z 30 sierpnia 2010. Ktoś oglądał? Czy to jest zwykły odcinek, także trwający 1,5 h?
Tak, to jest normalny 1,5 h odcinek. Jest to w zasadzie wcześniejsza wersja Study in Pink.
W zasadzie to trwa 55 minut, ale, jak powiedział leniwa_cisza, to wcześniejsza wersja Studium w różu, nieco skrócona i, moim zdaniem (i nie tylko moim) słabsza.
Masz racje, już obejrzałam i zgadzam sie z tym co mówisz. Jednak po tych zaledwie kilku odcinkach mam taki niedosyt Sherlocka że obejrze każdy odcinek jaki tylko sie pojawi :)
o, znajomy syndrom:) pilot podobał mi się, ale rzeczywiście w porównaniu do właściwych części - słabszy. Myślę,że nasi genialni twórcy wyciągnęli wnioski i pozmieniali, co trzeba, dopracowali szczegóły. Np dobrze, że zrezygnowali ze sceny na dachu, kiedy Sherlock szuka walizki...
oglądam właśnie pilot i nic mi się nie zgadza m. in- fryzura SH, jego mieszkanie (dziwnie czyste), jakieś takie te dialogi sztywne, pierwsza scena w laboratorium zupełnie zmieniona. Study in pink jest dużo lepsze- jest na wyższym poziomie (SH jest dużo bardziej wyrazisty) jeśli chodzi o grę aktorską i o przygotowanie planu zdjęciowego. Ale jeśli ktoś obejrzał Studium to myślę, że warto zajrzeć.
Ok, już sama ściągnęłam ;) Jest niezłe, w sensie, mieszkanko milsze, sherly ciut ładniejszy (tylko ta przyklapnięta fryzurka, o matko...) chociaż wkurza mnie, że jest jakby milszy i bardziej uśmiechliwy. John identyczny, za to go wielbię ;)
No, też zauważyłam :) A wgl, strasznie śmiesznie było, jak się zjarał tym narkotykiem od taksówkarza ;D Ale ogólnie odcinek dosyć słaby, mówili jakoś tak sztucznie i wgl. Tylko fajne było, że Sherly był jakby bardziej.... Książkowy ;)
Ta, jakiś taki bardziej poukładany był w Pilocie ;) I miły, Dżizas, za miły i zbyt łagodny. Wyglądał jak taki sympatyczny, młodziutki amator ciekawych spraw. Potem trochę się odmieniło, jak rozpracowywał taksiarza ;>
Zgadzam się z przedmówcami, zdecydowanie słabszy od wersji ostatecznej(moim zdaniem największym minusem jest jednak mimo wszystko bark Mycrofta), o scenie na dachu nawet nie wspomnę(chociaż w sumie była zabawna - Ta tadam! Batlock nadchodzi!). Ale mimo wszystko warto obejrzeć chociażby z jednego powodu - Andersona z brodą, czy tylko u mnie wywołało to opad szczeny?
(MOZLIWE SPOILERY)
Ach, przypomniałam sobie. Jedną rzeczą, która mi bardziej pasowała w pilocie było to że Sherlock od razu połapał się co do mordercy, to było takie Holmesowe. W SIP( z tego co rozmawiałam z paroma osobami) widz już w połowie odcinka jest w stanie zorientować się kim (a raczej czym?) morderca jest podczas gdy Holmes nadal krąży i snuje przypuszczenia, a koniec końców to morderca sam do niego przychodzi.
Zgadzam się, chociaż jakoś mega się tego nie wyczuwało w Study in Pink. Za to naprawdę nieźle poprawili całe UP, właściwie przerobili prawie wszystko - największa chwała im za zmienienie Sherlocka.
A scena na dachu była super ;D John patrzył wtedy na SH jakby co najmniej już w tym odcinku (SPOILER) Sherly miał zeskoczyć xd.
Nie, faktycznie zbytnio to jakoś nie zawadzało, w sumie dopiero jak zobaczyłam pilota(już po obejrzeniu SIP) zwróciłam na to jakąś większą uwagę.
Ale wydaje mi się też, że nie przeszkadzało to ponieważ(mogę się mylić, to tylko moja prywatna opinia) cała ta prawa z morderstwami jest zapuchnięta jakby na drugi plan. Owszem wszystko jest świetnie przemyślane i zrobione ale w tym pierwszym odcinku jakby ważniejszy jest ten początek przyjaźni pomiędzy Sherlockiem i Johnem, to jak uprzedzony do ludzi Holmes od razu akceptuje Johna i jaki detektyw ma niesamowity wpływ na doktorka i to wszystko po zaledwie kilku godzinach znajomości.
I tak, ja też wolę tą bardziej arogancką, przemądrzałą i mrukliwą wersje Sherlocka :)
Świetnie to ujęłaś ;) Właśnie, z pierwszego odcinka to głownie zapamiętałam chamskie gadki do Andersona.
- Anderson, przestań mówić, bo zaniżasz IQ całej ulicy.
- Anderson, chcę widzieć Twoje plecy.
- Anderson, ja nie jestem psychopatą, jestem wysoce skomplikowanym socjopatą, odrób lekcje!
Love it!!!! ;3
Jest wtedy taki... Bardziej ludzki ;) Albo właśnie wręcz przeciwnie :D Isn't he?
Przepadam za jego chamskimi odzywkami ;d Nawet jeśli czasami wyobrażam sobie, że mu prawię kazanie na ten temat ;p
I taki autentyczny, widząc go po Sherlocku w innych "sympatycznych"(chociażby "Fortysomething" - istny anioł!) rolach aż mi było jakoś dziwnie(no ale na tym właśnie powinna polegać genialna gra aktorska). Wracając do autentyczności Sherlocka to przypomniało mi się jak moja przyjaciółka załapała się na oglądanie ze mną "Ślepego bankiera", przy scenie gdy Sherlock bajeruje Moly a gdy ta się odwraca uśmiech znika mu z twarzy w mniej niż ułamek sekundy, moja przyjaciółka z autentyczną nienawiścią w głosie stwierdziła "Co za skur**syn!" jak by jej koleś co najmniej całą rodzinę siekierką zaszlachtował :) Tak czy inaczej lubię tego Sherlocka-chama, ma w sobie jakiś urok :D
Taa, czasami to ja też go w myślach przezywam :D
No, ale każdy kto oglądał Reichenbach Fall wie, że Sherlock w sumie lubi Molly... ;3 Zresztą, on całkiem autentycznie BYWA wobec niej miły. Jak ma dobry humor, albo... No, albo jak coś od niej chce xd
O takl - ta scena w stołówce - zawsze jak ją oglądam nie mogę się powstrzymać od śmiechu. Jest wtedy tak chamski dla niej, że aż uroczy. I świetna też jest scena z kawą w SIP - może chciałbyś kawy? (w domyśle ze mną) - o tak. czarna dwie kostki cukru. na 2 piętrze :D
Scena z kawą też jest świetna tylko, że mi się zawsze wydawało, że o ile w Ślepym Bakierze jego zachowanie jest w pełni celowe, to SIP on jej najzwyczajniej w świecie nie zrozumiał :) Sherlock-Not-Really-My-Area-Holmes :)
tak tak - i właśnie to jego zupełne nie zrozumienie w SIP jest takie urocze :D