Jude Law nakreślił Watsona jako inteligentnego potrafiącego postawic do pionu Sherlocka. Dodatkowo nie był mniej inteligentny (wciąż nie mial specyficznych cech dedukcji na tak wysokim poziomie itd). Dodatkowo byli w podobnym wieku co ukazywało "równość" i bycie doslownie zwazywszy na wiek parą. Serialowy Watson roznica wieku miedzy aktorami jest 6 lat, gdzie objawy starzenia u Watsona.
Watson z połowie siwymi włosami. Z wygladu jeszcze z 5 lat dodatkowych dla Watsona i wygladalby jak wujek Sherlocka.
Wyglądem, ubiorem, sposobem i tonem głosu przypomina bibiliotekarza
Zamiast podobnego intelektem i pomysłowością Watsona (film Jude Law) Co Sherlock na cos wpadnie wydedukuje to Watson stoi z otwarta buzia "niesamowite, jak, fantastyczne, ja cie krence, jak to wymysliles?".
Serialowy Watson to przyglupi ciapciak w roli "przynieś kapcie, podaj telefon". Wszystko to powoduje, ze jego postać jest dla mnie niepoważna, odstająca, zbędna, silna różnica wieku/intelektu/sprytu/temperamentu itd.
Zły aktor, źle rozpisana rola.
Dobry aktor i dobrze napisana rola, taki był zamysł twórców. Gdyby był inny to byłby inny aktor i inaczej napisana rola. Nie wiem ile razy trzeba tłumaczyć ludziom, że to że coś im się nie podoba nie oznacza że coś jest złe. Ty tak to interpretujesz. Porównanie do filmu raczej kompletnie nietrafione, bez zasadne i durne. Film to bardziej odwzorowanie, serial? To hiperbola, przerysowanie, nowe światło - chociażby przeniesienie historii do naszych czasów, a jednoczenie całkowicie inny niż jakieś seriale detektywistyczne. Do tego serialowy Watson nie jest głupi, ale ma emocje, widać to wyraźnie, przez co Sherlock wydaje się bardziej bezduszny. W filmie? Nie widać zbytnio różnicy pod tym względem. Film mi się bardziej podobał, serial jest dla mnie trochę za toporny, możliwe że krótsze odcinki byłyby lepsze. Mi się nie podobała Mery, ale miała swoje plusy. Sam serial przez to że ma wiele "warstw", wątków, odcinki są długie itd. sprawia wrażenie nudnego, ale to był kiedyś plus, a teraz przez to traci.