PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=528992}

Sherlock

2010 - 2017
8,5 238 tys. ocen
8,5 10 1 237851
7,9 46 krytyków
Sherlock
powrót do forum serialu Sherlock

Zaznaczę, że nie jestem w 100% na nie, bardzo doceniam parę rzeczy, ale naprawdę nie rozumiem skąd takie powszechne uwielbienie. Jestem jak na razie po S01E02.

1. Watson. Z tego co widzę to dużo osób go uwielbia i ja się pytam czemu? Od początku daje Sherlockowi sobą pomiatać, podaje mu wszystko o co ten poprosi, w ogóle nie reaguje na chamskie zachowania, przywłaszczanie sobie rzeczy, obraźliwe odzywki. Jak przez niego niesłusznie został zatrzymany przez policję i miał rozprawę to też nie pisnął słówkiem, dalej za nim lata, bo podnieca go taka rozrywka. A to nie jest 20-letni gówniarz, tylko dojrzały facet na oko kolo 40... Przez to trudno było mi w tę postać uwierzyć, no bo niby jest budowany na takiego ex-żołnierza, który ma mocny charakter, tyle przeżył i nie daje sobą manipulować, a tutaj od początku jest w tego Sherlocka wpatrzony jak w obrazek i jest wielce zachwycony tą sztuką dedukcji, bo genialny Sherlock wpadł na to, żeby sprawdzić czy domniemany samobójca jest leworęczny. Co jest w tej postaci ciekawego?

2. Sherlock - na maksa irytujący burak, na każdym kroku. Nie widzi nic złego w ciągłym manipulowaniu zapatrzoną w niego koleżanką i w ogóle na każdego patrzy z góry, każe ludziom się odwracać i zamknąć, bo jemu to przeszkadza. I to znowu jest dorosły facet, pewnie po 30. Ja rozumiem, że psychopata, ale mnie ta postać odrzucała, a każdy zdaje się go lubić.

3. Sherlock w sumie nie jest wybitnie inteligentny. Tzn. robi takie wrażenie, ale to tylko dlatego, że cała ta policja tutaj to skończeni debile. Wszystko to, na co nasz genialny Sherlock wpada, to są normalne procedury ustalane przez policję, a tutaj oni niby badają ciała i miejsca zbrodni, ale nic nigdy nie udaje im się ustalić poza może płcią zmarłego godzinę temu człowieka... Nie mogłam wyjść z podziwu, na tle takich dzieciaków to ja też bym mogła wyjść na geniusza

4. No i ta dedukcja... często miałam wrażenie, że Sherlock jest pewien, że było tak i tak, a przecież mogło być też inaczej. Ja rozumiem, że to jest taka konwencja, że po zegarku pozna co ktoś jadł rok temu na obiad, ale jednak ten brak logiki był nagminny. Czy poważnie to jest takie oczywiste, że ktoś zdradza, bo jej naszyjnik jest czysty, a obrączka mniej? Albo że ma stolik po lewej stronie kanapy, a więc jest leworęczny? Ja np. leworęczna nie jestem, a trzymam ucho kubka w lewej ręce, podobno to się wyklucza (zresztą kubek mógł zostać przekręcony, przesunięty. Albo że skoro ma porysowany telefon to jest alkoholikiem? Albo że skoro jest ubrany na różowo to pracuje w mediach? Wybitnie inteligentna może nie jestem, ale jednak psuło to oglądanie, bo co chwilę miałam takie 'wcale, że nie, z tego to nie wynika'. Może gdyby Sherlock po prostu szybko łączył fakty, częściej manipulował to robiłoby to większe wrażenie niż fakt, że zna na pamięć rozkład jazdy Londynu, każdy język świata i jest obeznany w nowościach na rynku luksusowych zegarków. Ja rozumiem, to jest konwencja, całkiem nawet zabawna, kilka fajnych żartów wyszło, ale jednak na dłuższą metę odbiera to tej postaci sens. Kilka jego spostrzeżeń było fajnych, no, ale trochę popłynęli

