarków są tysiące, ale tylko kilka firm rzeczywiście ważnych i rozpoznawalnych. Nie ma powodu irytować się na kogoś, że wie więcej od Ciebie. Rodzajów londyńskiego błota - mimo wizyt w tym mieście - też pewnie nie znasz, a jakoś Ci nie przeszkadza ich znajomość u ACD.
Nie odnoszę się do innych kwestii, bo wystarczy obejrzeć odcinek bez uprzedzenia i czepialstwa, żeby zauważyć, że człowiek popełniający morderstwo po raz pierwszy mógł zachować pamiątkę z tego - było nie było - epokowego wydarzenia; że nie było innego sposobu ratunku zakładników (obłożonych materiałami wybuchowymi i na muszce snajperów) niż sprawienie, żeby sam Moriarty zrezygnował z zabicia ich; że pukanie "kobieciny" byłoby dla niej pukaniem do nieba bram, więc słusznie, że się nie miotała; że nawet jeśli ktoś zauważyłby stojącego w tłumie, to on sam by go pogonił, żeby ewentualna interwencja nie spowodowała wybuchu.
Inna sprawa, że kryminałów, w których zachowana jest duża doza prawdopodobieństwa, jest jak na lekarstwo - zwłaszcza tych, w których występuje geniusz pomagający w odkryciu przestępcy. O ile nie uzna się, że geniusz może nieprawdopodobnie więcej niż przeciętny człowiek :-)
Przyjmuję Twój punkt widzenia, ciekawe argumenty, ale nie przejmuję :) Mam problem z geniuszami i to mi wyjaśniłeś :)
Szacunek. Dzięki. Pozdrawiam
Wiesz, masz dużo racji, ale szkopuł w tym, że opowiadania Arthura Conan Doyle'a też były nieprawdopodobne do niemożliwości. Gdzieś czytałam argumentacje czemu Anglicy w tamtych czasach mieli prawo uwielbiać ACD, a czemu inne nacje w innych czasach już nie i kupiłam stamtąd tylko fragment o tym, że ludzki umysł, jakby nie było, nie był w stanie w takim stopniu zapamiętywać szczegółów, mało tego! - tak szybko łączyć je ze sobą, wyciągać wnioski, tak szybko te informacje przetwarzać i przypominać w odpowiednich momentach. To już pod tym choćby względem Sherlock serialowy jest logiczniejszy, bo chociaż głowił on się trochę, żeby w tej swojej pamięci znaleźć dowód, że obraz jest fałszywką (odcinek bodajże trzeci pierwszego sezonu). ;) Ogólnie często te jego poszukiwania były pokazywane i mnie się ten zabieg techniczny bardzo podoba.
O Sherlocku Cumberbatcha nic więcej nie pisz. Człowieku! Czynisz sobie ze mnie największego wroga. ;) To jest właśnie mój ulubiony Sherlock ze wszystkich serialowych i filmowych, które widziałam. :) Arogancki, wredny, pyszny, zadufany w sobie, a jednocześnie jednak w sytuacjach kluczowych dbających o przyjaciół.
Sherlock nie ma być serialem wybitnym, dającym do myślenia i skłaniającym do zadumy. Sherlock ma być serialem typowo rozrywkowym, gdzie przymyka się oczy na te nielogiczności, które wynikają przecież z powieści u ACD. Skoro twórcy zdecydowali się przenieść historię Sherlocka do XXI w. to musieli również jego geniusz przenieść na te realia. Nie mogli w żaden sposób tego przeskoczyć i Sherlock musiał orientować się we wszystkich zegarkach, pistoletach czy maszynach do pisania, które wychodzą. Jeśli o mnie chodzi to serial spełnia się w swej roli znakomicie, bo ja niczego więcej nie oczekuję, bo serialu rozrywkowym. Bardzo możliwe, że nie zasługuje on aż na 10, ale pozwoliłam sobie na odrobinę subiektywizmu. :) A poważniejsze rozkminy zostawiam sobie na poważniejsze kino i wtedy - owszem - jeśli znakomicie skonstruowana intryga zostaje popsuta jednym nielogicznym elementem jestem zawiedziona. Ale nie będę rozczarowana po serialu, który zakłada przesadyzm i ma go niejako wbudowanego w siebie, poprzez pokazanie przygód takiego, a nie innego bohatera, że jest przesadzony.
Ufff, trudne, mocno rozwinięte zdanie. A na studiach mówili: krótkie, proste zdania! ;)
Także ja się skłaniam ku argumentacji ACCb. :)
Zdania długie, ale dałem radę :)
A propos geniuszu, już mi to ACCb wyłożył, mam problem. Dla mnie skala znajomości rzeczywistości przez niedościgły umysł jest w Sherlocku XXI bardziej nieprawdopodobna niż w Holmesie u progu XX; no i obejrzałem dopiero 3,5 odcinków serialu.
