Bardzo nie lubię uwspółcześniania na siłę klasyki literatury, więc długo zbierałam się żeby obejrzeć ten serial. Na szczęście moje obawy się nie potwierdziły - mimo zmiany czasu akcji atmosfera opowiadań została zachowana.
Chociaż Holmes zamiast palić fajkę używa plastrów nikotynowych, a Watson prowadzi bloga zamiast dziennika, charaktery bohaterów i relacje między nimi są bardzo bliskie oryginałowi. Zagadki przedstawione w serialu nie są oparte na opowiadaniach, ale jest mnóstwo odniesień do nich, więc fani Conan Doyle'a powinni być zadowoleni. Z drugiej strony, serial można bez problemu zrozumieć bez znajomości pierwowzoru.
Jeśli chodzi o aktorstwo, serial prezentuje się świetnie (jak to zresztą w produkcjach BBC bywa). Aktorowi grającemu Holmesa udało się zerwać z jego typowym wizerunkiem (czapka w kratkę, płaszcz, fajka), jednocześnie nie tracąc wiarygodności. Watson też jest bardzo dobrze zagrany, mam wrażenie że właśnie dzięki temu jego postać jest bardziej wyrazista niż w opowiadaniach (i nie ma wąsów - to dla mnie naprawdę duży plus ;)) Ogólnie serial ma mnóstwo zalet.
Natomiast jego największa wada to moim zdaniem zbyt mała rola, jaką w śledztwach odgrywa Watson. Zawsze denerwowało mnie to, że właściwie do niczego się nie przydawał, mimo swojego zawodu i doświadczenia w armii. W serialu nie jest to aż tak widoczne, a zakończenie pierwszego odcinka dało mi nadzieję, że coś się w tej sprawie zmieni, ale niestety nadal mam wrażenie, że Watson jest zaniedbywany.
W książkach Watson jest bardziej stanowczy i wyrazisty. W serialu pomimo udanej akcji w pierwszym odcinku, jest taką jakby ciepłą kluchą. Wydaje się troche zagubiony i za miękki jak na byłego żołnierza. Jednak naprawdę wielki ukłon posyłam w stronę pana Freemana, bo widze, że ciężko pracował nad wiarygodnościa.
Fakt, bardzo lubię serialowego Watsona, ale zupełnie nie wygląda mi na byłego wojskowego. Po pobycie w armii powinno coś zostać w jego zachowaniu, ruchach, a niestety wcale tego nie widać. Co nie zmienia faktu że Martin Freeman jest świetnym aktorem, a jego Watson jest uroczy :)
zgadzam się w 100% właśnie to, że jest uroczy i jakiś taki misiowaty i w Watsonie przeszkadza, niby cierpi z powodu urazu, ale mama wrażenie, że jego postać została stworzona tak, jak gdyby był zwykłym lekarzem z przychodni i tak powiedziano aktorowi, a w ostatniej chwili, tuż przed kręceniem ktoś rzucił hasłem: hej, niech on wraca z Afganistanu.
chociaż widziałam też ekranizację, gdzie Watson był niemożliwym kretynem, który spał przez większość czasu i generalnie wyglądał jak alkoholik. więc nie jest źle:)
"Ciepłą kluchą"?... Nie powiedziałabym, szczególnie nie w "kryzysowych" momentach. Po za tym John nie jest tylko i wyłącznie byłym żołnierzem, a właściwie to chyba bardziej istotny jest fakt, że jest lekarzem(a do tego trzeba/powinno się być bardzo "ludzkim"). Stanowczy też za bardzo być nie mógł, bo bardzo możliwe, że ucierpiałyby na tym jego relacje z Sherlock'iem. Przynajmniej ja tak to widzę ^^'
A ukłon jak najbardziej mu się należy :-)