5. Masa jakichś takich pomniejszych głupot, wiadomo, że nie jest to duży problem, ale jednak przez to traciło się stawkę, bo w zasadzie co chwilę się okazywało, że jakiekolwiek zagrożenie tak naprawdę nie istnieje. Sherlock jest duszony? Nie bójcie się, włamywacz należący do Triady okaże się idiotą, który dusi ofiarę luźno przewiązaną na szyi szmatą przez 5 sekund i potem ucieka, a nasz bohater od razu się podnosi i zaraz wraca do gry. Jakiś inny mafiozo strzela do naszego bohatera z odległości 15 metrów na otwartej przestrzeni, ale też chyba ma 1. dzień w pracy, bo jakieś 5 razy chybił. Jakiś wpływowy koleś porywa Watsona? Nie bójcie się, przecież on tylko chciał go poprosić o przysługę, porwany odmówił, więc spoko, odwiozę Cię pod dom. Myślałeś, że zrobią mu krzywdę? Nie, co Ty. Ja rozumiem, że tak się robi nie tylko tutaj, ale no to sprawia, że po prostu mi na tych postaciach nie zależy, skoro otaczający ich niby specjaliści policji i mafii to debile.

Doceniam przeniesienie świata wykreowanego przez Doyle'a na współczesne realia, fajną dynamikę między 2 głównych bohaterów, humor, niezłe dialogi, dobrą grę aktorską. Oglądało się spoko, tylko po prostu wypowiadam się z perspektywy osoby, która od każdego słyszała jakie to jest dobre i nawet tutaj 95% ludzi daje 10, a ja po prostu widzę całkiem spoko serial, ale jednak nie jakoś mega wciągający. Domyślam się, że ciężko stworzyć serial i przedstawić tam myślenie najinteligentniejszej jednostki na świecie, może po prostu twórcy trochę za wysoko mierzyli

afteryou

A i zapomniałam o scenie gdyby patolog sądowa przeoczyła na obu badanych ciałach tatuaże będące symbolami znanej organizacji przestępczej i tylko Sherlock wpadł na to, żeby to sprawdzić. A ona to nie wiem co badała na tych zwłokach, może udało jej się ustalić jaki kolor włosów mieli zamordowani. W sumie to już mnie nie dziwi czemu Sherlock traktuje tych ludzi z góry, przecież to jest jakaś parodia

ocenił(a) serial na 9
afteryou


Moja odpowiedź sprowadza się w zasadzie do jednego pytania: czy czytałaś książki o Sherlocku Holmes'ie? Sądząc po ostatnim akapicie to tak. Ja lubię ten serial właśnie jako adaptację i do tego się będę odnosić. Wtedy część odpowiedzi jest w książkach i sposobie wykorzystania materiału źródłowego na potrzeby serialu.

1. Watson. Ten książkowy sam przyznał, że Sherlock traktował go na początku gorzej jak wieszak na kapelusze, a jego pochlebstwa sprawiały mu nieukrywaną radość, tak jakby nikt wcześniej nie mówił mu komplementów. Chyba dlatego zaczęli w ogóle się dogadywać. Może nieco przekoloryzowana ta relacja serialowa na początku ale później idzie w dobym kierunku. Watsona, jak przypuszczam, większość lubi, bo jest lojalny bez względu na wszystko i często rezygnuje z siebie na rzecz swojego genialnego współlokatora. Czy słusznie przy takiej kreacji Sherlocka? Sprawa dyskusyjna.

2. Owszem, serialowy Sherlock jest chamem i strasznym burkiem. Książkowy był egoistyczny, pewny siebie i wiary we własną nieomylność ale nie aż tak. Zdecydowanie wolę pierwowzór aczkolwiek serialowy przechodzi przemianę i od czasu do czasu stać go na ludzkie odruchy. Książkowy w zasadzie tylko raz przestał być "maszyną" - kiedy Wastson został postrzelony.

3. Prawie, że cytat z książki

ocenił(a) serial na 9
asik_87

Uciekło mi wypowiedź :(

3. Prawie, że cytat z książki

ocenił(a) serial na 9
asik_87

Nie jest mi dane dokończyć tą wypowiedź. Ostatni raz próbuje.

Sherlock też nie uważał, że robi coś ponadprzeciętnego tylko że Scotland Yard to idioci (fakt, że to były początki powstawania policji i nie mieli procedur). Tutaj przeniesienie 1:1 do serialu. Mnie to nie drażni. Akceptuje jako część całości.