O Cumberbatchu nie napiszę, że z twarzy w filmie zdaje mi się tępy, a więcej inteligencji dostrzegam w oczach Watsona. Nie napiszę, bo pójdziemy na noże :) Napiszę tylko, jak pięknie możemy się różnić w ocenie :)
Nie sądzisz chyba, że zasiadając przed ekranem oczekiwałem filmu wybitnego, który obróci mój światopogląd w zgliszcza? Notatnika też przy sobie nie miałem, by notować, co mi się podoba, a co nie. Samo się zarejestrowało. Od Sherlocka oczekiwałem rozrywki. Dostałem, ale że tak napiszę, trochę w innym sensie :)
Czwarta część, zgodnie z wypowiedziami niektórych, zdaje się naprawdę lepsza niż poprzednia. I bardziej sensowna. Tylko wciąż nużą mnie te szybkie kadry. Twórcy wzorowali się chyba na współczesnych kreskówkach, gdy dziecko z otwartą buzią atakowane jest ciągłym ruchem i zmieniającym się obrazem. Czas ajfonów, ajpodów, i srajpodów.To nie tylko moja opinia, ale tam...
A ja się skłaniam ku Wam obojgu :)
Wiesz, zdania mogą być różne, a super obiektywnym być nie można, chociaż ja próbuję, próbuję, ale rzadko mi się udaje. :) Staram się filmy oglądać uważnie, żeby nawet jeśli mnie nudzą dostrzec coś, co może podnieść ocenę, ale i tak w końcowym rozrachunku ocena nie będzie wybitna, bo byłam znudzona. A tymczasem film może być arcydziełem. Tak samo ja nigdy nie zrozumiem fenomenu Gwiezdnych Wojen. Przez nie zraziłam się zupełnie do science fiction i sporo czasu minęło zanim się odblokowałam. Wielu ludzi ocenia 10/10, a ja dałabym pewnie maks 4, ale już taka nie jestem i nie oceniam. ;)
Na logikę ok, może ci się nie podobać, nie ma problemu. Na serio i po ludzku, to te zastrzeżenia są typowe dla skostniałych bufonów, którzy buty w kostkę składają. Czyli zero wyobraźni. Nie dla ciebie ten serial, absolutnie, nie męcz się. Jest cykl BBC o sadzeniu stokrotek i taki o tym jak ludzie kupują dzbanki i potem je czyszczą. Będziesz zachwycony!!!
Dobre pytanie - na czym ma się znać? Generalnie uważam, że ten kolega to nudziarz okrutny, co to lubi tylko te piosenki, które już kiedyś słyszał, ale z drugiej strony, kwestia gustu to nie rzecz znania się...
Ciekawa postawa, typowa dla sformatowanych...
Jak ktoś nie po linii większości, to pojedziemy po człowieku. Innych stać było na argumenty i dyskusja z nimi ma sens.
Ty wykazałaś, że z ciebie miernota, rzeczywiście o wybujałej wyobraźni, ale na własny temat.
Yyyyyy, a ty tak względem czego teraz? Argumenty? Na jaki temat? A dasz się przekonać, że nie masz racji, że ci się nie podoba? Nie podoba się, to nie. Jesteś nudny, serial nie i tyle, jakie tu argumenty mają być? Filmy oceniam w kategoriach podoba się albo nie, nikt nie musi tego uzasadniać, nie ma na to wpływu, ale skoro już wypisujesz elaboraty, to ja to oceniam, to chyba logiczne. Nudni ludzie nawet się ciekawie kłócić nie umieją, jakaś kupa o miernotach... A weź się jakoś wysil, żeby mnie wyzwiska zabolały albo co. Niech walną chociaż blisko moich słabych punktów, jak ja walnęła w twój. Tak, wiem, wiem, nie trafiłam, tylko żałosna jestem i dlatego się tak pieklisz i obrzucasz inwektywami...
Obejrzales trzy odcinki? To koniecznie obejrzyj 4 (s01e02) jest świetny, po tym odcinku bardzo mozliwe ze zmienisz zdanie.
Obejrzales 3 odcinki? To obejrzyj 4(s02e01), jest swietny, bardzo mozliwe ze zmienisz zdanie.
Tak zrobię, może nie w najbliższym czasie, ale z pewnością. Dałeś/dałaś mi nadzieję :) Dziękuję...
spoko, sorry, że tak 2 razy ale telefon zmulił i myślałam, że sie nie przesłało. Ogólnie chyba wiekęszość przyzna, że drugi sezon jest nawet o poziom lepszy, chodź pierwszy mi sie też bardzo podobał, to jednak po drugim wciągnęłam sie całkowicie i do dziś się nie pozbierałam.