4. Im lepiej znasz książkę tym większą frajdę masz z tych "dedukcji". Czasem są to "smaczki" z jakiś opowiadań, a czasem twórczość własna scenarzystów. W książce choćbym nie wiem jak się starała nie było szans żeby na postawie relacji Watsona zgadnąć rozwiązanie zagadki. Tutaj jest tak samo. Dla mnie jest to zarówno wada tego serialu, bo nie wymaga myślenia. Rozwiązanie dostajesz niejako "na tacy".

5. Głupoty są wszędzie. Nie będę tego bronić.

Może to po prostu nie być serial dla Ciebie. To, że wszystkim się podoba nie znaczy, że dla Ciebie też musi być wybitny. Miej własne zdanie :) U mnie nie siadł kompletnie serial "Synowie anarchii" - ludzie go uwielbiają i chwalą, a mnie nie zaangażował.

Ja żałuję, że twórcy Sherlocka zmienili koncepcję serialu po 2 sezonie. 2 sezon wywindował poprzeczkę tak wysoko, że nie udało się tego poziomu doskoczyć nastepnym sezonom. A szkoda.

asik_87

Dzięki za odpowiedź :)

Książki zaczynam, jestem po kilku rozdziałach Studium w szkarłacie. I ja wiem, że to dopiero początek, ale ja widzę ogromną różnicę. Jak czytałam fragment gdzie po raz pierwszy się spotykają w tym labie to byłam w szoku, Sherlock jak nie Sherlock. Jasne, lubił się popisywać, wywyższał się, ale jednak nie wyrażał pogardy w stosunku do innych, nie zachowywał się jak 8-letnie dziecko - podaj, ugotuj, przynieś i miał jakiś taki entuzjazm, cieszył się jak dziecko jak odkrył ten patent na wykrywanie krwi, a nie na zasadzie 'nie rozumiesz tego, bo jesteś idiotą' albo 'co z Wami, ludzie'. Tam byłam w stanie uwierzyć czemu Johna do niego ciągnie, on był intrygujący tak samo jak w serialu, ale minus chamstwo. A ten serialowy to po prostu egocentryczny i narcystyczny megaloman, który przejawia pogardę do każdego i wydaje mu się, że wszystko mu się należy, zero jakiejś empatii, tylko manipulacja i monarchia absolutna. Nic ciekawego, ot, człowiek kwalifikujący się na psychoterapię

Mówiąc o przeniesieniu bardziej chodziło mi o zmianę czasu akcji - jakieś kosmetyczne zmiany, kilka świetnych pomysłów.

Jednak ja wychodzę z założenia, że serial to osobne dzieło. Nie musi się kierować tym co było w książce. Mogliby to zmienić, bo np. ta policja to jest komedia w tej wersji, gdzie nie potrafią zrobić dosłownie nic i są w szoku gdy innowacyjny Sherlock wpada na pomysł sprawdzenia ew. leworęczności domniemanego samobójcy. I tak jak zabieg ze zmianą czasu akcji jest super - tak tutaj należałoby to zmienić. No, tylko wtedy trzeba by więcej inteligencji w Sherlocku, a to jak widać trudne. Dlatego uważam, że zamiast podbić stawkę i robić z niego chodzącą encyklopedię, mogli po prostu zostać przy szybkim łączeniu faktów, dostrzeganiu manipulacji, technik manipulacji (ale nie do podobno najbliższych!), pamięci, świeżego umysłu itd. No, ale wybrali inny sposób

Skończyłam pierwszy sezon, natomiast nie mam ochoty na więcej. Moriarty - mam już przesyt takich postaci, tak samo jak ten Mycroft - nie, bardziej mnie to irytuje niż bawi

Co do Johna no to może w książce tak było - tylko że tutaj mogli to zmienić, tak, po prostu ciężko uwierzyć w podstarzałego weterana, który na własne życzenie jest gosposią dorosłego chłopa, bo mu zaimponował. Poza tym dla mnie to po prostu nudna postać - właśnie przez to, że daje sobą pomiatać, w zasadzie to nawet jak z czymś się nie zgadza, to i tak odpuszcza. A Sherlock to jest naprawdę irytujący typ. Rozumiem czemu policja chce się z nim użerać (ale oni przynajmniej okazują niechęć), ale John? Naprawdę nie ma na emeryturze nic ciekawszego do roboty niż mieszkanie z 10-letnim dzieckiem z megalomanią traktującego go jak gówno?

Dam szansę książkom, natomiast bo zobaczeniu pierwszych 5 minut 4. odcinka - wymiękam, tym bardziej, że nawet fani jadą po 4. sezonie, więc lepiej już nie będzie

ocenił(a) serial na 9
afteryou

Tak mi się wydaje, że serial powstał na fali nie-kryształowych-głównych-bohaterów. Ludzie byli znudzeni postaciami jedno znacznie dobrymi i pojawił się taki dr. House czy Sherlock, którzy mają genialne predyspozycje, walczą ze złem i dodatkowo mają sporo problemów ze sobą. Da się go wbrew pozorom lubić.

Ja kurczę mam pewien problem z przenoszeniem książek na ekran. Ciężko mi się jedno znacznie odciąć od materiału źródłowego. Filmy czasem pomijają istotne wątki i nie ma ciągłości albo wytłumaczenia danego działania. Lubię jak wzajemnie się to uzupełnia... aczkolwiek są adaptacje, które irytują mnie odejściem od oryginału i są takie jak ten serial, że odejście mi się bardzo podoba. Nie chciałabym żeby wszystko było tak jak na papierze, bo to żadna frajda widzieć rozwiązanie zagadki którą się zna.

Serialowy John jest uzależniony od mocnych wrażeń i chyba nie ma nic innego co by mu zapewniło takie atrakcje jak Sherlock.

Obejrzyj drugi sezon do końca. Warto. Przed tobą najlepsze odcinki :) Później możesz sobie darować :D Sezon 3 bardziej humorystyczny, a 4 hmmm... W sumie może ci się spodobać bo Sherlock jest "uczłowieczony" i właśnie to się fanom nie podoba. Zamiast na sprawach jest skupiony na emocjach. Wydaje mi się że narracja też jest inna: 2 pierwsze sezony są jakby z perspektywy Johna, a kolejne z perspektywy Sherlocka.

Powodzenia z lekturą

asik_87

Ja się z Tobą zgadzam, nie chciałabym idealnych postaci jak od linijki, tylko że moim zdaniem tutaj ta granica została przekroczona.

Sherlock, który lubi się popisywać i gdzieś tam ma w sobie przekonanie o swojej wyższości - spoko. Ale jeżeli dodamy do tego chamstwo, naprawdę ohydne komentarze do innych ludzi, zaznaczanie na każdym kroku jak to ktoś jest idiotą i w ogóle jak to łatwo musi się żyć z byciem takim idiotą i to wysługiwanie się każdym - przynieś mi długopis, miałeś podać mi długopis, co z tobą, zabrałeś mi bez pytania komputer i złamałeś hasło - tak, bo nie chciało mi się iść po mój i perfidne manipulowanie koleżanką, która ma maślane oczy jak na niego patrzy - dla mnie to już przegięcie i odejmowanie tej postaci jakiegoś takiego uroku i tej nieszkodliwej ekscentryczności, w tym momencie już nie traktuję go poważnie, wzbudza we mnie raczej irytację i politowanie. Jak dodamy do tego to, że wiele przełomowego to on nie robi, to już w ogóle zanika gdzieś ten obraz intrygującego geniusza, a pojawia się duże dziecko z narcystycznym zacięciem, które pałało nienawiścią do ludzi jeszcze zanim wyszło z kołyski.

John to jest z kolei postać płaska jak deska drewna. Facet zero charyzmy, dający sobą pomiatać, bo... powody?

Chciałabym troszeczkę więcej interakcji między tymi postaciami po prostu i żeby każdą troszeczkę zmienić - Sherlocka złagodzić i nadać mu przez to tę charyzmę i urok, a Johna troszeczkę usamodzielnić, a nie chłop lat 40 i nie potrafi wytłumaczyć facetowi poznanemu tydzień wcześniej, że dzisiaj ma randkę i nie będzie dla niego latał po mieście i podawał długopisów, tylko wychodzi gdzieś, bo tak chce