Napisać że podzielam Twoją opinię byłoby przesadą;) jednak mnie również przy tylu zachwytach serial rozczarował...Co prawda pilot podszedł w miarę gładko, ale przy drugim odcinku cóż, zasnęłam w połowie. Co mi się nie zdarza. Hm;) A Sherlock jest antypatyczny strasznie ale na ekranie takie postaci się często lubi. Nie to co w życiu, jakby ktoś tak wszystkim dosrywał to byłby be;)
Sherlock jest antypatyczny? Wszystkim dosrywał? Interesujące przyjęcie optyki pary Donovan - Anderson...
A co może jest sympatyczny? Z tego co zdążyłam zauważyć ciągle demonstruje swoją umysłową wyższość plus ma prawie wszystkich za tępych idiotów. Sam jest geniuszem, a dla takich to w sumie naturalne.
"Demonstruje swoją umysłową wyższość" tylko wobec pary policjantów, która uwielbia mu dogadywać. Może to dziecinne, ale któż by się oparł, żeby nie odpowiedzieć pięknym za nadobne?
Bo czy Sherlock jest antypatyczny wobec pani Hudson, Johna, Lestrade'a, Mike'a, Sebastiana i jego sekretarki, Li-Soon i jej kolegi z muzeum, graficiarza (że przypomnę tylko postaci z dwóch pierwszych odcinków)? Pani Hudson może i ma wobec niego jakieś zobowiązania, a John może i jest piekielnie samotny - ale czy oni wyglądają na masochistów, żeby z własnej woli przebywać z kimś, kto jest zdecydowanie niesympatyczny? Stanowczo "Sherlock" daleki jest od prostej, czarno-białej optyki.
No chyba sobie żartujesz teraz^^ Co niby było w tym serialowym skomplikowanego? Oczywiście jak kto uważa, mnie tak "zaintrygował" że nie chciało mi się oglądać dalej...
Chyba jednak jest niesympatyczny względem gospodyni. Skoro mówi do niej zamknij się... a z tym masochizmem, to kto ich tam wie.
Między Sherlockiem a panią Hudson jest bardzo szczególna więź - ona traktuje go po matczynemu, często przy tym zrzędząc, on na nią fuka, ale też potrafi przytulic i stwierdzić, że jest ostoją Anglii. Gdyby gospodyni uważała, że Sherlock zachowuje się nieodpowiednio, po prostu wypowiedziałaby mu mieszkanie. I wynajęła sympatycznemu za normalną, a nie okazyjną cenę :-)
jestem tego samego zdania. Lubię postać Sherlocka, ale tylko oglądać, bo jakbym miała z takim mieszkać to chyba bym zwariowała. Często jest dla innych nieprzyjemny, nawet dla najbliższych. Pokazuje, że mu zależy, owszem, ale chyba głównie w sytuacjach kryzysowych. Relacja z nim wymaga od drugiej strony wielkich pokładów cierpliwości. Dlatego Sherlock do czasu pojawienia się Johna był praktycznie sam, tak myślę, bo jeśli nawet ktoś próbował się zbliżyć, szybko się zniechęcał.. Aż trafił się John, który Sherlocka zaakceptował, tak po prostu, i jest w stanie sobie z całym tym jego pogmatwaniem radzić :)
Tak naprawdę nie wiemy, dlaczego Sherlock nie miał przyjaciół przed Johnem. Może komuś brakło cierpliwości - a może sam Sherlock nie potrzebował przyjaciół. Jego funkcjonowanie w społeczeństwie związane jest z tym, co umie, lubi i chce robić: z rozwiązywaniem zagadek. Dlatego spotyka się z tymi, którzy potrafią mu te zagadki zapewnić. Niektórzy - jak Lestrade - uważają go za przyjaciela, inni - jak Molly - za obiekt sympatii. Sherlock traktuje ich instrumentalnie - do czasu, gdy się przekona, że zależy im na czymś więcej niż tylko współpracy przy rozwiązywaniu kolejnych spraw. Sam by pewnie nie wpadł, bo potrafi czuć, potrafi tylko analizować uczucia innych. Ale na jego drodze pojawił się John, który pokazuje to, o czym Sherlock nie miał pojęcia. Autentyczne, żywe, wręcz namacalne uczucia.
A dlaczego wcześniej nie miał kolegów - o tym mówi Sebastian, znajomy z uczelni: bo Sherlock nie imprezował, za to bezbłędnie potrafił wyczuć, kiedy ktoś był nie w formie i głośno o tym powiedzieć. Dlaczego było to takie nieprzyjemne? Kto wie... :-)
Nie wypada się nie zgodzić. Straszne bzdury; zagadki i rozwiązania owych są za przeproszeniem z dupy wzięte, Sherlock, jest irytującym megalomanem zachowującym sie jak imbecyl, zero klasy i polotu, a to zawsze doceniałem we wcześniejszych jego wcieleniach. Generalnie podczas oglądania bolały mnie od tych głupot nawet plomby. pozdr.